Kryptonim "PAJĘCZYNA" - z pamiętnika byłego oficera...

Z tzw. "pewnych względów" przypominam moje dość stare wpisy. Są jednak przyczynkiem do tego co za chwil parę zamieszczę.

Tekst z 23 grudnia 2010 roku.

Nie wiem czy ta książka zostanie wydana. Warto jednak wiedzieć o czym mogłaby być.
Czy ktoś z Was kojarzy taką instytucję jak Poradnia Psychologiczno – Pedagogiczna.
Otóż jednym z jej zadań jest „Pomoc uczniom w dokonywaniu wyboru kierunku kształcenia, zawodu i planowaniu kariery zawodowej”.
I na tym się skupimy. Instytucja ta istnieje w Polsce od dziesiątek lat i była jednym z ważnych źródeł informacji o potencjalnych kandydatach na współpracowników i pracowników służb specjalnych, cywilnych i wojskowych. Zarówno w takiej poradni jak i w większości szkół podstawowych i średnich, nie wspominając o szkołach wyższych rezydował przedstawiciel służb. Ich rolą było wychwytywanie dzieci szczególnie zdolnych lecz stwarzających problemy wychowawcze. Bowiem człowiek, który sam wybiera pracę w służbach, czy to z powodów ideowych czy też finansowych ma często mniejszą wartość niż zwerbowany lub pozyskany za pomocą... Ja jestem jednym z takich ludzi. Ale o tym później.
Pamiętam przełom lat 70-ych i 80-ych, było gorąco i to bynajmniej nie z powodu ocieplenia, tym jeszcze nikt nie grał. Byłem wtedy młodym oficerem niskiej szarży. Cieszyłem się jednak zaufaniem niektórych funkcjonariuszy z wierchuszki. Ponadto podobały im się moje niesztampowe metody pracy, analityczny i zarazem niecodzienny sposób myślenia. Pewnego wieczoru usłyszałem dzwonek do drzwi i ku mojemu zaskoczeniu pojawił się w nich sam, bez obstawy, wysoki rangą, ważny funkcjonariusz służb wojskowych. Widział moje zaskoczenie, i jakoś tak powiedział: wiesz Jurek, właśnie przechodziłem obok i pomyślałem, że wpadnę, wiesz, że lubię z Tobą pogadać.
No i pogadaliśmy. Tym razem alkoholu było mniej niż zwykle bo sprawy jak się okazało były dość, a nawet bardzo poważne.
Nie będę przytaczał całej rozmowy bo była dość długa.
Chodziło głownie o to, że pewne grupy władzy, nazwijmy je myślące przyszłościowo, postanowiły się odnaleźć w trudnej sytuacji jaka panowała w Bloku Wschodnim. Byli już po rozmowach z grupą towarzyszy z Moskwy. Czas gonił, czuliśmy oddech Solidarności na plecach, a scenariusze przygotowane przez starych analityków nie dawały gwarancji przetrwania. I nie chodzi tu o kasę, w tych sprawach służby były zawsze zapobiegliwe. Ja oprócz wysokiej emerytury z dodatkami mam sporo oszczędności na bezpiecznych kontach i kilka dobrze prosperujących interesów w Polsce i nie tylko. A nie wspiąłem się na sam szczyt, choć byłem dość wysoko. Chodziło o ciągłość, o to by oddać władzę na papierze, a nie realnie, by przejąć możliwie jak najwięcej przedsiębiorstw, instytucji i zaadptować się do Nowego Ładu jaki nadchodził. Zaraz ktoś mi wytknie, iż pieprzę, bo wszystko było nasze. I tak i nie. Jak to u TW Bolka. Chodziło bowiem o to by zastąpić lub uzupełnić posiadane już wpływy. To nie miała być gospodarka socjalistyczna, mieliśmy przejść transformację ustrojową i gospodarczą. Tak się przynajmniej miało wydawać Polakom. Jak to mówią dał nam przykład Gorbaczow jak się zmieniać mamy. A pieriestrojka to tylko przykrywka.
A zatem jaki był główny komunikat od nocnego gościa. Słuchaj Jurek musimy założyć grupę ludzi, całkowicie poza strukturami oficjalnymi, poza wiedzą władzy, podobnie jak robią to w ZSRR. Ma mieć strukturę nie do zinfiltrowania i prześwietlenia, a jednocześnie ma wpływać na wszystkie przemiany społeczne, polityczne i gospodarcze. Zapytałem: a czarni wiedzą ( władze kościoła ). Usłyszałem w odpowiedzi: kto ma wiedzieć ten wie.
