Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Wyrwane z kontekstu: Nie ma lekko
Wysłane przez tsole w 08-09-2013 [10:26]
...nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. (Łk 14,33)
Czytana dziś perykopa ewangelijna św. Łukasza rodzi bunt. Są tam słowa wręcz przerażające: „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem (Łk 14, 26).
Wyrwany z kontekstu fragment ten sugeruje, że Chrystus - ten najżarliwszy orędownik Miłości - wzywa nas do nienawiści! I to kogo: najdroższych nam i najbliższych! Ba - samych siebie!
Następne wersy wyjaśniają nam jednak, o czym naprawdę myślał Jezus, formułując tak drastyczne zdanie. Chodziło Mu o wskazanie właściwej hierarchii wartości, jaka powinna cechować Jego uczniów. Znamy ją z innych miejsc Ewangelii, zwłaszcza najważniejszego przykazania: będziesz miłował Pana Boga swego (...) a bliźniego swego jak siebie samego. Najpierw i przede wszystkim Pana Boga. Potem bliźnich. Pana Boga „ze wszystkich sił swoich” a bliźniego „tylko” jak siebie samego.
Zatem nie o uczucie nienawiści tu chodzi. Wieloznaczność słów w różnych językach nieraz zwykła sprawiać figle. W innych tłumaczeniach zamiast „nienawidzi” mamy „nie żywi mniejszej miłości” (Ks. Seweryn Kowalski), „nie wyrzeknie się dla mnie” (R. Brandstaetter).
Jezus wymaga od nas solidności i roztropności. „Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?”(Łk 14,28) Nie jest uczniem ten, który przyszedł do Jezusa wyłącznie z ciekawości, lub odruchowego podążania za innymi. Nie jest nim ten, kto żywi wiarę wyłącznie mocą tradycji, poprzez rutynowe akty życia religijnego.
Uczniem Jezusa jest się z własnego, wolnego wyboru. Wyboru świadomego, uwzględniającego ową jasno sformułowaną przez Nauczyciela hierarchię: że przede wszystkim Bóg, potem bliźni i ja sam. Że w sytuacji granicznej On będzie najważniejszy. Nawet - jakie to trudne! - przed ojcem, matką. Przed własnym życiem.
Jak u pierwszych chrześcijan rzuconych lwom na pożarcie.
Komentarze
08-09-2013 [12:51] - Temu Misiu | Link: Ta wasza wiara...
"Ten wasz Bóg!... Co On za jeden?!
- No czyni cuda... no, codziennie.
Fakt, że wystarczy wyjrzeć przez okno.
- Ale, czy dzisiaj nie przesadził?
Nawet kiedy leje jak z cebra i tak jest cudnie.
Ten wasz Bóg...
Po co On to stworzył? Aż tyle...
To przepych, zbytek nie do ogarnięcia.
- Dał wam niewiastę i mężczyznę,
dał wam potomstwo, ciągłość istoty. Po co to?
Wszystko wam dał!
- Chyba po to, byście trud jego kreacji
i czas wam dany beztrosko trwonili!
Ten wasz Bóg... ze swoją dobrocią...
Mógłby zająć się swoimi sprawami,
a nie ratować mnie z opresji.
Czy prosiłem, żeby ratował mi życie?
- No, może raz, czy dwa,
w następnych próbach nawet nie zdążyłem pisnąć.
Ten wasz Bóg...
Rozpieścił was, rozbisurmanił was jak... Ojciec.
- To w końcu czyje to wszystko?
Ten cały kram: góry, lasy, obłoki,
roześmiane pyszczki dziewuszek,
harde mordki chłopaczków, pełne spichlerze?
Jego to, czy wasze?... Macie na to jakiś glejt, czy tylko słowo?
Ten wasz Bóg..."
08-09-2013 [13:07] - tsole | Link: :)
Fajne...
11-09-2013 [09:07] - Temu Misiu | Link: :)
Fajna recenzja. - Ale nie róbmy polityki... :)))