Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Siedmiokilogramowy liść kontra przemysł pogardy
Wysłane przez Coryllus w 08-12-2012 [11:01]
Każdy mógł się już wielokrotnie przekonać, jak bardzo jestem zirytowany tym co dzieje się na rynku książki. Bierze się to głównie z tego, że ludzie, którzy związali swoje życie z tym rynkiem są głęboko przewidywalni i bardzo powolni. W dodatku promują swoje książki tak, jakby je mieli sprzedawać czytelnikowi nierozgarniętemu i w jakiś szczególny sposób ograniczonemu. Na ostatnich targach tak się złożyło, że stałem obok stosika IPN. Było to pouczające doświadczenie, bo okazało się, że choć oferta Instytutu jest dużo bogatsza od mojej, to jeśli chodzi o sprzedaż poszczególnych książek zdecydowanie ich wyprzedzam. Nie powiem, poczułem się z tym dobrze. Zważywszy, że oni mają do dyspozycji całą machinę promocyjną, a ja jedynie blog i kilka życzliwych temu blogowi osób.
Ludzie byli oczywiście bardzo zainteresowani ofertą IPN, mało ich interesowało kto tam jest teraz dyrektorem, a kto zastępcą i o co chodzi w politycznych przepychankach wokół Instytutu. Niestety taka jest prawda, czy to się nam podoba czy nie. Ludzie podchodzili do stoiska i pytali o interesujące ich książki, potem płacili i odchodzili po krótkiej pogawędce ze sprzedawcą. Interesowała ich tylko treść publikacji i cena. I właśnie nad treścią, pomijając cenę, chciałbym się dzisiaj chwilę zatrzymać.
Cechą charakterystyczną dobrego autora publicysty, dobrego autora politycznego, jest natychmiastowa reakcja na bieżące wydarzenia. Człowiek zajmujący się beletrystyką nie musi spełniać takich wymogów, podobnie jak poeta, ale autor polityczny a i owszem. Patrząc na stoisko moich sąsiadów, a także na inne stoiska z dziełami autorów publicystów miałem przez cały czas wrażenie, że sprzedają jakąś bryndzę drugiej świeżości. O tym wszystkim gadało się już dawno i wielokrotnie, moim zdaniem nie powinno już być tego na półkach, ale te książki ciągle tam są, bo trzeba je sprzedać. W całej ofercie brakowało mi rzeczy zdecydowanie nowych i komentujących bieżącą politykę. Nie przeczytałem książki Igora Janke – jeszcze – choć się do tego zobowiązałem, ale jeden Viktor Orban wiosny nie czyni, tym bardziej, że jego misja trwa już ładnych parę lat i winna mieć w Polsce kilka co najmniej opracowań. Tu mała dygresja i spostrzeżenie, które mówi wszystko o tym jak traktuje się treści na rynku książki w Polsce. Jedynym bohaterem, o którym napisano kilka, a może nawet kilkanaście książek, bohaterem historycznym, jest niedźwiedź Wojtek z armii generała Andersa. I tyle. Naliczyłem aż pięć książek o Wojtku. O Orbanie była jedna, a o Putinie żadnej. Nie wiem dlaczego nikt nie sprzedawał książki Piotra Semki o Lechu Kaczyńskim. Nie wiem też dlaczego sprzedawano książkę Goćka, która leżała na stoisku z grami planszowymi.
Tym co najbardziej rzucało się w oczy na targach książki historycznej był jakiś przedziwny rodzaj opóźnionego zapłonu, wynikający chyba z niezrozumienia przez wydawców swojej misji, z jakiejś podwójnej asekuracji i lęku, że się nie sprzeda. Nie może, być tak, kochani, że się nie sprzeda, jeśli się wydaje książkę, to z jakimś zamysłem, jak sądzę i nadzieją na zysk. Na targach stoiska zawalone były książkami, które nie schodziły, a za to miały bardzo kolorowe, narracyjne okładki. Pełno było na nich płonących samolotów, czołgów i martwych ludzi, często jeszcze okaleczonych.
