Synowie zabójców Kirowa

            Podczas gdy społeczeństwo jak nigdy w ostatnich latach łączy się ze sobą we wspólnym bólu i refleksji, „nadspołeczeństwo”, a więc określone grupy dziennikarskie robią wszystko, aby refleksję i dyskusję zamienić w bezmyślną zwadę. Głębszej, ale odrębnej analizy wymaga problem podłoża psychicznego ludzi, którzy potrzebują wroga nie tylko po to, żeby się jednoczyć, ale głównie po to by zyskać poczucie „kreowania” debaty, polityki, historii, czegokolwiek. Wiemy przecież, że w spokojnej debacie trzeba używać wysublimowanych słów i argumentów, a to męczy. Męczy, i dyskutantów, i słuchaczy. Najlepiej ubrać się w kostium „kreatora”, wykorzystać kilkudziesięcioosobową grupę „posiadaczy loginu na Facebooku”, którzy zebrali się z karteczkami i kijkami na ulicy Franciszkańskiej w Krakowie, napuścić ich na tragicznie zmarłego, albo najlepiej – na brata tragicznie zmarłego i dzień później ogłosić „podział w społeczeństwie”. W efekcie utworzyć w dni następne jeszcze większe grupy ludzi, którzy przyniosą jeszcze więcej kijków i stworzą jeszcze większy „podział w społeczeństwie”.

 

            Jeśli dziennikarze mają czas rozmnażać dyskusję przez podział społeczeństwa, może wysilą się raz jeszcze i oceniają postępowanie polskiego rządu w dniach, o których mowa? Czy spełnia on swoją rolę, nie tylko konstytucyjną, ale i historyczną oraz moralną? Czy zapewnia bezpieczeństwo państwu polskiemu i jego obywatelom?

 

            Sytuacja od soboty wyglądała w skrócie następująco: na terytorium obcego kraju rozbił się samolot z zwierzchnikiem polskich sił zbrojnych, generalicją i urzędnikami Biura Bezpieczeństwa Narodowego na pokładzie. Rozbił się na terytorium państwa Polsce nieprzyjaznego. Kraju, który w zeszłym stuleciu najechał nas dwukrotnie, z czego przez zgoła 45 lat okupował. Państwa, które w ostatnich miesiącach groziło nam na wiele sposobów, włącznie z wycelowaniem w nasze terytorium pocisków rakietowych. Ba, niespełna pół roku temu zakończyły się rosyjsko-białoruskie manewry „Zapad” i „Ładoga”, w których uczestniczyło łącznie około 30 tysięcy żołnierzy. Jak pamiętamy markowano w nich tłumienie powstania mniejszości polskiej oraz atak na Rzeczpospolitą, czy szerzej siły NATO.

 

Kierownictwo owego państwa to byli funkcjonariusze sowieckiej policji politycznej, w skrócie KGB. Ludzie bezwzględni, bo tylko zupełni psychopaci mogli robić kariery na tak wysokim poziomie w tej zbrodniczej machinie, którą zapoczątkowali Dzierżyński, Lenin i Stalin. Ostatni z nich, Stalin, którego kult w czasach Wladimira odzyskał dawny wigor, miał niegdyś przyjaciela i współpracownika, Siergieja Kirowa. Siergiej ośmielił się być bardziej popularny i lubiany od niego, a nawet poproszony przez innych działaczy w 1934 roku na zjeździe partii o zastąpienie go na stanowisku sekretarza generalnego. Doniósł o tym zresztą błyskawicznie swojemu mentorowi. Zginął jeszcze w tym samym roku z rozkazu Stalina, który zapoczątkował tym sposobem Wielką Czystkę. Stalin pojawił się przy zwłokach byłego przyjaciela jako jeden z pierwszych, całując go w czoło i roniąc nad nim łzy. Był następnie twórcą i konsekwentnym kontynuatorem kultu zmarłego. Ot, taki stalinowski PR i drobny przykład, ile znaczą emocje wśród ludzi z branży Wladimira.

