PO – partia, która rozczarowała samą siebie

Pewna informacja, która – jak się przekornie powiada – wyciekła do mediów, wymaga komentarza. Jej wymowa jest bowiem piorunująca i powinna przyprawić o drżenie bossów Platformy Obywatelskiej. Z pozoru chodzi tylko o suchą statystykę. "Wyciekło" bowiem, że w wewnętrznych wyborach na szefa PO wzięło udział drogą internetową ni mniej ni więcej, tylko 27,69% uprawnionych do głosowania platformersów.
 
Jak słusznie zauważył pewien komentator, członkowie partii to najbardziej aktywna politycznie grupa społeczeństwa i frekwencja wśród nich powinna być znacznie wyższa niż w przypadku ogółu społeczeństwa. Tym bardziej członkowie nowoczesnej i europejskiej z gruntu Platformy Obywatelskiej. Dla nich Internet to bułka z masłem. Przecież Platforma chce cały kraj przygotować do głosowania elektronicznego. Wybory wewnętrzne miały być pierwszym krokiem na tej drodze, jak obwieściła p. Kidawa-Błońska. A tu, masz babo placek, internetowa zapaść. Czym ją wytłumaczyć? Dlaczego jedynie ok. 11 tysięcy aktywistów partii (spośród 40 tys. członków) zdecydowało się zagłosować na przewodniczącego przez internet?
 
Ludzie, również członkowie PO, nie chcą być traktowani jak barany. Tymczasem właśnie w tej roli obsadziło ich kierownictwo PO. Donald Tusk wygłaszał górnolotne hasła o demokratycznych procedurach wewnątrzpartyjnych, by de facto demokrację zdławić. Aparat partyjny na usługach Tuska rzucił się niczym sfora psów na kontrkandydata. Odmówiono mu nawet – pod byle pretekstem - prezentacji na oficjalnej stronie internetowej partii. Prof. Jadwiga Staniszkis punktuje tę dziwną kampanię: „Odmowa debaty, insynuacje i nie merytoryczne ataki na przeciwnika. I – przede wszystkim – maska złości na twarzy premiera. A także totalny brak programu. Jego horyzont myślenia o sytuacji Polski jest tak krótki, że często decyduje przypadek lub zewnętrzne i wewnętrzne naciski.”
 
Tusk najchętniej dałby się wybrać przez aklamację, ale to nie jest możliwe. Wybierając głosowanie przez ogół członków chciał poprawić swoją pozycję. Okazuje się jednak, że „ogół” jest zagubiony, pogrążony w apatii i nie wie w co oraz komu wierzyć. Jak w takiej sytuacji głosować? Jeśli mimo wszystko zagłosuje na Tuska – to ze strachu.
 
Tymczasem każda partia jest z definicji gronem ludzi ideowych, o wyrazistych poglądach. Platforma Obywatelska zaczynała jako partia liberalno-konserwatywna, co słusznie przypomina dzisiejszemu kierownictwu Jarosław Gowin. Liberalna była Platforma w wymiarze gospodarczym (choćby w odniesieniu do polityki podatkowej) i konserwatywna w sferze ducha. Warto przypomnieć gremialne rekolekcje klubu parlamentarnego tej partii sprzed kilku lat (mimo, że już wtedy wiązało się to z próbą kreowania tzw. kościoła łagiewnickiego).
 
Dzisiejsza Platforma poszła gospodarczo w kierunku etatyzmu, łupienia obywateli i urzędniczej kontroli, a duchowo w stronę lewicującego liberalizmu. Dla wielu członków PO jest to sytuacja nie do zaakceptowania, inni muszą się czuć zagubieni. Miło co prawda jest być członkiem partii władzy, ale normalnemu człowiekowi władza nie może zastąpić aksjologii. Sytuacja PO skłania mnie do postawienia paradoksalnej tezy, że elektorat Platformy – jakkolwiek topniejący – będzie skuteczniej podtrzymywał tę partię na rynku niż jej formalni członkowie. Na elektorat Tusk jeszcze może liczyć, na mobilizację członków partii już raczej nie. Może i wygra te wybory, ale zniechęcenie członków PO będzie się pogłębiać. Jest tak, ponieważ elektorat podlega wymianie (fluktuacji). Ludzie o poglądach konserwatywnych oraz co bardziej trzeźwe lemingi odwracają się wprawdzie od Platformy, lecz na ich miejsce napływają zwolennicy z kręgów tęczowo-antykościelnych. (PO i SLD dysponują dużym rezerwuarem elektoratu biłgorajskiego). Tymczasem członkowie, a więc zwolennicy noszący legitymacje partyjne, czują się rozczarowani i sfrustrowani brakiem programu, zmianą kursu, pustosłowiem i arogancją liderów. Muszą też czuć się zawstydzeni wysypem afer i skandali. Jednak jak dotychczas mało kogo stać na rzucenie legitymacją.
 
Komentujący sytuację w PO Adam Bielan powiada: „Widać, że tendencja dla Platformy jest bardzo niekorzystna. Poparcie dla PO spada, a jeszcze mocniej widać to przy wynikach premiera i rządu. Nie wiem, co musiałby zrobić premier, by Polacy raz jeszcze mu uwierzyli.” Ja do tego dodałbym: Nie wiem co musi zrobić premier, by członkowie PO mu uwierzyli.
 
Oczywiście nie mam na myśli pretorian i aparatczyków, którzy wprost są klientelą Donalda Tuska z racji funkcji partyjnych, zatrudnienia w państwowych spółkach, w przerośniętej administracji, albo przez podwiązanie do rządowych pieniędzy płynących na kulturę czy media (te reklamy dla Agory). Myślę o ludziach nie uczestniczących w systemie politycznej korupcji. Przecież to z nimi chcieliśmy zrobić kiedyś PO-PiS.
 
 Niesiołowski,  Grupiński, Gronkiewicz-Walc, Biernat, Kopacz, Halicki, Szejnfeld – ci już sobie dość nagrabili. Pójdą na dno razem ze swym guru.