Najbardziej jednak zdziwiło mnie to, że jakiś pan napisał – z opóźnionym zapłonem – książkę pod tytułem „Przemysł pogardy”. Książka ta jest jednym z wielu curiosów na naszym rynku. Jest to bowiem zestaw wycinków prasowych, w których autorzy z tygodników i dzienników flekują Lecha Kaczyńskiego. Napisane zostało owo dzieło dwa i pół roku po śmierci prezydenta i reprezentuje nurt w literaturze określany mianem „odgrzewane kotlety na wynos”. Książka się oczywiście sprzedaje, bo każdy lubi sobie poprzeglądać raz jeszcze ten cały publicystyczny śmietnik i wzruszyć się i zapłakać nad nieszczęściem naszego pana prezydenta i jego żony. Ja chciałbym tylko zapytać gdzie w tym jest miejsce na odwagę i na bunt, bo jakoś go nie widzę. Od roku sprzedajemy książkę Toyaha, pod tytułem „O siedmiokilogramowym liściu”, która jest dokładnie tym samym co „Przemysł pogardy”, ale napisanym przez autora z warsztatem, klasą i pomysłami. Toyah relacjonował bowiem na swoim blogu na bieżąco, słowo po słowie, grymas po grymasie i przekleństwo po przekleństwie, nagonkę na Lecha Kaczyńskiego. Czynił to konsekwentnie od dawna i jeszcze dawał do tych swoich opisów komentarze świadczące o tym jak głęboko przeciwnicy Lecha Kaczyńskiego się mylą i jak silnie racja i prawda przyrośnięte są do nas i naszych poglądów. Toyah napisał książkę, która liczy ponad 400 stron, kosztuje niewiele, a na każdej stronie mamy nie tylko emocje i pasję, ale również prawdę. „Siedmiokilogramowy liść” jest bowiem zapisem na bieżąco tego co działo się w dniach prezydentury Lecha Kaczyńskiego, zapisem reakcji ludzi, którzy prezydenta nie lubili, albo wręcz nienawidzili, zapisem ich słów i komentarzem do ich czynów. Jest to kawał porządnej politycznej publicystyki, nie mający nic wspólnego ze zbiorem prasowych wycinków, sprzedawanych w jednym kawałku. W dodatku zebranych w długi czas po śmierci głównego bohatera tej książki.
O czym świadczy obecność tej książki na rynku? Otóż moim zdaniem świadczy ona o tym, że wydawcy książek bardzo chcieliby reagować na wydarzenia polityczne tak jak wydawcy pracy. Nie znają jednak dobrych autorów i są za mało mobilni, boją się poza tym i mają dziwny nawyk, polegający nam tym, że nie dowierzają samym sobie i nie podejmują ryzyka. Inwestują w tak zwane pewniaki, który zwykle gwarantują zysk na bardzo krótką metę. Czy to da się zmienić? Nie sądzę. Na pewno nie w segmencie książki historycznej i politycznej, gdzie na pierwszej linii sprzedażowej leżą prace doktorskie i habilitacyjne wszystkich uczonych mężów parających się historią. Rzeczy nie do czytania i nie do strawienia. Ktoś jednak uważa, że one właśnie gwarantują sukces. To jest niestety pomyłka. Rynek książki historycznej i politycznej w Polsce otwiera więc przed dynamicznymi autorami nieograniczone wręcz perspektywy, większość bowiem konkurencji zachowuje się jak wielki, tłusty mamut, który wpadł w pułapkę i nie może się ruszyć. I nie rozumie, że trąbienie na postrach nic mu nie pomoże.
Pozostaje mi jedynie wyrazić radość z tego powodu i wydawać kolejne książki. Nie mam wyjścia.