 

Jak pokazała historia sowieckie elity zdolne są do wszystkiego. Nie przebierają w środkach, by osiągnąć cel. Nawet odległy, wszak cierpliwości uczyli się od samego Stalina. Cel mógł się zmienić – nie jest nim już wojna z kapitalizmem, ale obrany być musi, bo stanowi warunek przetrwania Wladimira Wladimirowicza Putina i jego następców. W państwie mafijnym, którym Rosja w istocie pozostaje – co doskonale wyjaśnia Wladimir Bukowski – warunkiem przetrwania „bossa” jest czujność i nieprzerwana aktywność. Gdy „boss” postanawia odpocząć, albo przejść na emeryturę, odchodzi na wieczną. Dlatego między innymi Wladimir nie mógł stracić kontroli nad władzą w Rosji, odstępując stolec prezydenta federacji. Ale to temat na inną rozprawkę.

 

Odpowiedzmy sobie wszyscy uczciwie na pytania: czy o rządzie współczesnej Rosji można powiedzieć, że reprezentuje Rosjan? Czy media rosyjskie reprezentują władzę, siebie, czy Rosjan? Czy mówiąc o brataniu się, bądź jednaniu z Rosjanami mamy na myśli zwykłych obywateli, których o brak współczucia dla nas dziś na pewno nie możemy posądzać? Nie, rząd rosyjski jest odpowiedzialny za skrytobójstwa, bezprawne więzienie ludzi, fałszerstwa wyborcze, likwidację mediów niezależnych, prowokacje terrorystyczne, ludobójstwo w Czeczenii, rozbiór terytorium suwerennego państwa gruzińskiego, et cetera. Od społeczeństwa dzieli go nieprzerwana dotychczas bariera strachu i bezkarności.

 

Wracając do Polski, jak zatem zachowywałaby się zaraz po opisanym powyżej nieszczęściu elita mentalnie postkomunistyczna, a jak elita nawiązująca myśleniem do generacji z II Rzeczpospolitej, czyli kraju par excellence suwerennego? Otóż przedstawiciel kategorii pierwszej, także przywódca, pojechałby w dniu tragedii do szefa owego nieprzyjaznego państwa, wyściskałby go i szeptał mu do ucha o pojednaniu. Jednen z aktorów, również z pierwszej kategorii, odczytałby apel o pojednanie, dziękując w nim rządowi ościennego państwa za udzieloną pomoc. Znany portal internetowy stworzyłby listę teorii tak zwanych „spiskowych”. Wszystko w czasie gdy przyczyna katastrofy samolotu z prezydentem na pokładzie wciąż nie została wyjaśniona, dowody mogące wyjaśnić jej przyczynę znalazły się w rękach rządu kraju nieprzyjaznego, de facto autora zupełnego chaosu informacyjnego od pierwszych minut po katastrofie.

 

Przedstawiciel kategorii drugiej, do której należał zarówno Józef Piłsudski, jak i Lech Kaczyński, zachowałby się inaczej. Zanim wysłałby poselstwo z propozycją jednania, zachowałby dyplomatyczną wstrzemięźliwość, do chwili uzyskania w pełni przekonujących dowodów katastrofy. Ów przedstawiciel postawiłby przynajmniej w stan gotowości armię – by móc ocenić, ale i pokazać, że państwo nie jest bezbronne! Zginał przeto właśnie zwierzchnik sił zbrojnych i najwyższe dowództwo wojskowe! Tak uczyniłby najpewniej każdy demokratyczny i niepodległy kraj, mający sąsiada tak nieprzewidywalnego.

 

Kilka dni po narodowej tragedii dowody wyjaśniające roztrzaskanie się samolotu z częścią polskiej władzy wykonawczej pozostają w rękach Rosjan. W międzyczasie rzekomy przedstawiciel narodu rosyjskiego, a w rzeczywistości nieoficjalny urzędnik państwowy, bo dziennikarz „Izwiestii” Maksim Jusin, w trwającej atmosferze pojednania przekonuje:

„Mam tylko nadzieję, że więcej będzie tu miejsca na rozmowy, bo Gazociąg Północny nie jest przeciwko Polsce, ale po to, aby Białoruś i Ukraina, przez którą biegną linie tranzytowe, nie szantażowały Kremla. (...) Myślę też, że Warszawa nauczyła się już, że polityka nie jest czarno-biała, ale pełna odcieni szarości, co pokazało choćby zwycięstwo Wiktora Janukowycza w wyborach prezydenckich na Ukrainie. Mam nadzieję, że Polacy zrozumieją, że działania Rosji nie są wymierzone przeciwko nim”.

             W skrócie – pojednanie tak, ale po naszemu i z „szarą” elitą u was.