No to jak tak, to do roboty. Czasy było mało, ale daliśmy radę.
Po wielu spotkaniach i dyskusjach powstała następująco formuła „krzak”, główny pień krzaka stanowiła wybrana wierchuszka, kilkanaście osób, nie wszyscy znali się nawzajem, każdy z nich werbował 3 – 5 osób i z każdym spotykał się osobno i tak dalej, a od 5 stopnia tworzono grupy od 3 do 10 osób z możliwością spotykania się całej grupy, aż do 10 ostatniego stopnia. Co dawało kilkadziesiąt tysięcy osób. Lecz wbrew pozorom tak duża organizacja nie była jednolitym tworem. Na każdym szczeblu tylko funkcjonariusze mogli tworzyć kolejne grupy, a od 5 stopnia w grupach byli też TW i różnego rodzaju agenci, np. wpływu. Z jednej strony zawodowcy, a z drugiej amatorzy, choć nie bez doświadczenia, którzy to mieli wykonać założenia operacji o kryptonimie „Pajęczyna”. Nasi przeciwnicy nazywali nas czerwonymi pająkami nie bez racji oplataliśmy za komuny i po transformacji Polska miała być opleciona we wszelakich sferach życia. Z jednej strony „Pajęczyna” miała łowić w sieć ofiary, które służyły zarówno do konsumpcji jak i do służenia „Pająkom”, a z drugiej strony była czułym instrumentem do wszelakiej kontroli. I wtedy okazało się, iż nie jest to takie proste, było ciut za późno. I zrodził się w naszych głowach, nie bez pomocy towarzyszy z Moskwy następujący plan. Miałem w tym udział. Gdy spytano mnie co zrobić skoro „Wróg u bram”, a projekt nie skończony, zadałem pytanie: czy wiecie co się robi by wygrać mecz ? Padały różne odpowiedzi, jak zwykle głównie sugerowano ustawienie meczu. I słusznie. Natomiast by wygrać rozgrywki trzeba czasem nie tylko strzelać bramki, a również wykluczyć przeciwnika z gry. Na odpowiedni czas. I tak zrodziła się idea „Stanu wojennego”. A gen. Jaruzelski był tego nieświadomym wykonawcą. Założenie było takie odsunąć od przyszłego zarządzania siecią starych towarzyszy, posłać na bezpieczne emeryturki, bronić ich przed Temidą, ale do czasu wykorzystywać ich pozycję i możliwości w naszym projekcie. I tak się stało. Moskwa skutecznie zamydliła generałom oczy, rozegrała ich jak Karpow partię szachów, a my posłaliśmy przeciwnika na ławkę kar do czasu gdy „Pajęczyna” okrzepła, wyparła w większości stary układ częściowo go adaptując i zaczęła działać. I do dzisiaj mamy ubaw gdy słuchamy generałów i ich przeciwników spierających się o przyczyny i konieczność stanu wojennego. Od kilkunastu lat spotykamy się w ścisłym gronie i przy wódeczce licytujemy się kto kogo bardziej wypuścił, kto zrobił lepszą wrzutkę. Długo na liście przebojów był Jerzy Urban, który zawsze był zadufanym w sobie średnio zdolnym idiotą i bufonem, myślał, że rządzi i dzieli. A my dymaliśmy go i jego towarzystwo wrzutkami, by odwrócić uwagę o prawdziwej gry.
Pamiętajcie, iż prawdziwa gra toczy się zawsze obok, poza tymi których wy uważacie za graczy.
A afera Rywinia to majstersztyk. Główne cele to osłabienie Lewicy, napomnienie Agory, Solorza by nie fikali za bardzo. A sam Rywin zagrał swoją ostatnią rolę, lepszą niż w Ekstradycji, oczywiście za godziwe honorarium. O reszcie nie mogę powiedzieć, gdyż tak naprawdę ta afera się jeszcze nie skończyła.