Na koniec wiadomość: do końca roku „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam www.coryllus.pl
Komentarze
08-12-2012 [11:23] - Teresa Bochwic | Link: Żal mi p. Toyaha, ale z całym
Żal mi p. Toyaha, ale z całym szacunkiem dla niego, wasze teksty mają jedną wade, podobną do Ziemkiewicza. Piszecie za długie teksty. Niepotrzebne kawałki i dygresje, wyjaśnianie rzeczy oczywistych. Ksiażki Toyaha po 400, Ziemkiewicza po 560 stron, gdy wystarczy 250. Cud, ze to się sprzedaje, a moze własnie wcale tak nie jest, skoro narzeka pan na to, że przemysł pogardy opisany przez Toyaha dzień po dniu własnie źle się sprzedaje. Nie wystarczy gadać o siedmiokilogramowym liściu, że taki ciekawy. Pisze pan codziennie teksty, dlaczego przy okazji pisania o tym liściu nigdy (lub zbyt rzadko, wszystkich tekstów oczywiście nie czytam) nie napisał pan, ze to zebrane przyklady, wręcz wykaz posunięć przemysłu pogardy?
Pisz pan, pisz jeszcze dłużej, ale Toyaha naprawdę mi szkoda.
08-12-2012 [11:53] - Daf (niezweryfikowany) | Link: Cynizm, p. Bochwic,
bo coz Pani pozostaje innego ? Zawsze w PRL-u tak bylo i jest to kontynuowane obecnie tez, ze beztalencia i miernoty uniemozliwialy rozwiniecie skrzydel ludziom utalentowanym, we wszystkich dziedzinach. Tego nie ma nigdzie, i nawet bardzo male kraje maja ludzi wybitnych. Tym roznym beztalenciom w Polsce, ktore z tak wielka premedytacja zwalczaja lepszych od siebie mowie czesto, ze powinny sie nauczyc np. podnoszenia oczek - z tego beda mogly z pewnoscia zyc spokojniej.
08-12-2012 [15:51] - Coryllus | Link: Daf
Dzięki stary
08-12-2012 [16:02] - dogard | Link: @Coryllus, 15,51---zartujesz chyba,
Daf to kobitka--owszem madra,sama mnie przekonala o tem, pisemnie oczywiscie, nie mniej jednak -- skutecznie.
08-12-2012 [16:20] - Coryllus | Link: dogard
Dzięki stara?
08-12-2012 [18:53] - dogard | Link: @Coryllus, 16,20--na zdrowko
oj stara sie zeby bylo, pannico?
08-12-2012 [16:23] - Daf (niezweryfikowany) | Link: dogard
Witaj i stokrotne dzieki ! Przeciez nie mozna sie dac rolowac - prawda ? Bo jak tak dalej pojdzie to bedziemy tu mieli stadko baranow pod przewodnictwem providera - prawda ?
Pozdrawiam
PS: Obamie trzeba napisac, ze jestesmy gleboko oburzeni. Ja tak jutro zrobie.
08-12-2012 [16:01] - Teresa Bochwic | Link: Już teraz wiem, co mi tak
Już teraz wiem, co mi tak przeszkadzało, ma pan rację.
Z pewnością warto skorzystać z pana doświadczeń w tym względzie, tyle że nie za wiele dziś pończoch, bieda dla pana.
08-12-2012 [12:43] - Zdenek Wrhawy (niezweryfikowany) | Link: Pani Tereso!
Prosze zaglądnąc do poczty wew.
Mail czeka od dawna.
08-12-2012 [12:58] - Coryllus | Link: zdenek
Zaglądnąć? Chyba zajrzeć?
08-12-2012 [14:00] - NASZ_HENRY | Link: Podręczny słowniczek
gwary krakowskiej
...
A
agar - chuligan
akuratnie - właśnie
B
bajok - określenie raczej obraźliwe, kłamca
beretka - beret
borówka - czarna jagoda (borówka czernica)
C
chałat - fartuch
chodzić do figury - chodzić bez płaszcza
cholewiaki - gumiaki
chrust - faworki
cumelek - smoczek
cwibak - keks
D
ducka - koszyk
dziopa - dziewczyna
F
flaszka — butelka (częściej niż w innych regionach)
flizy - kafelki
G
grysik - kasza manna
J
jarzyna - włoszczyzna
K
kaflarz - zdun
kajzerka - rodzaj bułki
kiszone (ogórki) - kwaszone (ogórki)
klarnet (bosy) - obraźliwe określenie
krawatka - krawat
kremówka - napoleonka
L
litra - litr
M
majzel - przecinak
N
nakastlik - szafka nocna
O
oglądnąć — obejrzeć; podobnie zaglądnąć, przyglądnąć się itd.
