Kiedy proszę studentów o dwa zdania o sobie, podają dokładnie dwa zdania. Kiedy piszą wypracowanie wg podanego schematu, trzymają się go niewolniczo, do absurdu, i nierzadko wychodzą brednie.
To się zaczęło jakieś 15 lat temu. Wtedy studentom poproszonym o takie dwa zdania trzeba było przerywać nawet po paru minutach chaotycznego gadania. Większość zdań to było „chociaż nie uczyłem się...”, „nie studiowałem wprawdzie...”, „nie pisałem dotychczas...”, typowe dla mowy polskiej. Kochała ona zdania negatywne – „to ma wady i zalety”, a nie „to ma zalety i wady”. Do niedawna.
Wierność instrukcjom najpierw mnie cieszyła. Nareszcie przestajemy być chaotycznym, nieuporządkowanym, kierowanym tylko podziemnymi prądami narodem, myślałam sobie, przez co tracimy tyle czasu a życie nasze jest tak strasznie niewygodne. Teraz zaczynam tęsknić do tych podziemnych prądów, których skutki bywały uciążliwe, ale stanowiły o wyobraźni tych ludzi i ich udziale we wspólnocie. Nie to, żebym chciała, aby wrócił chaos, ale znowu nie chcę wykonywania instrukcji ponad wszystko.
Instrukcja to gwarancja, ale może prowadzić także do bezmyślności. Kiedy myśl i wyobraźnia zostają zastąpione sztywną podlaną strachem procedurą, zawsze zdarzy się sytuacja, w której procedura nie wystarcza.
Bezmyślność pierwsza. Niedawno w centrum Warszawy w autobusie skierowanym (też bez sensu) przez policję na inną trasę, kierowca nie chciał otworzyć drzwi. Otoczony rozwścieczonym tłumem upierał się: wypuści ludzi zgodnie z instrukcją na przystanku. Jak się okazało, najbliższy przystanek akurat skasowano. Kto wie, gdzie i kiedy będzie następny. Tłum emerytów, ledwie żywych w dzikim upale, stłoczonych beznadziejnie od 20 minut i wiezionych w przeciwnym kierunku, nie ustępował. Młody człowiek też nie ustępował, zamknął się jeszcze szczelniej w swojej kabinie i jechał w korku z szybkością 20 cm na godzinę, nie zważając na krzyki, obelgi i błagania pasażerów. Obok autobusu gęsto stały-posuwały się samochody, nie wyskoczysz. Autobus przed nami wypuścił ludzi na tym skasowanym przystanku, ale to nie wzruszyło naszego kierowcy. Zaczęliśmy dzwonić do straży miejskiej i na policję. Wreszcie jakiś pan, korzystając z tego, że znaleźliśmy się w pobliżu chodnika, otworzył drzwi jakąś wajchą i uwolnił zgromadzenie. Spóźniłam się do celu 40 minut, kilka osób było na granicy zasłabnięcia.
A gdyby tak odrobina wyobraźni i empatii, zrozumienia, solidarności, oczywiste zachowanie – wypuścić ludzi, skoro nie wiadomo, kiedy będą mogli wysiąść? Nie. W oczach kierowcy tylko zwierzęcy strach przed utratą pracy, jeżeli nie wykona instrukcji. Brak, pomysłu żeby choćby zadzwonić do zwierzchnika, dostać zezwolenie; w końcu brak myśli, że nikt nie dowie się o „wykroczeniu”.
Bezmyślność druga. Kiedy w tymże autobusie jeszcze uwięziona zadzwoniłam do straży miejskiej, tam nawet od razu odebrano telefon i zawiadomiono, że rozmowa jest nagrywana (tym lepiej, pomyślałam). Energiczna młoda osoba wysłuchała mnie, po czym poradziła: „Niech pani zadzwoni do jego szefa, szef wyda mu polecenie”. Zaniemówiłam, ale tylko na chwilę i odparowałam: „To pani ustali jego numer i sama go zawiadomi”, po czym rozłączyłam się.
