Od czasów, kiedy w Chinach wynaleziono proch - wojna diametralnie zmieniła swój image... Technika rażenia przeciwnika na odległość ma swą długą historię. Gdy nasz praprzodek małpolud mógł z daleka razić tygrysa kamieniami, zniechęcając do ataku lub odpędzając od padliny – jego zejście z drzewa na ziemię stało się w pełni możliwe i bezpieczniejsze.
Miotanie prymitywnych pocisków popchnęło więc naszą cywilizację na zdecydowanie nowe tory. Kamienie zastąpił oszczep. Potem łuk i znacznie doskonalsza od niego kusza. Teraz nawet zwykły obozowy ciura mógł z daleka pokonać zakutego w zbroję, szkolonego latami w starciu wręcz rycerza. Dlatego kusza uważana była długo za oręż „niehonorowy”, a schwytani kusznicy karani obcięciem ręki lub śmiercią.
Jednak dopiero powstanie prochu nadało dynamiki procesowi destrukcji wojennej przy pomocy miotanych coraz to większych, zmyślniejszych i skuteczniejszych pocisków burzących, odłamkowych, zapalających, świetlnych, przeciwpancernych etc. etc.
Miałem wątpliwą przyjemność obsługiwać – w ramach rocznego szkolenia podchorążych (było to na początku lat 80-tych) – armatę 76 mm wz. 38 rocznik. Ten archaiczny model zgrana załoga musiała przygotować do boju w półtorej minuty (odczepienie od ciągnika, rozłożenie ogonów, wycelowanie, oddanie strzału).
Jako świeżo upieczony inżynier zdawałem sobie sprawę z tego, że ówczesny nasz przeciwnik, czołg Bundeswehry Leopard mógł nas w tym czasie zniszczyć kilka razy swym naprowadzanym laserowo działem. Chociaż pierwsze kalkulatory pojawiały się już wtedy na rynku, my nadal wykreślaliśmy na specjalnych tablicach położenie swoje i przeciwnika, rozwiązując typowy trójkąt „na piechotę” (dane – dwa boki trójkąta i kąt między nimi, lub dwa kąty przyległe do tego samego boku).
Wyobrażacie sobie takie „precyzyjne” wyliczanie pod ogniem ciągłym przeciwnika?
Czuliśmy się więc jak potencjalne mięso armatnie, zwłaszcza, że przez całą roczną służbę - dzięki wprowadzanym oszczędnościom - oddać mogłem na poligonie tylko trzy strzały. Ponieważ zniszczyłem „w drobiazgi” holowaną po torach drewnianą makietę czołgu już drugim, celnym pociskiem – nie wykorzystałem nawet przysługującego mi „limitu”... Jedyną „przykrością”, jaka mnie spotkała – była pęknięta błona bębenkowa lewego ucha (debilny porucznik odebrał nam przed strzelaniem rozdane przez lekarza koreczki douszne, tłumacząc „ja wam, „ku..a” pokażę prawdziwe wojsko!”... Ktoś odpalił pospiesznie, bez komendy – a ja, stojąc jako dowódca na wysokości osłony nie zdążyłem nawet otworzyć ust ani zasłonić uszu (nie macie pojęcia, jak potworny huk wydobywa się z takiej lufy; to przekracza wszelkie wyobrażenia o hałasie). Poczułem ból, pisk, krew na policzku...
Resztę poligonu spędziłem na izbie chorych. Dzięki Bogu wszystko dobrze się zrosło i ubytek słuchu lewego ucha mam minimalny (co dla mojej aktualnej profesji nie jest bez znaczenia). Pamiętam, że chłopaki z mojego działonu przez dwa tygodnie słyszeli wszystko jak przez ścianę...
Lech Makowiecki
P.S. Z cyklu – znalezione w sieci: popularny, „artyleryjski” teledysk zespołu „LUBE” (ulubieńcy Putina). Ech, kiedyż to polscy artyści śpiewający o bohaterstwie naszych żołnierzy doczekają się takiego wsparcia rządowego i takich teledysków... I kilka archiwalnych, polskich filmików o naszej artylerii...
LUBE
http://www.youtube.com/w…
REKONTRUKTORZY
http://www.youtube.com/u…
1939
http://www.youtube.com/w…
http://www.youtube.com/w…
http://www.youtube.com/w…
http://www.youtube.com/w…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 6144
Hej, gdzie jest druga zwrotka piosenki o armacie? Babcia mi ją śpiewała jako kołysankę. A pozatem oprócz artylerii konnej była jeszcze lekka - to nie to samo, choć też działa były ciągnięte przez konie.
to nie będą mieli czego wsPOminać ;-)
Przywołał Pan wspaniałe wspomnienia, serdeczne dzięki. Ojciec był zawodowym, sanacyjnym artylerzystą więc się trochę nasłuchałem. Pamiętam spotkania w naszym domu kolegów ojca z promocji, z pułku, z konspiracji jak już po Październiku było można. Pamiętam szarżę na krzesłach w ogrodzie z okazji jakiegoś święta, a było to za późnego Gomułki - panowie dali sobie trochę w gaz, śpiewom i wygłupom nie było końca, się działo (biedna mama!).Gdzie są chłopcy z tamtych lat?