P
parasolka - parasol
pęcak (kasza) - pęczak (kasza)
pluskiewka - pinezka
precel - obwarzanek
ptyś - ekler
R
rodzynek - rodzynka
S
sagan - czajnik
se, sy - sobie
spaźniać się - spóźniać się
szabaśnik - piekarnik
sznurówka - sznurowadło
sznycel - kotlet mielony
T
tramwajka - tramwaj
W
weka - bułka wrocławska (paryska)
wyścigować się - ścigać się
...
Charakterystyczne zwroty:
całuję rączki - zwrot grzecznościowy
inną razą - innym razem
kontrol - kontrola (np. biletów)
na ile (ziemniaki)? - ile kosztują (ziemniaki)?
na pole (wyjść) - na dwór (wyjść)
...
Lepszego POrozumienia życzę ;-)
08-12-2012 [15:57] - dogard | Link: @HENRY,14,00--POPATRZ TYLKO
zwroty 'caluje rączki' i 'inną razą' mowie od zawsze, bedac 100% warszawiakiem z dziada pra,pra,....6 pokolen---zawsze kojarzyly mi sie z WIECHEM-Wiecheckim. Mam wprawdzie szwagra krakusa cala geba,ale juz wczesniej gadalem Wiechem.
08-12-2012 [16:19] - Zdenek Wrhawy (niezweryfikowany) | Link: @nasz-henry
Zapomniałeś o literze "I"
"Idze,idze ciućmo galicyjska"
Na PW moge Ci jeszcze cos napisać,bo mi moderator zarzuci mowe nienawiści :-)))
08-12-2012 [18:18] - Daf (niezweryfikowany) | Link: Nasz Henry
Na R : rura - piekarnik (wsadzac ciasto do rury)
.....
Przylaczam sie do zyczen ;-)
08-12-2012 [13:04] - dogard | Link: @Bochwic,11,23--z ta dugoscia tekstow to roznie bywa
prosze przypomniec sobie Dukaja i jego'Lód' ,czy L.Bialego i ;Zrodlo Mamerkusa'.OPASLE TOMISKA CHYBA Z 1000 STRON,a jak sie czyta.CZYLI NIE W OBJETOSCI PROBLEM.Raczej w stylu,potoczystosci przekazu.Oczywiscie przy interesujacej tresci, ktora dla kazdego moze byc odmienna.
08-12-2012 [13:07] - kinimod | Link: Strasznie Pani jest cięta na
Strasznie Pani jest cięta na Ziemkiewicza a w takim stanie łatwo o konfabulację, która niniejszym się Pani przytrafiła. Proszę zerknąć na listę poniżej:
Czas wrzeszczących staruszków - 480 str.
Myśli nowoczesnego endeka - 400 str.
Zgred - 270 str.
Michnikowszczyzna. Zapis choroby - 400 str.
Polactwo - 400 str.
Ciało obce - 280 str.
Pieprzony los kataryniarza - 250 str.
Coś mocniejszego - 670 str.
Walc stulecia - 330 str.
Viagra mać. Tom II - 280 str.
itd.
Jak Pani widzi RAZ rzadko przekracza 400 str, w dodatku formaty są małe i w ogóle szybko się czyta. Reasumując: kulą w płot z tą rzekomo nadzwyczajną objętością jego książek.
08-12-2012 [15:15] - Teresa Bochwic | Link: Nie jestem buchalterem.
Nie jestem buchalterem. Połowa z wymienionych tu ma 400 stron i więcej, mam tez widocznie inne wydania, z 560 stronami. Mówię: góra 250 stron. Tyle ma tylko jedna książka Ziemkiewicza. Proszę sprawdzić w slowniku znaczenie słowa konfabulacja i nie zajmowac się obrażaniem mnie.
08-12-2012 [14:26] - fritz | Link: Caly wywod, postponowanie ksiazki "Przemysl pogardy"
swiadczy o aberacji umyslowej, jest totalnym nonsensem.
I jeszcze wiekszym jest przeciwstawianie ksiazki Toyaha.
Najlepsze, tzn. najpaskudniejsze jest to, ze coryl samemu jest czescia przemyslu antypolskiej pogardy.
