Wojna jakiej nie było

 

Wojna jakiej nie było

W czasie wojny w Gruzji przed uderzeniami rosyjskiego specnazu i pancernych zagonów najpierw spadały na nas ataki propagandy organizowane przez świetnie wyszkolonych do tych celów „żołnierzy” z laptopami. Pilnowano także, by niezależni dziennikarze nie mogli przekazywać informacji. Polscy korespondenci zrywali ze swoich wozów oznaczenia „prasa”, gdyż obawiali się, że prowokują one rosyjską armię do ostrzału.

 

Propaganda wojenna nie jest niczym nowym, jednak skala i jej obecny zasięg podczas działań w Gruzji może zaskoczyć nawet znawców. Nowością jest przede wszystkim to, że ofiarami propagandy stają się przede wszystkim społeczeństwa tysiące kilometrów oddalone od frontu działań. Skuteczność agresji propagandowej wyznacza obszar działania militarnego. Rosyjskie wojska posuną się na tyle daleko na ile znajdą uzasadnienie w oczach świata. Efektem kłamstw i dezinformacji lobbystów i dziennikarzy zwerbowanych lub omamionych przez Rosjan jest cierpienie i ofiary Gruzinów.

 

Kto z nami walczy

Propagandę prowadzą rosyjskie instytucje rządowe MON i MSZ wysyłając dziesiątki sprzecznych oświadczeń. Do tworzenia szumu informacyjnego przygotowano także specjalistów na poziomie większych zgrupowań wojsk walczących w Gruzji. Jest wręcz niemożliwe, by ich dowódcy prowadzili inną politykę niż rosyjski rząd. Jednak wiele wysyłanych przez nich informacji zaprzecza doniesieniom rządu. To element obranej taktyki. Ogromną rolę odgrywają kontrolowane przez rząd rosyjskie media. Nadawane przez nich depesze nie tylko urabiają własną i zachodnią opinię publiczną ale tworzą dodatkowy szum informacyjny. Prawdziwymi „jednostkami pierwszego uderzenia” stali się rosyjscy korespondenci w krajach zachodnich. Zapraszani do radia i telewizji jako niezależni komentatorzy potrafili rozpłukać a nawet całkowicie odwrócić przerażający obraz rosyjskich działań na Kaukazie. Rosjanie wykazują też ogromną aktywność w internecie, gdzie na kształt profesjonalnych kampanii wyborczych polityków atakują fora dyskusyjne i wysyłają dezinformujące komentarze. Wojna w Gruzji okazała się na tyle ważna, że Federacja Rosyjska zaryzykowała spalenie części swojej agentury w mediach na Zachodzie.

 

Jak z mózgu zrobić kaszankę

Metod oddziaływania propagandy jest bardzo wiele. W czasie tej wojny udało mi się wyłowić co najmniej kilkanaście socjotechnik i manipulacji stosowanych przez Rosjan. Jedną z najbardziej podstawowych jest tworzenie wrażenia, że wszystkie informacje są niepewne. Każdemu oświadczeniu Moskwy towarzyszy zaraz kontroświadczenie jakiegoś wojskowego. W rezultacie zwykły odbiorca może dojść do wniosku, że nie wiadomo co tak naprawdę dzieje się na Kaukazie. Czasem w sianiu niepewności pomagają same wojska wykonując pozorne manewry. W ten sposób następuje wręcz odwrócenie ról, to wojsko wspiera działania propagandy, a nie propaganda wojsko. Stosując subtelne techniki manipulacji Rosjanie nie zapominają, że są one skuteczniejsze, gdy jednocześnie produkują prymitywną dezinformację. Zapewne ofiarą takiego zabiegu stał się korespondent telewizji polskiej, który powtórzył za rosyjskim generałem, że w głąb Gruzji idą nie Rosjanie a gruzińskie wojska w rosyjskich mundurach.

 

Nie wiadomo kto winny

Celem rosyjskiej propagandy nie może być pozytywne nastawienie zachodniej opinii publicznej do działań Moskwy, bo jest to niewykonalne. Chodzi o obciążenie Tibilisi współodpowiedzialnością za to, co się dzieje na Kaukazie. Moskwa jak ognia unika informacji o tym, że walki i zbrojne w Osetii i mobilizacja rosyjskich sił zaczęła się wiele tygodni przed kontratakiem Gruzinów. Dla niezorientowanych ma to tworzyć wrażenie, że do niedawna panował tam pokój, a wojnę zaczął Saakaszwili. Propaganda rosyjska niemal natychmiast podała informację o dwóch tysiącach ofiar cywilnych. Liczbę tę powtarzano cały czas mimo iż w trakcie działań wojennych powinna rosnąć. Rosjanie nie prezentowali zdjęć zabitych, bo wtedy łatwiej wyszłoby na jaw kłamstwo. Najciekawsze jest jednak to, jak Moskwa ustalił tę liczbę. Podano ją w czasie, gdy w Osetii były wojska gruzińskie. Gdyby serio traktować te informacje Gruzini sami musieliby się pochwalić Rosjanom ilością zabitych cywilów.

