Zadzwonił do mnie znajomy z Francji. Tamtejszy urzędnik państwowy – ale Polak. Mówił oburzony, że sytuacja taka jak w III RP nie mogłaby zdarzyć się w kraju, w którym mieszka. Chodzi o aferę w związku z bojkotem referendum ze strony prezydenta i premiera. Jasne jest przecież, że każdy urzędnik państwowy czy samorządowy, który − w zgodzie z własnym sumieniem – pójdzie na referendum, wbrew apelom liderów Platformy Obywatelskiej, ma się dostać na „czarną listę”, bo jednoznacznie się określił, że politycznie jest mu z władzą nie po drodze.
Oczywiście takie zastraszanie ludzi zawodowo związanych z administracją państwową czy samorządową jest absolutnie niezgodne z Konstytucją RP. Przypomina to czasy PRL, a zwłaszcza lata 1970 i 1980, gdy takimi właśnie zabiegami politycy obozu władzy zniechęcali obywateli do korzystania z przysługujących im obywatelskich praw.
„Spisane będą czyny i rozmowy” – te słowa Miłosza powinny być przestrogą dla Tuska i Komorowskiego, którzy sięgają do takich brudnych metod rodem z komuny. Przynajmniej wiadomo, po co Tusk to robi. Jeśli bowiem przegra to referendum, będzie po nim. Pozamiatają po nim w partii koledzy. Mają już przygotowanego jego następcę…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1571
Zastanawiał się pan jak wielu zdrajców będzie trzeba wygnać i czy będzie to trzeba uczynić ? To trudna sprawa co z nimi zrobić, na pewno pozostawić ich w spokoju tak jak w 89r. nie będzie można jak i pozwolić działać w sposób taki jak dotąd to czynili.