Co go wyklucza.
Nie mowiac juz o nonsensie zaliczania basni àla jedwabne grossa do ksiazek historycznych.
08-12-2012 [12:06] - NASZ_HENRY | Link: 5P=product, packaging, place, price, promotion
Książka, towar jak każdy inny, bez 5P się nie sprzeda! "Siedmiokilogramowy liść" co to za tytuł na opakowaniu?
Siedem Grzechów Głównych Siedem Dni w Tygodniu - gratis ;-)
08-12-2012 [13:15] - szara_komórka | Link: ja bym poszedł jeszcze dalej - wystarczy tytuł !?
Ja ich czytam dla TEGO właśnie co jest w środku i jak podane. Dla sposobu prowadzenia wywodu i pointy.
08-12-2012 [13:35] - Jolanta Pawelec | Link: Autor ma swoje zmartwienia -
czytelnik swoje. Otóż czytelnik chce dostępności -
I. np.czytelnia internetowa. Konkurencja duża - bo wiele pozycji można już dostać za opłatą, bądź darmo.
Czytelnik piszący ( powiedzmy naukowiec) poszukuje książek źródłowych Dla przykładu - nie będzie kupował słownika Skorupki - kupi Doroszewskiego ( bo to jest polska norma językowa). Kupi książki perfekcyjnie opracowane: bibliograficznie, odnośnikami, dokumentami, indeksem.
Czytelnik-snob kupuje książki ze względu na Idola - modnego autora.
Czytelnik zamożny - kupuje piękne wydawnictwa - pomnikowe.
Reszta nie kupuje wcale - bo nie czyta, bo ma małe mieszkanie, bo się obędzie, bo naprawdę jest co czytać pożyczając w bibliotece
II. druga promocja - poprzez biblioteki - tutaj są jednak ciągle bywalcy ( nawyk)
Ja wiem - autor chce opłacalności swojej pracy. Ale które zajęcie w Polsce - uczciwe - jest uczciwie opłacane?
Rzadko który pisarz utrzymywał się z pisania - mamy (w historii literatury) księgowych, lekarzy, kamieniarzy, kolejarzy, rolników, pracowników uczelni...
III. promocja - autorska ( tu może sie Pan obrazić) - ale Tytuł jest promocją - dlaczego? on jest wpisany w jakość wypowiedzi autorskiej - zamysł i cel wypowiedzi ( to najważniejszy tekst książki) ważniejszy niż nazwisko autora. Druga winda książki - to okładka ( strona tylna - tak samo ważna jak przednia) perfekcyjnie zrobiona. Okładki się dublują, nakładkami, opakowaniem - bo to ważne.
Ps. Znamienne Toyaha kupują wielbiciele zenu, tao - przez pomyłkę ( zreszta tytuł wzmacnia dezorientację) Nad tym też trzeba sie zastanowić.
08-12-2012 [15:48] - dogard | Link: @Pawelec,13,35--tylko slowko o bibliotekach
prosze zajrzec do najwiekszych dzielnicowych.Zadnej dobrej wspolczesnej ksiazki n/autorow nie uswiadczy Pani.Sa tylko jakies miernoty salonowe czy pogadusZkowe.TRAGEDIA.Wiec co 2 lata oddaje swoje zasoby zainteresowanym, ktorych raczej nie stac na staly zakup ksiazek.
08-12-2012 [15:51] - Coryllus | Link: Jolanta Pawelec
Ale które zajęcie w Polsce - uczciwe - jest uczciwie opłacane?
Moje, póki co jest.
08-12-2012 [16:17] - YANNU | Link: can I ask about your e-mail adress?
Drogi Coryllusie! Bardzo proszę o sprawdzenie stanu zamówień na Twoje książki. Mimo przelania żądanej kwoty, czekam już ponad miesiąc. Bardzo przepraszam za prywatę. Pozdrawiam - Y
08-12-2012 [17:30] - Coryllus | Link: Yannu
Niemożliwe, wszystko schodzi na bieżąco. Napisz na adres coryllusavellana@wp.pl jak się nazywasz i wszystko posprawdzam.