PO zmierza do prymitywizacji Polski

Obawiam się, że odpowiedzi na te pytania nie będą dla mnie satysfakcjonujące, bo sądzę że Hall oszalała i że ona razem z podwładnymi, są w stanie wymyślić rzeczy jeszcze głupsze od tych dotychczasowych. To wszystko sprawia, że Ministerstwo Edukacji Narodowej, w moim mniemaniu, zaczyna mieć i z edukacją i z narodem coraz mniej wspólnego.

 

Nie tak dawno temu, bo w czerwcu tego roku, MEN Katarzyny Hall zaproponowało, by promocję do następnej klasy otrzymywali także uczniowie z jedną oceną niedostateczną na świadectwie. Stąd już mały krok do tego, by promocję otrzymywali także ci z dwoma jedynkami, potem także trzema i czterema.

 

Ani się obejrzymy a promocje do następnej klasy będą już automatyczne, bez względu na oceny. Może nawet oceny w ogóle zostaną zniesione, po co uczeń ma się stresować, skoro uczeń ma mieć łatwo. Wystarczy że uczeń będzie do szkoły uczęszczał, przynajmniej te dwa razy w tygodniu i nie będzie nakładał nauczycielom na głowy kosza na śmieci.

 

Tak nieco ironizuję, ale do głupiego pomysłu nie wypada odnieść się z powaga. Tymczasem maraton głupich pomysłów MEN trwa nadal. Katarzyna Hall wzięła się za naprawę historii i postanowiła, że uczniowie w liceach będą mieli nieco mniej spotkań z historią, bo po co np. przyszłemu informatykowi obszerna wiedza z historii jego kraju, skoro jego obowiązkiem będzie jedynie pamiętać, że jeden GB to 1024 MB.

 

Nieznajomość historii lub słabe o jej pojęcie to podstawa, do przeżywania postaw obywatelskich i patriotycznych. Znajomość historii, to także doskonała recepta na przetrwanie, w myśl powiedzenia: „Naród, który nie zna swej historii skazany jest na jej powtórne przeżycie”. Osoby znające historię naszego kraju doskonale wiedzą, że nikt z nas nie chciałby przeżywać wielu jej elementów po raz drugi. Niestety, pomału dążymy do zapominania historii, czyli zbliżamy się do jej powtórzenia.

 

Pomysłów MEN-u pod rządami Hall było znacznie więcej. Pomysł z sześciolatkami czy z tym żeby rok szkolny kończył się tydzień później. W przypadku tego drugiego resort argumentował to tak: „Zmiana jasno wyznaczy ramy roku szkolnego, który zaczyna się 1 września, a obecnie kończy w ostatni piątek po 18 czerwca. Taki zapis dezorientował rodziców i część nauczycieli, którzy dopytywali się, kiedy w takim razie kończą się lekcje” (za rp.pl).

 

Jeszcze nie spotkałem nauczyciela ani ucznia, którzy by nie wiedzieli kiedy kończy się rok szkolny ani ten fakt przeoczyli. No ale MEN wie lepiej i ułatwia, dosłownie wszystko. Cóż jeszcze zatem wymyśli? Za rok może wprowadzić pozwolenie na to, by nie używano polskich znaków. Przecież taki uczeń podczas kaligrafowania tych wszystkich „ą” „ę” oraz „ź”, musi wykonywać dodatkowy wysiłek, związany z dorabianiem kreseczek i ogonków. A uczeń ma mieć łatwiej. Tylko patrzeć jak znikną też przecinki, kropki i dwukropki, to też przecież samo się nie robi. Ma być łatwiej.

 

Aż strach wyobrażać sobie dalej, bo nasuwa mi się wizja jedynie niedouczonego, prymitywnego narodu, który jest na tyle wykorzeniony z pożytecznej wiedzy, że niezwykłe łatwo nim rządzić bo równie łatwo było go zmanipulować i wcisnąć mu największą ciemnotę. I być może właśnie o to chodzi Ministerstwu, które i z edukacją i z narodem ma coraz mniej wspólnego a niedługo pozostanie już tylko Ministerstwem Nieedukującym Naród.

 

Piotr Cybulski

piotrcybulski.eu

Odnośnie działania Ministerstwa Edukacji Narodowej i jego szefowej Katarzyny Hall, rodzi się we mnie wiele pytań, lecz wszystkie one prowadzą do tego pytania zasadniczego: Oszaleliście? A może powinienem zadać inne pytanie zasadnicze:  Co jeszcze głupiego jesteście w stanie wymyślić?