Bezmyślność trzecia. Miałam wyjątkowego pecha w sobotę 14 lipca. Znalazłam się w głośnej tego dnia w Polsce okolicy. Jechałam w kierunku autostrady A-1, goniona przez nawałnicę, która powaliła znaczny kawał Borów Tucholskich. Jeszcze w południe we Włocławku usłyszałam przez radio o poważnym wypadku o 10.00 rano. Autostrada była zamknięta, spiker miękkim głosem opowiedział, jak to policja zorganizowała dogodne objazdy.
Kiedy podjechałam do autostrady pod Toruniem, minęła właśnie 13.00 i wszystko wydawało się już w normie. Nikt o niczym nie informował, nie uprzedzał, żadnej policji, służb autostradowych, tablic, objazdów. Wzięłam kwitek i pomknęłam, szczęśliwa, że za półtorej godziny będę u celu – na Kaszubach. Jednakże od czasu do czasu kawalkada aut niepokojąco zwalniała, a 39 km przed Pruszczem Gdańskim zaczął się korek. Była już 15.00, zdawało mi się, że mam nie więcej niż 20 min. do celu podróży. O 16.30 wściekła, głodna, rozmyślając o zaletach zwykłych dróg i krzaczków przydrożnych, dojechałam nareszcie do miejsca, gdzie rano spłonęły dwa samochody i wylała się masa bitumiczna. Lewym pasem powolutku puszczano po jednym samochodzie. Na środku, na zablokowanym prawym pasie widniały dwie niewielkie czarne górki – to były resztki tych spalonych dwóch aut i masy bitumicznej. Po prawej pobocze – szerokie, asfaltowe, wygodne pobocze autostradowe, zupełnie puste i całkowicie przejezdne. I dwa służbowe samochody, więc decydent był zorientowany.
Ale poboczem się nie jeździ, prawda? Takie przepisy. Instrukcja. Przepisy rządzą. Nikomu nie przyszło do bezmyślnego łba, żeby wypuścić ludzi z matni, postawić znaki ograniczenia szybkości i puścić 40 kilometrowy korek choćby powolutku tym poboczem.
O głuptactwie pisałam jakiś czas temu, ale to nie tylko głuptactwo. Brak elementarnej wyobraźni otacza nas i osacza coraz ściślej. Trudno już sponad niego wysadzić głowę.
Z Polski wyjechało parę milionów ludzi. Ten upływ krwi dziś żyjących pokoleń trwa od wielu lat – kilkadziesiąt tysięcy po marcu 1968 roku (wcale nie tylko Żydzi), powolna ucieczka kilkuset tysięcy wykształconych w latach 70., odpływ miliona, w tym studentów w 1980 i 81 roku; potem ucieczki stanu wojennego, też pewnie około miliona, aż wreszcie ostatnich parę lat, gdy w końcu liczba ludności Polski zaczęła się zmniejszać, przede wszystkim z powodu wyjazdu półtora czy dwóch mln ludzi do Irlandii i Wlk. Brytanii. Po drodze, około roku 2000, wyjazd tysięcy lekarzy, pamiętamy anestezjologów, ale nie tylko oni.
Niestety, wyjeżdżali ludzie z inicjatywą, inteligencją i wyobraźnią. Pracowici i elastyczni umysłowo.
To chyba musi być przyczyna, dlaczego tylu wśród nas żyje młodych ludzi wąskotorowych umysłowo, ale przede wszystkim zupełnie pozbawionych ludzkiej wyobraźni.
I to jest nieprzewidziany, poza brakiem środków na emerytury, skutek tych wyjazdów.
Zostało pokolenie sepleniących. Oni są już gotowi do wykonywania eutanazji i każdej innej instrukcji.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2305
Smutne sprawy Pani przywołuje. Moze kiedys znormalniejemy.Mam taką nadzieję. Pozdrawiam