EUROPEJSKA NIEDORÓBKA

Wczoraj z ogromnym nagłośnieniem otwarto 19-kilometrowy odcinek autostrady z Pikutkowa do Kowala. Z dwuletnim poślizgiem. Cała A-1 z Łodzi do Gdańska miała być bowiem czynna na Euro 2012. To „wiekopomne” wydarzenie – oddanie kawałka drogi – ma być symbolem naszych dziesięciu „świetlnych” lat w Unii Europejskiej (reklamowy slogan rządu). Niestety, dla mnie jednoznacznie kojarzy się ono z PRL-em, kiedy tak samo, dla uczczenia kolejnej rocznicy jego trwania, 22 lipca przecinano wstęgi na „dokonaniach socjalizmu”.
(Choć do pewnego momentu sądziłem wtedy, że flagi w tym dniu wywieszają z powodu moich urodzin – taki żarcik) .

To skojarzenie ma trwalsze umocowanie. Oddawane w PRL-u inwestycje dość często wymagały poprawek i remontów zaraz po ich oddaniu. Tak się składa, że miałem okazję parokrotnie przejechać się kawałkiem A-1 z Kowala do Łodzi. Jedna z najdroższych w Europie szos... ma już koleiny (przyznaję niewielkie - jeszcze nie przeszkadzają przy zmianie pasa ruchu). Co więcej, czasami z powodu nierówności poprzecznych można mieć wrażenie, że... płynie się statkiem (tak buja). Nie wiem, może to celowy zabieg projektantów i budowniczych? Ot, takie „dwa w jednym”?

Podobno autostrady budujemy z pieniądze z UE. Tak nas przynajmniej przekonuje wierchuszka z aktualnie rządzącej „przewodniej siły narodu”. A skoro budujemy nie „za nasze”, to trochę ma obowiązywać zasada wpisana w ludowe powiedzenie: „darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby”.
Dlatego jest tak drogo. I tak marnie.

Rzecz w tym, że wbrew temu „kitowi”, który się nam wciska – Unia Europejska niczego nam za darmo nie daje.
Nasze członkostwo w UE to „układ zwrotny”.
Nasza roczna składka do budżetu UE to już około 20 mld. zł. I rośnie.
Zysk banków -w 4/5 zagranicznych- w 2013 roku to około 15 mld. zł.
Zagraniczne firmy w ubiegłym roku zdobyły u nas zlecenia na 60 mld. zł,
gdy polskie za granicą śladową ich ilość.
( http://finanse.wp.pl/kat,10336... )
Polski handel został zdominowany przez zachodnie sieci, które zniszczyły nie tylko nasze rodzime firmy zajmujące się sprzedażą, ale także setki i tysiące naszych firm produkcyjnych (choćby poprzez zniszczenie ich odbiorców – polskich sklepów).
Przy wielomiliardowych przychodach zachodnie sieci nie płacą podatków, bo... nie osiągają zysków (które, dzięki swym powiązaniom, wykazują gdzie indziej).
(http://polskiepiekielko.pl/201... )
Ich ekspansja była i jest możliwa tylko dzięki stworzeniu przez nasze kolejne rządy warunków do NIERÓWNEJ KONKURENCJI. Dla zachodnich marketów zwolnienia i ułatwienia, dla polskich podmiotów obciążenia, „śruba podatkowa” i kontrole skarbowe.

I tak dalej, i dalej...

Dodatkowo warto się zastanowić, ile tych naszych „szumnych” inwestycji – niby finansowanych z UE - ... powiększa nasz dług krajowy, który, wcześniej czy później, może nas udusić, tak jak to się z stało z Grecją.
http://gospodarka.dziennik.pl/...

Okazuje się więc, że jeżeli podliczymy cały nasz wkład do UE, to owe 60 mld zł rocznie (mniej więcej), które dostajemy z Brukseli – i które w niemałej części marnujemy – nie jest ani w złotówce darowizną. Trzeba bowiem patrzeć na całość „kontraktu” - naszego członkostwa w UE, a nie tylko na jego wybrane aspekty, korzystne dla władców z Warszawy i z Brukseli.
W jednym nasi rządzący, tak upajający się – niczym peerelowscy pierwsi sekretarze – swymi „dokonaniami”, mają rację. „Europejska niedoróbka” z Łodzi do Pikutkowa może być symbolem. Może być symbolem całej Unii Europejskiej. Która jest niedoróbką w nieskończenie większym stopniu niż felerny odcinek A-1.
I nie chodzi tutaj o to, że nie wiadomo, czym jest i czym ma być ten twór zaistniały w Europie po II Wojnie światowej. Chodzi, przede wszystkim, o to, że w Unii Europejskiej, która innych oskarża o braki w tzw. „demokracji” (w cudzysłowie, bo to słowo dzisiaj znaczy „wszystko”, a w konsekwencji - „nic”), obywatele nie decydują de facto o niczym. Ale o tym w następnym felietonie zatytułowanym „Chory europarlament, chora UE”.