Następna wrzutka maskującą i odciągająca od naprawdę poważnej afery jaką jest prywatyzacja w wykonaniu Ministra Grada i jego wesołej, między innymi naszej ekipy, to wrzutka pod tytułem afera hazardowa. Śmiech na sali, przy okazji można było dokończyć kompromitację idei komisji sejmowych. Hazard to w Makao i Las Vegas Panie i Panowie, a nie maszyny na wsi. Owszem to spora kasa, ale to zaledwie liga okręgowa. A my gramy w Ekstraklasie. Politycy to może 1-sza, 2-ga liga.
A zamach na Papieża, nie tak miało być, owszem zlecenie Radzieckie, ale chodziło o walkę z Islamem, który jak mało kto sobie zdaje sprawę zagraża Rosji bardziej niż Ameryce w długofalowej perspektywie. Ale nie wyszło, bo paru przypalonych idiotów się pogubiło. Absolutnie nikt nie miał zamiaru zabić Papieża. Tylko gierki wewnętrzne spowodowały, iż stracono kontrolę nad wykonawcami zlecenia.
Prawda wyjdzie gdy zacznie się kolejna rozgrywka u „Braci Moskali”. Zaczyna im brakować kart, a te co mają są dość zgrane, choć dalej są w grze i w czołówce czego dowodem jest „Robota Smoleńska”. Dwie istotne rzeczy, a jedna nawet związana z w/w zamachem. Pierwsza to proste pytania do konkurencji: I co nam zrobicie ?. A druga to przypomnienie wszystkim formacjom politycznym i po części nam ( kolegom z „Pajęczyny” ), kto rozdaje karty i kto ma wygrywać. Może nie zawsze, ale zawsze gdy w puli jest duża wygrana. Gdyby chciano wyeliminować PiS lub któregoś z braci Kaczyńskich to uwierzcie mi jest tysiąc innych sposobów. Tu chodziło o spektakularny powrót do gry. Duży „Show”, sorry za nazwę ale tak jest prawda. Musiało być spektakularnie. A dojście do prawdy jest trudne z prostej przyczyny, jest tyle ścieżek i tropów, iż nawet wytrawny pies myśliwski by się pogubił, a nawet jeśli dopadnie, to co najwyżej „ryżego zająca” i trochę „drobiu”.
Ale się rozpisałem, a jest tego w pamiętniku o wiele więcej, to w końcu zapis kilkudziesięciu lat mojego i innych życia.
Na dzisiaj chyba dość, jak... to może będzie druga część. O tym jak i dlaczego mnie zwerbowano do służb. O naszych panienkach i chłopakach do specjalnych zadań - czytaj o prostytutkach i homoseksualnych prostytutkach. O agentkach z NRD i Bułgarii. O wesołym życiu w akademikach i mojej sztuce bilokacji.
O Kościele słów będzie kilka, do tej roboty była kolejka, to był prestiż, świetne żarcie i alkohole i niezłe obrywy, no czasem kilka lat w zakonie, ale było to warte wyrzeczeń.
O przypomniało mi się. Jeden z kolegów ze wschodu tak się zachwycił sowimi sukcesami, iż niedawno po polowaniu na głuszce, nomen omen, powiedział, iż słyszał jakoby skrajna prawica w Polsce myślała, że ten „Wulkan” to robota służb. Jedno ich gubi trochę nas Polaków niedoceniają, albo przeceniają jako idiotów.
To na koniec wrzutka.
Jest taki jeden poseł. Moje dzieło. Otóż tenże poseł miał najpierw namieszać w ZchN, potem miał pomoc rozłożyć PiS, ale życie samo pisze scenariusze i tak się złożyło, że Kaczyński odrzucił jego awanse i zaloty i bez jakiejkolwiek pomocy z naszej strony, tenże sławny poseł w pełni uwiarygodniony jako opozycjonista i obecnie wróg PiS, a członek PO robi nam, że tak powiem dobrze. Dzieło przerosło twórcę, jak mówią mi koledzy. Chyba wiecie o kogo chodzi.
Pozostaje proste pytanie: po co to wszystko, jak jesteśmy już nieźle „zarobieni”.
Dla niektórych to smak władzy, a dla innych adrenalina.
A tak naprawdę robiliśmy to dla nas i dla naszych dzieci i wnuków, w końcu o rodzinę trzeba dbać.
Jak widzicie prawie Darwinowsko proste i nie trzeba się doszukiwać innych motywacji.

YouTube: