Przy szulerskim stoliku

Wielu z Czytelników zadawało mi pytanie, po co analizuję chociażby aferę Rywina i to w sposób, który rzuca nowe światło, i to światło korzystniejsze dla post-komunistów, niż to, w jakim stawiały ich przekaziory medialne głównego nurtu. Otóż robiłem tak dlatego, że skuteczność walki o odzyskanie kraju wymaga zdefiniowania wroga. Łatwo jest ulec pokusie uproszczeń i wrzucić go do jednego worka, wpychając do niego również tych, których nie cierpimy z wzajemnością, ale którzy – z uwagi na własny interes i doznane krzywdy – mogą w decydującym momencie choćby powstrzymać się od podejmowania działań, a w związku z tym ułatwić działania nam, a przez „nam” rozumiem wszystkich, którzy niezależnie od poglądów, chcą prowadzić spory w kraju normalnym, w odróżnieniu od politycznej fasady i fikcji, która jest. Moja koncyliacyjność nie wynika przy tym z niechęci do wchodzenia w spory (wchodzę chętnie, a jakże), ale na obserwacji faktu, że druga strona – ta wroga, nie potencjalnie neutralna, i ta właśnie, którą staram się zdefiniować - czerpie swoją siłę z umiejętnego antagonizowania strony przeciwnej (do niedawna naiwnej). Spojrzenie na państwo wymaga wyjścia z pudełka, tak w stosunkach wewnętrznych, jak i międzynarodowych.

Nie ma nic bardziej szkodzącego Polsce niż tworzenie listy wrogów zewnętrznych od Rosji i Niemiec (z powodów oczywistych), przez Ukrainę, Litwę (z powodów historycznych), po Stany Zjednoczone (bo tam Żydzi, panie, rządzą, i Izrael (bo tam też, chyba, Żydzi, panie, rządzą). Plus Zachód Europy, bo „zdradzili”. Skuteczne działanie geopolityczne wymaga ustalenia, z kim w danej chwili mamy zbieżne interesy, a z kim nie należy iść na żaden kompromis. Podobnie trzeba czynić w polityce wewnętrznej, ale nie w oparciu o aprioryczne założenia, tylko w oparciu o analizy, które pozwalają zdefiniować rzeczywistego wroga, a nie Złego Luda, który jest postacią baśniową. Gdyby panowie krakowscy podejmowali decyzje polityczne pod wpływem podobnych fobii, to podjęliby walkę i z Zakonem i z Litwą – dwoma nieprzejednanymi wrogami Korony Królestwa Polskiego. Gdyby tak jednak zrobili, to moglibyśmy przyjąć tezę, że zrobili to za pieniądze Zakonu, bo Polska walcząca na dwa fronty, w tym z jednym z nieprzyjaciół Zakonu byłaby dla samego Zakonu zbawieniem.

W sprawie Rywina najważniejszym odkryciem była niejednolitość środowiska po-magdalenkowego. Czy ona taka była od początku, czy też gdzieś po drodze dokonał się wyłom, trudno powiedzieć, ale odnalezienie takiej chwili – gdyby była późniejsza od Magdalenki – jest możliwe po skrupulatnej analizie aktów prawnych i powiązań kapitałowych (to ostatnie może być utrudnione, bo wiele rejestrów spółek z początków lat 90-tych znikło, co tylko potwierdza tezę, jak były ważne). Sprawa Rywina była związana - jak starałem się wykazać – z próbą zapobieżenia ukształtowaniu się sceny politycznej z dwoma głównymi graczami, których dzieliłaby historia, pochodzenie i poglądy polityczne, ale łączyłby wspólny pogląd na miejsce Polski w świecie – ścisły sojusz z USA, szczególne miejsce Polski w Europie jako gwaranta zachowania dominacji amerykańskiej w Europie, i tama wobec projektów niemiecko-rosyjskich. Spory wynikające z historii, oraz wymuszające ewolucję wchodzenie w struktury NATO wytwarzałoby wzajemne parcie na racjonalizację organizacji państwa, a to – czy się to komuś podoba, czy nie - czyniłoby Polskę silniejszą. Stawiam tezę (a w zasadzie podkreślam, bo w części poświęconej aferze Rywina nie stawiałem jej jeszcze mocno), że układ polityczny w Polsce nie jest dwubiegunowy, ale trójskładnikowy: obok post-komunistów i ich elektoratu, obozu patriotycznego (i jego elektoratu), jest jeszcze ten trzeci. Dopóki się jednak nie zbliżymy do definicji, albo przynajmniej do zakreślenia obszaru, gdzie efekty jego działań da się zaobserwować, będę nazywał go OBCYM (w sensie: nieznany, wrogi).

O ile afera Rywina była pokazem niszczącej siły środowiska, które nie przyjmowało wówczas jakiegoś instytucjonalnego kształtu, o tyle była również objawem desperacji – desperacji w obliczu potencjalnej możliwości utraty kontroli nad polityką, a co za tym idzie – nad biznesem i mediami w dalszej perspektywie.

W swoich analizach opierałem się – w warstwie historycznej – na książce Sławomira Cenckiewicza „Długie ramię Moskwy”. To dzisiaj najlepsze kompendium wiedzy o „wojskówce”. Cenckiewicz pisze, że ludzie WSW byli blisko postkomunistów, i to jest fakt. Byli oni również blisko różnego rodzaju mafii i związków przestępczych, którym działanie umożliwiono moim zdaniem po to, by móc realizować pewien wycinek działalności związku kryminalnego o charakterze zbrojnym, to jest: akcje specjalne. O tym jeszcze nieco później. Tu wypada sformułować tezę, że aparat partii-postkomunistycznej, po wygranych wyborach 2001 roku, zdecydował o podporządkowaniu sobie i swoim celom służb wojskowych; co nie zostało w tych służbach przyjęte z radością, bo do tej pory chodziły samopas.

Post-komuniści nie mieli jednak żadnego wyboru. Po międzynarodowych skandalach, kiedy to okazało się, że żołnierze służb specjalnych zajmowali się dostarczaniem broni krajom objętym embargiem ONZ, Leszek Miller nie miał innego wyjścia jak podjąć decyzję: albo NATO i UE albo służby. W 2000 roku cele geopolityczne cele post-komunistów były ściśle określone – kontynentalny sojusz ideologiczny z socjalistyczną częścią Europy, i wojskowy sojusz z USA.

Jak, może paść pytanie, należy wobec tego „czytać” sprzeciw Millera wobec likwidacji WSI w roku 2006? Czy ten sprzeciw był dyktowany na przykład tymi samymi przesłankami, którymi kierował się poseł Platformy Obywatelskiej Bronisław Komorowski, a więc: czy był to sprzeciw wynikający z chęci utrzymania przy życiu: „Peryskopu GRU nad Polską”?

Wydaje mi się, że o ile w przypadku Komorowskiego decydowały bliskie związki z kręgiem żołnierzy WSI, i chęć ochrony tej służby – realizował tu linię kolejnych „solidarnościowych” szefów MON-u, którzy łączyli indolencję w sprawach wojskowych, z zadziwiającą troską o wyrobienie WSW opinii służby „niezależnej od Moskwy”, o tyle w przypadku Millera przesłanki były inne. Miller (jak sądzę) uważał, że jedyną szansą likwidacji zagrożeń związanych z głęboką i nigdy niezakończoną infiltracją WSI przez GRU (pokłosie nieudanej operacji „Gwiazda”) jest jej podporządkowanie jako zwartej struktury zadaniom wynikającym z uczestnictwa w pakcie NATO, natomiast wypuszczenie żołnierzy „na ulice” z wilczym biletem nie mieściło się w jego pragmatyce działania.

Natomiast całkiem inny stosunek – nazwijmy go ojcowskim, choć w tym przypadku przymiotnik „synowskim” też, paradoksalnie oddaje istotę rzeczy, w zależności od tego, czy większą wagę przywiązujemy do formy, czy treści, reprezentowało otoczenie Aleksandra Kwaśniewskiego i on sam.

Zacytujmy na poparcie tej tezy Sławomira Cenckiewicza: „Dukaczewski był typowym przedstawicielem korporacji WSI. Nie akceptował ani porządków Rusaka, ani tym bardziej przeprowadzenia głębokiej restrukturyzacji czy likwidacji służb wojskowych. Warto przypomnieć, że w 2000 r. w szeregach Sojuszu Lewicy Demokratycznej powstał plan (raport „Opcja 2001”) częściowej likwidacji WSI polegającej min. na wyłączeniu z nich działalności wywiadowczej i podporządkowaniu jej służbom cywilnym (Agencji Wywiadu). Autorem tych koncepcji był zespół ds. Cywilnej i demokratycznej kontroli nad służbami specjalnymi Rady Krajowej SLD kierowany przez Zbigniewa Siemiątkowskiego”.

Sławomir Cenckiewicz, „Długie ramię Moskwy” str 410-411 za: R.Choroszy, Służby pod specjalnym nadzorem, „Polska Zbrojna” (wersja internetowa, wejście 5 VIII 2011 r.).

Zdania tego musiał nie podzielać prezydent Aleksander Kwaśniewski, skoro generał Dukaczewski był „Po 1997 r. uważany za nieformalnego łącznika między służbami a prezydentem (pracował w BBN). Jego opinię niekiedy przeważały przy rozpatrywaniu wniosków o nominacje generalskie. Zbierał też dla prezydenta informacje o niektórych przedsięwzięciach służb. Podczas ostatniej dyskusji na temat reformy służb specjalnych wypowiadał się, podobnie jak prezydent, przeciwko przeprowadzaniu jej w obecnej sytuacji międzynarodowej [podkreślenie – SC].

Sławomir Cenckiewicz, „Długie ramię Moskwy” str 410-411 za: B. Kittel, A.Marszałek, Dukaczewski powołany na szefa WSI, „Rzeczpospolita”, 7 XI 2001.  

Zauważmy w tym momencie, że po pierwsze: „nie podzielanie zdania" ma związek ze sprawowaniem w Polsce urządu prezydenta RP. Zauważmy po wtóre, że po 1989 tylko jeden prezydent RP owo zdanie podzielił i ten właśnie zginął w zagadkowych i tragicznych okolicznościach, a stało się to po tym, jak państwo utraciło kontrolę nad częścią kadry WSI. Przypadek? Prezydent w systemie polskiego prawa pełni ważną funkcję w kształtowaniu dowodzenia najważniejszymi strukturami militarnymi dzięki uprawnieniu nominowania na stopnie generalskie, więc ma ralny wpływ na to, kto dowodził będzie polską armią. Dlatego ten, kto chce kontrolować armię, a nie może zaufać do końca szefostwu MON, musi mieć w ręku ośrodek prezydencki. Tak było w czasach premierostwa Millera i prezydentury Kwaśniewskiego, tak byłoby i dziś, ale nie jest, bo Tusk to nie Miller.

Miller, moim zdaniem, dążył konsekwentnie do podporządkowania sobie WSI (było to niezbędne w realizacji jego politycznych planów) i zaczął (przy pomocy byłych funkcjonariuszy SB i Milicji Obywatelskiej) od likwidacji zbrojnego ramienia, to jest: związków i gangów przestępczych, których przenikania się ze środowiskiem „wojskówki” i GRU oraz biznesu nie trzeba udowadniać (ośrodek wiedeński).

Było to zasadne po zabójstwie komendanta głównego policji Marka Papały, który uznał za sposobne spotkać się z generałem peerelowskiego MSW Sasinem, tuż po tym jak ten ostatni odbył (godzinę wcześniej) konsultacje z funkcjonariuszem SB Hipolitem Starszakiem, a to wszystko przed wyjazdem Papały do USA w charakterze oficera łącznikowego. Przypomnijmy, ze Papałę powołał na stanowisko komendanta głównego policji Włodzimierz Cimoszewicz w roku 1997, na wniosek (wtedy) szefa MSWiA Leszka Millera.

Sięgnijmy jednak głębiej do historii...    

Jedną z cezur we współczesnej historii Polski jest rok 1989. W tym roku doszło do zgody głównych sił na budowę fasady demokracji i wolnego rynku; stopniowego tworzenia fasady systemu parlamentarnego i samorządności lokalnej. Kto się układał? Powszechna opinia jest taka, że to komuniści układali się z ludem, ja jednak (choć nie tylko ja) sądzę, że w roku 1989 doszło do zawieszenia broni w wojnie toczonej pomiędzy dwiema potężnymi grupami wewnątrz aparatu szeroko rozumianego ucisku, a strona solidarnościowa w niej w zasadzie nie uczestniczyła (nowe władze związku zostały powołane wbrew statutowi: ergo: nie było uczestnictwa prawdziwych władz, złamano w sposób drastyczny zasadę reprezentacji). Symbol „Solidarności” został tutaj użyty do spacyfikowania nastrojów i zapobieżeniu wymknięciu się sytuacji spod kontroli.

Zakończenie działań zbrojnych jest arcyciekawym momentem w dziejach, ale o wiele ciekawszy jest jego wybuch i sam przebieg konfliktu.

Mało kto poważny ufa dzisiaj zapewnieniom o spontaniczności przemian 89/90 roku; autentyczności „rewolucji rumuńskiej”, czy wymuszonych ciśnieniem społecznym rozmów „okrągłego stołu”. To, co w Rumunii wydarzyło się w ciągu tygodni i miało gwałtowny przebieg, w Polsce rozłożone było na lata, i było modelowym przykładem na to, że można osiągnąć te same cele pokojowymi metodami. A jaki był cel? Zachowanie władzy pomimo jej oddania, tak można go streścić. Zachowanie władzy w nowych warunkach, a więc w warunkach dopuszczenia swobody wygłaszania opinii, wolności gospodarczej (na początku lat dziewięćdziesiątych niemal nieskrępowanej), swobody zrzeszania się, i działalności politycznej, wreszcie systemu parlamentarnego, wymagało całkowitego przemeblowania kadr i stworzenia nowego systemu kontroli zjawisk społecznych.

System komunistyczny opierał się dwustopniowym aparacie przymusu, oraz na masowej organizacji – partii komunistycznej, której zadaniem było „administrowanie terenem”. Aparat przymusu był – jako się rzekło – dwustopniowy: wewnętrzny i zewnętrzny. Wewnętrzny aparat przymusu „wspierał” partię komunistyczną w jej działaniach administracyjnych zapobiegając (sieć agentury), a w szczególnych przypadkach reagując na (prowadząc rozmowy, aresztując, prześladując, inwigilując) działania ludzi władzy komunistycznej niechętnych. Tak partia komunistyczna, jak i aparat służby bezpieczeństwa rekrutowały się z „mas”; z tych, którzy komunizmowi zawdzięczali awans społeczny. Nagrodą za sprawną administrację i zapobieganie utrudnianiu administrowania były lepsze pensje, dostęp do dóbr niedostępnych na rynku, ułatwienia w życiu w postaci mieszkania, samochodu, etc...

Zewnętrzny aparat przymusu był aparatem nadzoru Polaków z ramienia Rosji Sowieckiej, i jego zadaniem była kontrola wewnętrznego aparatu przymusu; sprawdzian jego lojalności, wydajności, rzetelności działania. Kontroli podlegały sieci agenturalne; na żądanie „zewnętrznego aparatu przymusu” dokonywano przejmowania wartościowych agentów. Zadania zewnętrznego aparatu przymusu wykonywały służby specjalne Ludowego Wojska Polskiego – jest to oczywiste; takie przypisanie zadań wymuszała niejako sama struktura armii (każdej armii) – dysponowanie siłą zdolną spacyfikować dowolny bunt w sytuacji, w której służba bezpieczeństwa i milicja sobie nie radzą, bezwzględna hierarchiczność, skoszarowanie (!), wymóg przechodzenia szkoleń na uczelniach sowieckich (pomysł, ze uczelnie sowieckie pozwalały sobie na hodowanie polskich patriotów uważam za absurdalny). Owszem, istniał jeszcze „zawór bezpieczeństwa w postaci baz sowieckich, ale te – po zakończeniu wojny domowej w latach czterdziestych – nigdy nie musiały być użyte. Struktura była skuteczna (Poznań 1956, Wybrzeże 1971).

Wszędzie tam, gdzie służba bezpieczeństwa nie była w stanie zapanować nad sytuacją, bądź konieczne było dokonanie wymiany kierownictwa partii, do którego władza na Kremlu straciła zaufanie, tam wkraczało wojsko i nigdy nie zawiodło, chyba, że słyszeli państwo o buncie jakieś zwartego oddziału LWP i jego przejściu na stronę „ludu”.

Pomimo faktu, że znakomita większość zbrodni komunizmu została dokonana przez ludzi w mundurach, utrzymywano w społeczeństwie (oczywisty z sowieckiego punktu widzenia) mit o narodowym charakterze armii. To znaczy udało się w Polakach wyrobić mylne przekonanie, że najsilniejsze ogniwo sowieckiego władztwa nad Polską było najsłabszym i skłonnym do przeciwstawienia się sowietom.

Było dokładnie odwrotnie – to służby cywilne były tym „słabszym ogniwem”.

Nowy system, system w kierunku którego ewoluowaliśmy (to znaczy „my” w większości nieświadomie) wymagał dokonania istotnej reorganizacji sposobu „zarządzania zmianą”. W miejsce dwustopniowego systemu kontroli musiał powstać wąsko wyspecjalizowany i skupiający się na newralgicznych dla nowej struktury system jednostopniowy i rozproszony. Moim zdaniem musiał się składać z czterech co najmniej elementów:

partie polityczne

business (finanse)

media

operacje specjalne (podziemie kryminalne)

W jaki sposób wpływano na kontrolowanie zamian w tak zakreślonych obszarach? Poprzez sieć agentury. Czy nie było niebezpieczne posługiwanie się siecią agentury, której archiwa spoczywały w Polsce? Nie było, bo OBCY posługiwał się siecią agentury, której akt nie było w Polsce.

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych obserwujemy proces zrywania współpracy ze służbą bezpieczeństwa. Czy była to fala gwałtownego wzrostu odwagi przez uwikłanych we współpracę, czy też przekazywanie najbardziej wartościowych i przyszłościowych elementów do nowo powstałych struktur? Moim zdaniem tak właśnie było. Uwagę Polaków skierowano na zarejestrowaną w teczkach agenturę „bezużyteczną” (przydatną w tworzeniu lokalnych układów, ale nie groźną dla państwa i łatwą do wykrycia właśnie dzięki istniejącym zasobom archiwalnym, i dziś w znacznym stopniu ujawnioną). Natomiast cała (kompletna) sieć agentury Wojskowych Służb Wewnętrznych znikła z Polski i znajduje się na Kremlu. Czy potrzeba lepszego dowodu na istotę „transformacji”?

Co więcej, Polakom zostawiono do rozwiązania problem w zasadzie pozorny (poza aspektem moralnym zagadnienia). Trwająca kilkanaście lat wojna o „teczki”, kolejne ujawnianie „donosicieli” w różnych środowiskach rozpalało emocje, ale w niczym nie groziło systemowi, a wręcz przeciwnie – uwiarygadniało go, bo kto w „teczkach” nie był, nie był też i agentem, albo jeśli był, to dawno temu „bohatersko” zerwał współpracę.

(W publicystyce podnosi się często znaną historię bezprawnego przeszukiwania archiwów bezpieki przez słynną, samozwańczą komisję „trzech tenorów” w roku w kwietniu, maju i czerwcu 1990 roku. Trzech, nawet najlepszych tenorów, nie byłoby w stanie przekopać się przez całe archiwa bezpieki w trzy miesiące i usunąć stamtąd część tych materiałów, których ujawnienia nie chcieli, i to w taki sposób, by nie pozostał nawet ślad po rejestracji agenta. Natomiast oni mogli poszukiwać nie całych teczek, ale bardzo konkretnych, kilkuset dokumentów w teczkach konkretnych osób. Dokumentów, które mówiły nie tylko o fakcie przerwania współpracy, ale o tym GDZIE przesłano teczki, do jakiej instytucji i w jakim CELU).

Konieczność dokonania cięć kadr, pozbycie się części struktury aparatu opresji, oraz... partii komunistycznej, bo ta nie była już potrzebna, stawiało przed OBCYM kolejny problem do rozwiązania. Piekący problem lojalności tak partii komunistycznej, jak i milicji obywatelskiej i cywilnej służby bezpieczeństwa do dawnych nadzorców z GRU. Zauważmy, że konieczność likwidacji znienawidzonej przez społeczeństwo bezpieki była konieczna dla uwiarygodnienia procesu przemian, tak dla tubylców, jak i dla Zachodu. Dla wielu ludzi pracujących dla bezpieki był to – w pewnym sensie (byc może nie nasz), ale jednak dramat. Co miał zrobić czterdziestoletni oficer, który był specem od inwigilacji, kiedy znalazł się poza służbą? Przecież nic innego nie umiał robić. Wolny rynek, kontakty w świecie przestępczym, pozwalały na znalezienie niszy na rynku usług detektywistycznych i ochroniarskich. Jednak, przyznajmy, oficer bezpieki mógł to odbierać, jako degradację zawodową, a to groziło aktami nieposłuszeństwa i chęci odwetu wobec systemu, który zdradził i zawiódł, a więc wobec byłych przełozonych i nadzorców z "wojskówki".

Stawiam kolejną tezę: dla zapewnienia możliwości sprawowania kontroli nad Polską w nowym układzie geopolitycznym i w nowej strukturze wewnątrz politycznej niezbędne było skonfrontowanie społeczeństwa przed wprowadzeniem zmian i uniemożliwienie „zdrady” tak partii komunistycznej, jak i funkcjonariuszy wewnętrznego aparatu represji, oraz ich włączenia się w powstające, niepodległe struktury państwowe. Dlaczego ich włączenie się było takie groźne? Bo posiadali wiedzę, której wykorzystanie skutecznie utrudniłoby przebieg operacji przejmowania władzy po jej rzekomej utracie przez służby wojskowe. Na zapleczu wojny „ubecji i post-komuny” z „ciemnogrodem”, „lemingów” z „moherami” rodził się (i nadal się rozwija) oligarchiczny system, w którym prawdziwe pieniądze i wpływy zdobywała ekskluzywna mniejszość.

Jeśli w Polsce można mówić o zachowaniu ciągłości władzy po roku 1989 po dzień dzisiejszy z przerwami na rząd Olszewskiego i Marcinkiewicza/Kaczyńskiego, to ta ciągłość jest widoczna właśnie w obszarze armii i struktur wojskowych. Władza raz przejęta z rąk komunistów (na rzecz WSW/GRU) w roku 1980 nie została oddana do dzisiaj, a każdy, kto podniósł na nią rękę tracił albo stołek (L.Miller) albo życie (L.Kaczyński).

Spójrzcie zresztą na rzekome „majątki” czołowych post-komunistów – śmiech ogarnia; to się sprowadza do „skręconego” mieszkania w centrum miasta, „domu w atrakcyjnej lokalizacji”... W czasie, kiedy z Polski wypłynęły i wróciły tworząc prawdziwe fortuny miliardy dolarów. Do kogo wróciły?

Owszem, ludzie dawnej SB wsparci byłymi towarzyszami też mają swoje afery (rozkradanie węgla, na przykład); natomiast kluczowe operacje finansowe odbywały się na styku biznesu i „wojskówki”, a ich apogeum przypadało (niestety) na rządy „solidarnościowe” (FOZZ, TP S.A., PZU) albo związane było z otoczeniem Aleksandra Kwaśniewskiego (Big Bank).

Współczesnej Polski nie da się wytłumaczyć nakładając kalki partyjne. 

Akcja tworzenie trwałego i niemożliwego do zasypania podziału była przeprowadzona po tym, jak władzę w Polsce z rąk partii komunistycznej, a w interesie suwerena w Moskwie odebrał Wojciech Jaruzelski. Przy wtórze odświeżania mitu, o tym jak to Wojsko Polskie objęło władzę z rąk Solidarności, ale i PZPR-u, Polska znalazła się w łapach sowieckich, i to sowiecka polityka wyznaczyła wypadki ostatniej dekady przed zmianami.

Do jednych z najbardziej spektakularnych akcji przygotowujących społeczeństwo polskie do poddania się wpływowi „narracji” o przełomie roku 1989 było uprowadzenie i śmierć bł. Jerzego Popiełuszki.

Wróćmy do właściwego sposobu analizowania zdarzeń, a więc do naszej analizy SWOT.

Załóżmy, że tak, jak mówi oficjalna wersją, Jerzego Popiełuszkę zamordowali funkcjonariusze SB – Piotrowski, Pękala, Chmielewski, a rozkaz zamordowania wydał pułkownik Pietruszka. Tego typu akcja nie mogła zostać przedsięwzięta bez wiedzy i akceptacji wyżej ulokowanych przełożonych, a więc generałów Ciastonia i Płatka. A nad nimi był już tylko Czesław Kiszczak. Tyle, że Czesław Kiszczak to ciało w esbecji obce. Całe swoje życie pracował Czesław dla wywiadu wojskowego; w 1945 roku pracował Czesław dla Informacji Wojskowej (polskojęzycznego ramienia GRU), podobnie zresztą jak jego przyjaciel i protegowany, który uczynił go lata później Ministrem Spraw Wewnętrznych, Wojciech Jaruzelski, tyle, że Wojciech inwigilował żołnierzy własnych, w czasie gdy Czesław – żołnierzy generała Andersa. Szło mu dobrze. Po inwigilacji wrogów klasowych udało się Czesławowi udanie zadenuncjować Głównemu Zarządowi Informacji Wojskowej Wacława Komara, Stanisława Flato, i Józefa Kuropieskę. Komar, pomimo członkostwa w KPP, i udziale w sowieckich kursach dywersyjnych, miał w życiu epizod walki po stronie armii polskiej we Francji, Flato był kierownikiem lekarzy przy armii chińskich komunistów, a Kuropieska nie dość, że był sanacyjnym oficerem, który wziął udział w kampanii wrześniowej, to na dodatek ośmielał się mieć skłonność do doceniania i stosowania w praktyce dowódczej doświadczeń wyniesionych ze szkół Niepodległej Rzeczpospolitej. Nic dziwnego, że kariera Czesława rozwijała się szybko - został szefem kontrwywiadu marynarki wojennej, szefem kontrwywiadu Śląskiego Okręgu Wojskowego, aby w 1967 roku zostać zastępcą szefa WSW – Teodora Kufla. W 1972 został szefem wywiadu, w 1978 zastępca szefa Sztabu generalnego, a od 1979 roku szefem WSW. Kariera nie trwała jednak długo, bo w 1981 Kiszczak zmienia ludowy mundur na garnitur i zostaje cywilnym Ministrem Spraw Wewnętrznych, pod którego opieką pozostawało SB. Ale Czesław esbekiem nie był nigdy – całe swoje zawodowe życie poświęcił kontrolowaniu SB, ale z ramienia GRU.

Z tego powodu Czesława Kiszczak nie będziemy w naszej analizie traktować jako element struktury SB, ale jako element struktury WSW/GRU razem z generałem Jaruzelskim.

Jakie korzyści miałoby przynieść esbecji porwanie, bestialskie torturowanie, a potem zamordowanie księdza Popiełuszki?

Mocne strony:

1.      uciszenie księdza Popiełuszki

2.      zastraszenie kleru

3.      zastraszenie społeczeństwa

Słabe strony:

1.      wzrost oporu społecznego i niechęci do podejmowania współpracy z SB, zrywanie współpracy.

2.      powstanie miejsca kultu i stworzenie mitu antykomunisty – męczennika.

Szanse:

1.      jeśli zadaniem SB była inwigilacja społeczeństwa i zapobieganie napięciom, a nie ich wywoływanie, operacja zabójstwa Popiełuszki przynosiła dokładnie odwrotny efekt – konsolidowała opór zamiast osłabiać – nie widzę „szansy korzystnej zmiany”

Zagrożenia:

1.      a contrario - brak szans niósł wzrost zagrożeń, a więc eskalację pogardy i nienawiści, ergo: utrudniał pracę SB, a nie ułatwiał.

Przyjrzymy się naszym „mocnym stronom” i zastanówmy, czy rzeczywiście są aż tak mocne?

Bezpieka prowadziła skuteczną akcję inwigilacyjną wobec Popiełuszki; skuteczną o tyle, że udało się w jego otoczeniu pozyskać agentów, a także możliwość dostępu do mieszkania. Szczególnie aktywnym agentem był ks. Michał Czajkowski, późniejszy autorytet, oraz członek KPN-u, Tadeusz Stachniak.

12 grudnia wiceprokurator Anna Jackowska odczytała Popiełuszce decyzję o wszczęciu śledztwa z komunistycznego artykułu 194 kk, w związku z art. 58:

„Kto, przy wykonywaniu obrzędów religijnych (...), w wygłaszanych kazaniach nadużywał wolności sumienia i wyznania w ten sposób, że permanentnie oprócz treści religijnych zawierał w nich zniesławiające władze państwowe treści polityczne, a w szczególności pomawiał, że te władze posługują się fałszem, obłudą i kłamstwem, poprzez antydemokratyczne ustawodawstwo niszczą godność człowieka, a także pozbawiają społeczeństwo swobody myśli oraz działania, czym nadużywając funkcji kapłana, czynił z kościołów miejsce szkodliwej dla interesów PRL propagandy antypaństwowej”.

Dodatkowo, przeprowadzona w mieszkaniu ks. Jerzego rewizja „ujawniła”: „granaty łzawiące, naboje do pistoletu maszynowego, różne materiały wybuchowe, farby drukarskie”. Już za pierwsze przestępstwo ks. Jerzy mógłby spodziewać się dziesięcioletniego wyroku; za „przygotowanie do obalenia ustroju” mógłby dostać i karę śmierci, a długoletni wyrok więzienia byłby zapewne przedstawiany przez rządową propagandę, jako akt łaski.

Ksiądz Jerzy trafia do aresztu i wydawać by się mogło, że „mocne strony”, które przynieść miało rzekome zabójstwo księdza Jerzego, udało by się skutecznie zrealizować bez niesionych zabójstwem zagrożeń. Ale tu do akcji wkracza szef MSW Czesław Kiszczak i nakazuje księdza uwolnić po interwencji arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego.

We wrześniu do akcji wkraczają sowieckie Izwiestia, wkrótce Czekista Wojciech Jaruzelski żąda od swojego kolegi z wojska Czesława” :”załatw to, niech nie szczeka”.

19 września 1984 roku dochodzi do porwania, a 30 października do wyłowienia zwłok księdza z zalewu na Wiśle pod Włocławkiem.

Więc nic tu nie do siebie nie pasuje.

Po pierwsze – jest zupełnie nieprawdopodobne, żeby zabójstwa dokonali samopas jacyś oficerowie SB. Jest jakąś bajką (kolejną), że oficerowie SB mieli szansę dokonywania zabójstw politycznych na własny rachunek, korzystając przy tym ze służbowego zaplecza operacyjnego, próbując dokonać porwania przez kilka dni (bo już 13 mieli go usiłować zatrzymać rzucając w samochód księdza kamieniem).

Po drugie – jest jeszcze bardziej nieprawdopodobne, żeby uciekł im naoczny świadek (Chrostowski), a jesli już nawet tak by się stało, to powinni odstąpić od zabójstwa – mógł na przykład zaalarmować milicję, że zostali napadnięci przez bandytów, albo zaalarmować ponownie arcybiskupa Dąbrowskiego, który miał możliwość chociażby natychmiast powiadomić zachodnie agencje prasowe.

A jeśli nie mogli tego dokonać samopas, to musieli mieć akceptację swojego najwyższego zwierzchnika – Kiszczaka. A gdyby ją mieli, to po groźbie zdemaskowania, Kiszczak akcję by odwołał, a gdyby nie odwołał, to ciała księdza Jerzego nie znaleziono by nigdy. Nie było w takich sprawach przypadku, żeby SB najpierw mordowała, a potem odnajdowała i ciało, które chciała ukryć, a potem sprawców we własnych szeregach wystawiając ich na odstrzał. Po co?

Jeśli tak się właśnie stało, to stało się tak decyzją samego Czesława Kiszczaka, ale nie jako ministra, tylko jako człowieka WSW/GRU. I stało się tak po akceptacji generała Jaruzelskiego, ale nie jako premiera, tylko jako człowieka Informacji Wojskowej/GRU.

SB natomiast została wmanewrowana w śmierć Popiełuszki ponieważ wykonała zadanie porwania księdza, i przekazania go w inne ręce – w ręce fachowych oprawców i zbrodniarzy. Najprawdopodobniej do uwolnienia Chrostowskiego doszło później – właśnie po to, aby był w stanie opisać „porywaczy” (a więc domyślnych morderców).

Skoro były dowody porwania i było ciało, a poza tym chęć Kiszczaka, by morderców „wykryć”, to musiało się skończyć tak, jak się ostatecznie skończyło – sfingowanym i relacjonowanym w mediach procesem, w którym w oczach opinii publicznej miał utrwalić się obraz „morderców z SB”, którym sprawiedliwość każe wymierzyć „polski żołnierz” Jaruzelski.

A jakie cele miałaby osiągnąć akcja „wmanewrowania” esbecji w morderstwo Popiełuszki?

Spróbujmy przeanalizować:

Mocne strony:

1.      pogłębienie nienawiści społecznej do SB, co w okresie planowanej transformacji miało utrudniać bądź uniemożliwiać przejście na stronę „wroga” (casus majora Hodysza – jego potraktowanie przez prezydenta Wałęsę to kolejny kamyczek w układance)

2.      zastraszenie członków partii komunistycznej i oficerów komunistycznej bezpieki – pokazanie, że nie ma świętych krów, a dalsze etapy transformacji będą przeprowadzane pod dyktando wojskowych.

3.      zastraszenie kierownictwa SB – Ciatonia i Płatka – możliwością dołączenia ich do listy skazanych.

Słabe strony:

1.      nie widzę. Bunt w SB przeciw wojsku? Zupełnie niemożliwe.

Szanse:

1.      Ostateczne ustawienie „przyszłych stron dialogu społecznego”, uwiarygodnienie armii w opozycji do „bezpieki”.

Zagrożenia:

brak

A może to jednak było tak, że to esbecja była długim ramieniem Moskwy, a nie WSW?

Jesli esbecja byłaby długim ramieniem Moskwy, a to ze strony wojska można byłoby spodziewać się wobec Moskwy nielojalności, to zniszczono by (po uprzednim wywiezieniu kopii do Moskwy) archiwa esbecji, a zostawiono by archiwa WSW. Stało się odwrotnie, i to jest fakt, z którym dyskutować nie sposób.

Antoni Dudek w swoim artykule „Wojskowe Służby Imperium” opublikowanym we „Wprost” 9 października 2006 roku tak pisał o akcji włączenia się WSW w operacyjne działania wewnętrzne przy okazji przypominania akcji niszczenia archiwów tej służby w roku 1990:

„Wśród zniszczonych wówczas materiałów znajdowały się dokumenty, które zawierały niektóre szczegóły współpracy WSW z kontrwywiadem sowieckim oraz teczki z rozpracowania różnych organizacji opozycyjnych. Kiedy w lipcu 1981 r. awansowany właśnie na ministra spraw wewnętrznych gen. Czesław Kiszczak przekazywał stanowisko szefa WSW gen. Edwardowi Poradce, zostawił mu m.in. wiele dyrektyw pochodzących zarówno od dowództwa Układu Warszawskiego, jak i z sowieckiego sztabu generalnego”.

Jeden z moich stałych Czytelników, którego zdanie szanuję, po tym, kiedy napisałem mu, że myśląc Smoleńsk, powinniśmy również pamiętać o Popiełuszce, odpisał, że to łączenie rzeczy zupełnie ze sobą niezwiązanych. Otóż twierdzę, że zabójstwa te łączy podobna metoda działania, wskazująca jeśli nie na tożsamość sprawcy, to na tę samą „szkołę”. Tak jak nie można zrozumieć techniki poniżania w mediach śp. Lecha Kaczyńskiego bez prześledzenia technik niszczenia śp Marszałka Kerna, tak nie sposób zrozumieć metody działania zbrodni na polskiej delegacji 10 kwietnia 2010, bez zrozumienia motywów działania sprawców bł. księdzaPopiełuszki.

I w przypadku Popiełuszki i w przypadku Smoleńska Planista rozgrywa zbrodnię dokonując eliminacji fizycznej najpierw niebezpiecznych, a potem już tylko politycznej niepotrzebnych, na rzecz powrotu do stanu kontroli Polski przez „zawsze mu wiernych” i związania wszystkich ośrodków władzy zmową strachu lub milczenia. Niezrozumienie tego faktu doprowadzi nas znów do tego samego punktu, w którym już raz byliśmy, bo jak powinniśmy pamiętać: „Fałszywa historia mistrzynią fałszywej polityki”

W kolejnym ciągu analiz zajmę się psychologiczną analizą „Obcego”.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Zdenek Wrhawy

02-10-2012 [21:04] - Zdenek Wrhawy (niezweryfikowany) | Link:

Musze to jutro przeczytać przy świetle dziennym...i to ze dwa razy.

Ale po tym co sam wiem i co przeczytałem u Ciebie,to pełna zgoda.

Brakuje w tej analizie "podróży do Moskwy" w 1988 A.Michnika...i potem konstrukcji mebla i Magdalenki.

Ponoć szyfrogramy z rozmów Michnika w Moskwie sa gdzieś...o ile nie splonęły,albo nie zgniły w zalanych piwnicach...

Ale jak mówi Łubianka: DOKUMENTY NIE PŁONĄ.

PS.Rosemann założył własna stronę i ma spokój z debilami/komentatorami...Ty nie nosisz się z takim pomysłem?

addio---Patryk

Obrazek użytkownika Rolex

02-10-2012 [21:28] - Rolex | Link:

Czytuje Rossemana na Jego stronie. Mnie debile raczej śmieszą niż irytują - a niektóre są zadaniowane, i to tez wrato wiedzieć.

Serdecznie pozdrawiam, czekam na szerszy komentarz

Obrazek użytkownika kaczazupa

02-10-2012 [22:04] - kaczazupa (niezweryfikowany) | Link:

to "zadaniowani".
Nie wszyscy noszą unisex!

Pucio, pucio.

Obrazek użytkownika kaczazupa

02-10-2012 [22:05] - kaczazupa (niezweryfikowany) | Link:

i tak wiemy od dr. Przywary, że rezydentem GRU na Polskę jest niejaki Maciora Maciorewicz a od Pana, że "obóz post-Solidarnościowy, naszpikowany agenturą najgorszego typu (GRU)". Taki pech, że u FYMa można przeczytać dziśiaj to, pod czego napisanie jutro mozolnie buduje Pan podwaliny.

Ps. Analizy SWOT nie stosuje się do zjawisk już zaistniałych - co najwyżej sprawdza się, czy poszczególne czynniki były oszacowane prawidłowo w przypadku porażki pierwszego rodzaju - podjęcia nietrafionego działania lub drugiego rodzaju - zaniechania działania, które u konkurencji okazało się trafionym.  Dlaczego się nie przeprowadza - bo w ocenie poszczególnych czynników już zaistniałych mamy do czynienia nie z prawdopodobieństwem, tylko z pewnością. To tak jakby Pan dziś oceniał zabranie ze sobą parasola wczoraj. Wiedzą niekompletną, świeżo nabytą nie zawalczy Pan.

II Ps. Jest całkiem sporo opracowań na temat inwigilacji środowisk polonijnych. Czy kiedyś doczekamy się od Pana syntezy? Sąsiad od koszenia trawnika mógłby być chyba pomocny.