Przypisywanie winy obydwu stronom demobilizowało i częściowo demobilizuje Zachód do pomocy Tibilisi. Rosjanie mogli też dzięki temu ukryć prawdziwy cel tej wojny: podporządkowanie sobie niezależnych do tej pory od Moskwy dostaw ropy i gazu.

 

Przesuwanie granicy

Ile razy usłyszeli Państwo informację, że wojska rosyjskie powinny wycofać się z terytorium Gruzji do Osetii. Powtarzający ją dziennikarze i politycy doskonale dali się wmanewrować w zabieg rosyjskiej propagandy, że Osetia to nie Gruzja. Przesuwanie granicy ma nie tylko ułatwić aneksję terytorialną, ale dać znany w psychologii efekt stopy w drzwiach. Pozwolenie Rosjanom na rządzenie się na części terytorium Gruzji ułatwia zajmowanie coraz większych obszarów i ingerencję w politykę. Moskwa chce nas oswoić z tą wojną i czyni to skutecznie.

Coraz większa tolerancja dla rosnącej agresji Kremla wspierana jest inną socjotechniką: że „nic się nie da zrobić”. Przez realną pomoc mamy rozumieć jedynie wysłanie do Gruzji dziesiątek tysięcy żołnierzy NATO i wiążące się z tym ryzyko trzeciej wojny światowej. Jest tymczasem wiele form pomocy, które nie rodzą żadnego zagrożenia. Można np. stopniować presję na Kreml od sankcji ekonomicznych i izolacji politycznej poprzez zaopatrzenie armii gruzińskiej w najlepszy sprzęt. Tymczasem blady strach padł nawet na rządy podejmujące decyzje o pomocy humanitarnej.

 

Tylko radykałowie się angażują

Jeden z najbardziej znanych zabiegów propagandystów polega na ustawianiu ofiary „w środku”. Manewr jest prosty: kiedy jeden krzyczy w lewo, drugi w prawo należy nakłonić ofiarę, że rozsądnie jest pozostać w środku. Skoro Rosjanie biją się z Gruzinami, to wedle założeń propagandy powinniśmy zachować „równy dystans, nie angażować, dzielić racje, dbać przede wszystkim o własne interesy”...itp. Ile razy ostatnio do Państwa uszu dotarły takie sugestie?

Rosyjska propaganda nie przekonuje Polaków do swoich racji, ale do nieangażowania się. To całkowicie im wystarcza.

Pozostaje jeszcze problem tych, którzy nie ulegli socjotechnikom i próbują coś dla Gruzji zrobić. Oczywiście są to „rusofoby i radykałowie”. A dlaczego są radykałami? Bo przed wybuchem wojny ostrzegali przed rosyjskim imperializmem. Czyż nie słyszeliśmy całych wywodów jak to niektórzy politycy paranoicznie postrzegają Rosjan?. A przecież Rosjanie „się zmienili, nie rozpętają już żadnej wojny, nie chcą podbijać militarnie, mają za dużo do stracenia”...

 

Już nas zaatakowali

Celem wojny nigdy nie jest sama wojna. Chodzi o interesy. Rosja nie ma żadnego problemu w tym, by zdobywać wpływy przy pomocy agresji militarnej. Jeszcze łatwiej jej przychodzi sięganie po broń psychologiczną. Wojna propagandowa choć nie krwawa jest jednak wojną. Polska już została w ten sposób zaatakowana i widać wiele ofiar. Otumanieni politycy i dziennikarze powtarzają formułki opracowywane przez kremlowskich sztabowców. Opinia publiczna choć podzielona wydaje się jednak mniej podatna na propagandę niż elity. Wynika to między innymi z tego, że wojna psychologiczna nastawiona jest przede wszystkim na podejmujących decyzje.

Podstawowym sposobem obrony jest mobilizacja opinii publicznej i surowsze niż w czasie pokoju traktowanie manipulatorów. Trzeba pamiętać, że nie odbywa się tu zwykła debata, w której wolni ludzie wymieniają swoje poglądy. Trwa wojna, w której jedna ze stron uważa, że wszystkie chwyty są dozwolone, są prawdziwe ofiary.

Tomasz Sakiewicz

 

Celem wojny nigdy nie jest sama wojna. Chodzi o interesy. Rosja nie ma żadnego problemu w tym, by zdobywać wpływy przy pomocy agresji militarnej. Jeszcze łatwiej jej przychodzi sięganie po broń psychologiczną. Wojna propagandowa choć nie krwawa jest jednak wojną. Polska już została w ten sposób zaatakowana i widać wiele ofiar. Otumanieni politycy i dziennikarze powtarzają formułki opracowywane przez kremlowskich sztabowców.