Woody Allen jeszcze raz pokazał pazur, i to jaki! W filmie „Zakochani w Rzymie” nie ma może sceny równej najzabawniejszym scenom filmowym wszechczasów, jak zakończenie z „Półżartem, półserio” („Ależ ja jestem mężczyzną! - Nikt nie jest bez wad!”). Czy kwestia żebrzącego na ulicy Eddie Murphy`ego, udającego kalekę bez nóg, który podniesiony i puszczony przez policjantów z udawanym osłupieniem stwierdza, że ma obie nogi i woła: „Cud! Cud! Najpierw Mojżesz, a teraz to!”
Allen sypie jednak niemal równie śmiesznymi grepsami jak z rękawa. Reżyser amerykański, analizowany bez przerwy przez żonę-psychiatrę, zachwyca się swoim sukcesem: „Oni mnie nazwali imbecile, to po włosku coś w rodzaju „mistrzu”!” Prostytutka uczy młodego żonkosia wrażliwości wobec żony, nieśmiały przedsiębiorca pogrzebowy marzy o karierze śpiewaka operowego i... osiąga ją. Młoda mężatka „nigdy nie spała z kryminalistą”, ach, właśnie jest okazja. Młoda gwiazdka zdepcze zdobytą właśnie miłość i przyjaźń, by pokazać się choć na chwilę koło znanego aktora.
Garść fantastycznie rozegranych, zazębiających się historii kilku par w różnym wieku i różnej proweniencji, gdzie podstawowe motywacje nie wychodzą poza mądrość Boccaccio, ale jest to mądrość uniwersalna. Żądza sławy, żądza lepszej miłości i żądza przygody – oto co naprawdę „kręci” człowieka w każdym czasie i pod każda szerokością geograficzną.
No i aż kilka scen finałowych, łącznie z arią Rigoletta, śpiewaną pod prysznicem ustawionym na scenie La Scali, gdzie naturalny przedsiębiorca naprawdę pucuje się na golasa i po zakłuciu zdrajcy nożem spokojnie szoruje się pod pachami, a elegancka publika szaleje. A potem brawurowe wykonanie „Volare” na Hiszpańskich Schodach.
Cytaty to wielka siła tego filmu. Cytaty z samego Woody Allena, cytaty z klasyków, cytaty muzyczne, motywy przewodnie zrobione z przebojów w rodzaju „Arrivederci, Roma”.
Allen jak się okazuje, porusza się z łatwością na koturnach sztuki wysokiej, korzystając z niej pełną garścią i tworząc wspaniałe tło dla swoich historyjek. A tło tła, to sam Rzym, fotografowany zupełnie inaczej niż u Felliniego, Rzym piękny, współczesny, pełen życia, tętniącego tu od tysięcy lat.
Dlaczego o tym filmie na blogu? Po pierwsze – zachwyt bogactwem kultury, wyzierającym z każdego kadru tego filmu. Po drugie – kompletny brak poprawniactwa. Żadnych lesbijek, żadnych kwot dla kobiet, Romów czy wielokolorowych, ani przymusowych antydyskryminacji, jedna miłość do geja przedstawiona jako nieszczęście kobiety.
Oddycha się na tym filmie pełną piersią, dobro jest dobrem, zło jest złem, choć mają różne twarze i nie zawsze od razu wiadomo, co jest co.
No proszę. Oni tam, w Ameryce, ci modni, już do tego doszli.
A my?
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2735
my mamy pochwałę "sponsoringu"
Lubię w filmach perskie oko robione do nieco inteligentniejszego widza, ale nieśmiało zwracam uwagę, że cytatów dla wszystkich i do końca świata nie wystarczy. Czasem trzeba stworzyć coś nowego, naświetlić jakiś problem, a nie autora. Tymczasem czuję się jak w Średniowieczu; i kultura i nauki tzw. miękkie to komentarze do komentarzy do komentarzy... Obraca się pięcioma modnymi nazwiskami we wszystkich kombinacjach, wariacjach i permutacjach i to właśnie uważane jest za twórczość. Jakiekolwiek próby przemawiania własnym głosem są dyskredytowane - widocznie niczego nie ogląda ani nie czyta, jeżeli chce sam coś wymyślać zamiast grzecznie komentować.
ten czlek --w muzyce czy w filmie; o zyciu osobistym juz nie wspomne.