Rolex, wiem co kombinujesz.

Obrazek użytkownika Rolex

02-10-2012 [22:05] - Rolex | Link:

To jest rekonstrukcja hipotetycznej analizy  SWOT przeprowadzonej przez planujących zanim przystąpili do realizacji planu, baranie.

Obrazek użytkownika kaczazupa

03-10-2012 [00:37] - kaczazupa (niezweryfikowany) | Link:

Tak się nie da - dwie firmy mogły wpaść na pomysł produkcji auta kompaktowego, więc kadeta i golfa można było równocześnie produkować. Jednego zamachu nie można dwa razy przeprowadzić więc  SWOT przeprowadzane post factum nie ma sensu. Po 29 miesiącach można zrobić dla każdego z  potencjalnych sprawców  rachunek wyników, ale to już nie tak zaawansowana stylistyka - nieprawdaż.  Tylko, że rachunek wyników też nie przesądza o winie. Poza tym nie bierze Pan pod uwagę przyczyn technicznych, co czyni pańskie analizy niekompletnymi i równie ułomnymi jak wersja oficjalna.
Miszczu, może Pan uwieść owieczki porzucone przez dr. Przywarę ( ten sprawia wrażenie, jakby chciał je odzyskać) ale z chłodną logiką ma Pan szansę tylko na jeden sposób - pisać tak długie teksty,  abym przy ich lekturze nie mógł powstrzymać się od snu.
Podpowiadam pomysł - dwóch uczestników gry uzyskuje taki sam wynik analizy SWOT i toczą mortal kombat o prawo wykonania zamachu - owieczki po FYMie będą czytały z wypiekami na twarzy. W podobny sposób  mogło by się skończyć wysłanie na pańską skrzynkę mailową istotnych informacji o katastrofie - suwy kilku służb zderzyły by się pod domem nadawcy - jedyna jego szansa na chwilowe przedłużenie żywota.

Obrazek użytkownika Rolex

03-10-2012 [01:03] - Rolex | Link:

...masz bladziudkie pojęcie o analizach SWOT i w ogóle o heurystyce.

Natomiast skacze Ci żyłka techniczna, kiedy się tylko wspomni przy tobie o wsi i o polskich służbach specjalnych.

Masz racje, publiczne ogłoszenie rozpoczęcia prac Zespołu Parlamentarnego spowodowało, że przed jego drzwiami zderzyło kilku suwów służb, mam nadzieję, że się z nikim nie zderzyłeś... skoro udało ci się wejść do środka.

Twoje komeptencje są powszechnie znane i budzą wesołość; kiedy po raz pierwszy spotkałem się z tym charakterystycznym wybuchem paranoi a la Niesiołowski (o podobnym zapewne podłożu) prześledziłem ewolucję poglądów, a raczej ich dostosowywanie do zmieniających się okoliczności, więc wesołość iżynierów mnie nie dziwi.

Natomiast, ty rzeczywiście możesz wiedzieć ku jakim wnioskom zmierzam (bo ci ktoś powiedział) i wiem, że tych właśnie wniosków się obawiasz, ale nie lękaj się żabciu, nie tacy jak ty próboali mnie odwieść od kontynuowania analiz, więc i ty nie masz szans, po prostu bawisz mnie, a twoje intencje są zbyt czytelne, żeby się nad nimi zbyt długo zastanawiać.

To, że tekst dłuższy niż twoje fascynacje - majtki i pupy, jak widzę; do tego męskie pupy, cię usypia, wiem, bo wychowałem się w rodzinnym otoczeniu inżynierów wychowanych przed wojną. Też nie mogli się dogadać z tymi peerelowskimi.

Idż już spać i nie oglądaj więcej pup w necie

a to: "dwie firmy mogły wpaść na pomysł produkcji auta kompaktowego, więc kadeta i golfa można było równocześnie produkować" przy aposteriorycznej rekonstrukcji apriorycznych założeń to jest bełkot, a bełkot, złociutki, to jak nauczał o. I.M. Bocheński (wiem, że nie czytałeś, bo byś usnął) to: "mowa ludzka pozbawiona sensu. Mylisz płaszczyzny logiczne i fizyczne.

Idź, dziubek, spać, i zostaw pupy - to ci wyraźnie podwyższa ciśnienie i powoduje niezdrową para-pornograficzną ekscytację

Obrazek użytkownika kaczazupa

03-10-2012 [10:36] - kaczazupa (niezweryfikowany) | Link:

Już Pańskiemu koledze wyjaśniłem, że majtki pochodzą z reklamy, jaka przewijała się pod pańską notką. Widać flagi UK tak mają, że się przyciągają i Pańskie logo przyciągnęło damskie majteczki.

Myślę, że najwyższy czas, aby z wynikami analizy SWOT dotyczącymi mojej osoby podzielił się Pan z osobą, której telefon zapewne Pan ma, a jak nie ma, to Pańscy koledzy chwalą się, że mają. Z ABW to oczywistość!. Proszę też nie brać do siebie moich ewentualnych aluzji o agenturalności - nie posądzam żadnych służb (może poza Burkina Faso) o płacenie za prezentowaną przez Pana durnowatość.

"przy aposteriorycznej rekonstrukcji apriorycznych założeń to jest bełkot" - idem per idem, ale dokąd idem? Miszczu - zakałapućkał się Pan w zakamarkach własnego intelektu. Jak do tworzenia tekstów używa Pan "Słownika stylistycznego" dla ambitnych kucharek, to żeby siebie zrozumieć, też Pan musi użyć. Inaczej po powrotnym tłumaczeniu dostaje Pan tekst dla siebie niezrozumiały, choć być może wywołujący nadal wypieki u owieczek po FYMie.
Podpowiem Panu  - jak fakt zaistniał to lewa strona tablicy SWOT jest przekształcona w przychody, prawa w koszty.

Obrazek użytkownika kaczazupa

03-10-2012 [09:48] - kaczazupa (niezweryfikowany) | Link:

Na szczęście inna osoba mająca związek z zespołem parlamentarnym analizę SWOT dotyczącą pańskiej propozycji podjęcia korespondencji na temat agentów działających w internecie z osobą chwalącą się  współpracą z obcymi służbami wykonała zanim zdążyła nazwać. Bo, drogi Panie, analiza SWOT jest wmontowana w mechanizm decyzyjny istot podejmujących decyzję na poziomie wyższym niż odruch nabyty.

Z Pańskich i dr. Przywary tekstów wynika, że korzystnie wypadły analizy SWOT przekazania na pańską skrzynkę mailową ocen temperatury ze zwykłych zdjęć i teorii hamowania w błocie (to dla Panów przynajmniej perspektywiczne). Powinniście Panowie  z A-Temem rozważyć, co stanie się z Waszymi organami opakowanymi we flagi Zjednoczonego Królestwa poddanymi hamowaniu zgodnie ze stałymi błotnymi - mechaniczną i termiczną.

