Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Szef NPW J. Artymiak: Niektóre urządzenia użyte w Smoleńsku wykazały faktycznie TNT
Wysłane przez foros w 05-12-2012 [19:23]
Po miesiącu od tekstu Cezarego Gmyza "Trotyl na wraku tupolewa" szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej J. Artymiak potwierdza tezy postawione w artykule.
Polacy, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych (...)
Do Smoleńska wraz z prokuratorami pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego, z nowoczesnym sprzętem. Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny. Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny.
To główna teza artykułu Gmyza. Gmyz nie twierdził, że prokuratura uzyskała tutaj dowód w sensie procesowym. Pisał o tym co wykazały wskaźniki specjalistycznego sprzętu CLK, sprzętu do którego prokuratorzy prokuratury wojskowej mają zaufanie, co stwierdzili na dzisiejszej komisji sejmowej.
Na konferencji w dniu publikaji artykułu Gmyza prokurator Szeląg oznajmił, że podczas przeprowadzanych badań w Smoleńsku nie stwierdzono obecności materiałów wybuchowych, zatajając jednak informację, że specjalistyczne urządzenia wykazały obecność TNT, zatajając też nazwy tych urządzeń.
Informacje Gmyza, które potwierdzł dziś szef Naczelnej Prokuratury Wojskowej stały się poduszczeniem do sabatu nad redakcją Rzeczpospolitej. Koledzy z innych tytułów domagali się nie tylko zwolenienia dziennikarza ale również jego szefów. Tak też się stało. Pracę stracili: Cezary Gmyz, redaktor naczelny, jego zastępcy i szef działu krajowego. Dwuznaczna była też postawa samej redakcji pisma i jego włściciela. Redakcja kilka godzin po wątpliwych zaprzeczeniach prokuratury wycofała się ze swoich tez, właściciel zaś konsultował swoje posunięcia z rzecznikiem rządu. Wkrótce też, w związku ze sprawą Gmyza pracę stracili też konserwatywni publicyści tygodnika Uważam Rze (odeszli oni wraz z red. naczelnym P. Lisickim, zwolnionym dwa dni po tym gdy Hajdarowicz złożył mu propozycję odkupienia tytułu).
Tak jakoś się ułożyło, że w tym samym tygodniu, gdy panu Hajdarowiczowi udało się pozbyć z Presspubliki ostatniego konserwatysty, szef NPW potwierdził, że stracili oni pracę dlatego, że napisali prawdę, lub bronili prawdziwych tez opisanych przez kolegę. Dlaczego tak się stało? Przyczyna jest jasna. Nie jest to żadna polityczna gra lecz jedynie zwykłe mechanizmy właścicielskie. Kto twierdzi inaczej jest sfrustrowanym oszołomem szerzącym mowę nienawiści.
Co będzie dalej? Najprawdopodobniej nic. Bomba została już rozbrojona, a ścięta brzoza spoczywa bezpiecznie w rosyjskim sejfie.
Przy okazji, ciekawa była dziś postawa posła Kalisza, który przerwał posiedzenie komisji sprawidliwości tuż po tym gdy padła najciekawsza informacja. Mianowicie to, że detektory i analizatory specjalistów z CLK wykazały jednak na miejscu obecność TNT.
Druga refleksja. Zaraz po artykule Gmyza Wojciech Orliński z GW, mgr chemii napisał artykuł (polecany m.in. przez D. Wielowieyską), w którym twierdził, że współczesne urządzenia, poza badaniami laboratoryjnymi, nie potrafi wykryć materiału wybuchowego. Ciekawe czy nadal podtrzymuje on swoją śmiałą tezę. I czy nadal twierdzi, że na te badania potrzebne jest pół roku. (Producent detektorów stwierdził dziś, że wystarczą godziny)
Komentarze
05-12-2012 [20:04] - dogard | Link: SZKODA ,ZE NIE PRZYPOMNIALES,ZE FACHMANI
od aparatury pomiarowej,badajacej istnienie trotylu, wykluczyli jakiekolwiek pomylki urzadzen, czy wskazywanie innych substancji zamiast trotylu.One rejestruja wlasnie obecnosc czy nie , zadekretowanego zwiazku.Nie ma zadnej dowolnosci wskazan.Wskazano obecnosc trotylu, to on byl w 100%,koniec ,basta.
05-12-2012 [22:18] - foros | Link: może zrobiłem to nieudolnie,
może zrobiłem to nieudolnie, ale to miała być raczej notka o artykule Gmyza i co sie po nim stało, a nie o tym czy na tupolewie są czy nie ma śladów trotylu.
W sumie to ciekawe np. co zadecydowało o terminie wyrzucenia Lisickiego. Może np. fakt, że trzeba bylo zdążyć nim prokuratura powie swoje, bo potem wyglądałoby to mniej fajnie. I może dlatego Rychu Kalisz zwlekał z tym posiedzeniem do ostatniej chwili.