Mam nadzieję kiedyś przeczytać/ujrzeć owych inżynierów - są jacyś inni, poza tymi od stałej błotnej?

Skąd wiem do jakich wniosków Pan zmierza - zajrzałem do FYMa, czego nie ukrywałem. GRU zawsze wybija się z tekstu. Moja niechęć do czytania nie przekłada się na nieumiejętność. Tak to bywa - jedni lubią czytać i pisać choć nie potrafią, drudzy na odwrót. Ma Pan bardzo ciekawy pomysł - nie przeprowadzać lustracji w Polsce, bo ci, co do których nie ma śladów sprzeniewierzenia to agenci GRU.  Może zademonstruje nam Pan analizę SWOT tej koncepcji?

Obrazek użytkownika szara_komórka

03-10-2012 [10:23] - szara_komórka | Link:

"obóz post-Solidarnościowy, naszpikowany agenturą najgorszego typu (GRU)"?
Oczywista oczywistość.
Czy przez ten (nietrafiony, bez umiejscowienia go*) cytat chce Pan zasugerować, że nic takiego nie ma miejsca?
Obawiam się, że rzeczywistość jest jeszcze bardziej ponura niż jawi się u Rolexa.

* - nie każdy tutaj zna historię FYMa

Obrazek użytkownika wyrko

03-10-2012 [03:44] - wyrko | Link:

Przez wiekszosc tekstu Rolex dosc marudnie i mozolnie wywaza z wielkim trudem wiele drzwi od dawna otwartych.
Stawiam kolejną tezę: dla zapewnienia możliwości sprawowania kontroli nad Polską w nowym układzie geopolitycznym i w nowej strukturze wewnątrz politycznej niezbędne było skonfrontowanie społeczeństwa przed wprowadzeniem zmian i uniemożliwienie „zdrady” tak partii komunistycznej, jak i funkcjonariuszy wewnętrznego aparatu represji, oraz ich włączenia się w powstające, niepodległe struktury państwowe. Dlaczego ich włączenie się było takie groźne? Bo posiadali wiedzę, której wykorzystanie skutecznie utrudniłoby przebieg operacji przejmowania władzy po jej rzekomej utracie przez służby wojskowe.

Najwyrazniej mamy do czynienia z orgiastyczną kompilacją bredni i truizmow samorzutnie przechodzącą w belkot.
Autor w roztargnieniu zapomnial o kilku szczegolach:
- kto i komu zapewnial możliwośc sprawowania kontroli nad Polską,
- kto konfrontowal spoleczenstwo, po co, w jaki sposob i na jaki temat
Nie wyjasnil rowniez, dlaczego"niezbedne bylo [...] uniemożliwienie „zdrady” tak partii komunistycznej, jak i funkcjonariuszy [SB].", skoro nawet kucharki wiedza, ze w tamtym czasie partia i obie sluzby uwlaszczaly sie intensywnie na z gory przydzielonych obiektach gospodarczych, tworzac w ten sposob jądro transformacji ustrojowej.
Nie wyjasnil rowniez kto i jak wymienioną wyzej niezbednosc realizowal. Dalej Rolex dziwi sie dlaczego włączenie się organizatorow imprezy w impeze było takie groźne. Przyznam, ze tez sie dziwie, tyle ze Rolexowi. Na nieszczescie dla wszystkich, w nastepnym zdaniu Rolex odpowiada na wlasne pytanie: "Bo posiadali wiedzę, której wykorzystanie [...] utrudniłoby [...] przejmowanie władzy po jej rzekomej utracie przez służby wojskowe."
Jezeli utrata byla "rzekoma" to niczego nie trzeba bylo odzyskiwac i niczego nie dalo sie utrudniac.
Tylko analiza SWOT pisana w czasie zaprzeszlym bylaby w stanie to rozebrac.

Obrazek użytkownika wyrko

03-10-2012 [03:47] - wyrko | Link:

Maly, rudy sepleniący Rolex czesto bawil sie plastikowymi zolnierzykami. "A ty bzydki spiegu do kosar" wydawal rozkazy. Z tamtych czasow pozostalo mu przekonanie, ze służby specjalne Ludowego Wojska Polskiego byly skoszarowane.
Niech mu kto wyjasni, ze trep z WSW czy WSI jak kazdy inny trep chodzil do roboty na siodmą, robote konczyl o pietnastej i wracal do domu, gdzie czekala na niego slubna, tepe zaniedbane wiejskie babsko z wylakierowanymi pazurami i z nareczem bachorow.

Ale co ja bede sie nad nimi pochylal skoro Rolex robi to znacznie lepiej:
"Co miał zrobić czterdziestoletni oficer, który był specem od inwigilacji, kiedy znalazł się poza służbą? Przecież nic innego nie umiał robić." Wiadomo jedynie co robi najuczciwszy z tych czterdziestoletnich oficerow. On do dzis stoi nieruchomo jak wartownik brytyjskiej korony, zapraszajacy usmiech na ustach, prawa noga wysunieta o stope, lekki rozkrok, ramiona rozlozone szeroko na ukos. Czekając na Rolexa. Bedą robic niedzwiedzia.

Jeszcze tylko jeden maly zgrzyt i jestesmy w domu.
"Przy wtórze odświeżania mitu"
Jezeli ktos mowi "przy wtórze" to na mysli ma akompaniament, zazwyczaj muzyczny, jak w zdaniu "zegnal sie czule z ukochaną Ojczyzną przy wtórze werbla plutonu egzekucyjnego".
Nastepnym razem napisz pan "Przy wtórze odświniania mitu", a wygrasz pan konkurs poezji rewolucyjnej na Salon24.

Coz rzec na zakonczenie? Drobne potkniecia, pol stopnia odchylenia, ale ten elektryzujący czytelnika styl zapowiada jednak wielce nietuzinkowego prozaika, a byc moze rowniez poete.
Nie chcialbym by autor pozbyl sie kiedykolwiek tej niepospolitej zdolnosci uroczego, a zarazem usypiajacego mulenia. Dzieki temu juz wkrotce ze sporego kiedys peletonu kucharek i pomocy domowych pozostaną jedynie dziwaczni osobnicy, ktorzy coprawda jeszcze nie przeczytali, ale wiedzą i dlatego juz teraz w pelni sie zgadzają.

Prosze Panstwa, ta gwiazda, ta supernowa, zablysnie jutro na firmamencie, a pojutrze przycmi wszystkie inne gwiazdy.
Prosze Panstwa!
Oto Rolex!
Mandaryna polskiej publicystyki!