Czy rozpocznie się poważna debata o stanie gospodarki i finansów publicznych w Polsce?

1. Po piątkowym orędziu Prezydenta w Sejmie jest wreszcie szansa, że rozpocznie się poważna debata o stanie gospodarki finansów publicznych w Polsce dotycząca zarówno diagnozy sytuacji, ale przede wszystkim dróg wychodzenia z kryzysu. Zjawiska kryzysowe mamy w polskiej gospodarce już od jesieni 2008 roku, a więc od blisko 3 kwartałów a rząd do tej pory nie tylko nie wdrożył żadnego programu antykryzysowego, ale nawet nie przedstawił rzetelnej oceny sytuacji sytuacji w gospodarce i w finansach publicznych, bo trudno za taką ocenę uznać cały czas prezentowany urzędowy optymizm. Takie programy mniej czy bardziej kosztowne wprowadziła już większość krajów europejskich w tym nasi sąsiedzi, co pozytywnie oddziaływuje na polską gospodarkę jak choćby wielki niemiecki program wymiany 2 mln starych samochodów na nowe z dopłatą z budżetu państwa w wysokości 2,5 tys. euro. Sporo tych nowych samochodów Niemcy kupują w Polsce głównie w związku ze znacznym osłabieniem złotego.

Brak do tej pory programu antykryzysowego w Polsce nieuchronnie wpycha polską gospodarkę w recesję, czyli spadek PKB Potwierdzają to ostatnie prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który przewiduje spadek PKB w Polsce w wysokości 0,7% i Komisji Europejskiej, która przewiduje spadek PKB aż o 1,4%.

 2. W związku z tym, że dochody budżetowe w 2009 roku  są zaplanowane w oparciu o przewidywany wzrost PKB w wysokości 3,7% to spadek PKB do 1,4% oznacza jego zmniejszenie aż o5 punktów procentowych a to z kolei zmniejszy dochody budżetowe o około 35 mld zł. Deficyt budżetowy zamiast planowanych 18,2 mld zł wyniesie aż 53 mld zł  i nie trzeba wcale czekać do lipca, jak twierdzi Minister Finansów by to wiedzieć. Ograniczenie takiego deficytu będzie zapewne wymagało podwyżek obciążeń podatkowych (stawek akcyzy, składki rentowej, a być może także stawek podatku dochodowego od2010 oku).Rząd wprawdzie mówi o kolejnych cięciach wydatków, ale pole manewru w tej sprawie jest naprawdę niewielkie, jeśli nie chce się narobić dodatkowych szkód w gospodarce. Aż 75% wydatków budżetowych to wydatki będące wynikiem obowiązujących ustaw (a więc w zasadzie tzw. wydatki sztywne), kolejne 12-13% to wydatki inwestycyjne ich zmniejszanie byłoby zwyczajną nieodpowiedzialnością, bo oznaczałoby to niewykorzystanie pieniędzy unijnych, a pozostałe to między innymi płace pracowników sfery budżetowej, więc ograniczenia tej kategorii będzie bardzo trudno zrealizować. Pewne chcąc zmniejszyć deficyt budżetowy Minister Finansów ograniczy dotacje do niektórych funduszy celowych (FUS -Fundusz Ubezpieczeń Rolników) każąc im się zadłużać w bankach komercyjnych tak jak to już zrobiono z Funduszem Drogowym, który zamiast dotacji z budżetu państwa w wysokości10 mld zł te pieniądze ma pożyczyć od międzynarodowych instytucji finansowych.

3. Czy w tej sytuacji budżetowej można proponować większe wydatki budżetowe, które pobudziłyby gospodarkę? Na skalę tych stosowanych w krajach Europy Zachodniej na pewno nie, ale rozsądne dodatkowe wsparcie ze strony Skarbu Państwa dla gospodarki jest naprawdę konieczne. Takim rozsądnym posunięciem byłoby pilne dokapitalizowanie przynajmniej dwóch banków państwowych PKO BP SA i Banku Gospodarstwa Krajowego i zobowiązanie ich do powiększenia akcji kredytowej dla przedsiębiorstw. Dobrym rozwiązaniem byłoby także uruchomienie programu wymiany starych samochodów na nowe z dopłatą budżetową, bo takie programy wprowadziło już 12 krajów UE w tym 3 o podobnym poziomie rozwoju jak nasz kraj tzn. Słowacja, Czechy i Rumunia. Konieczne jest także nie ograniczanie wydatków inwestycyjnych a nawet nie spowalnianie wydawania pieniędzy na ten cel, (co już niestety się odbywa i co spowalnia  wydatkowanie środków unijnych), bo gdy maleją inwestycje prywatne, aby nie dopuścić do zmniejszenia inwestycji muszą rosnąć inwestycje publiczne. I trzeba tu brać pod uwagę sekwencję zdarzeń. Jeżeli teraz zwiększy się rozsądnie wydatki budżetowe to za pół roku większe wpływy podatkowe i składki ZUS z nadwyżką to wyrównają. Jeżeli tych dodatkowych wydatków nie będzie to i tak na koniec roku deficyt budżetowy będzie większa, bo zmniejszą się wpływy podatkowe i trzeba będzie skierować większe dotacje do ZUS, bo spadną wpływy ze składek  ze względu na mniejsze zatrudnienie (szacuje się, bowiem, że mniejsze zatrudnienie o1% to zmniejszenie składek na ZUS o 1 mld zł).Nie ulega, więc wątpliwości,że przejściowo wydatki budżetowe muszą być wyższe, jeżeli chcemy żeby budżet na 2010 roku dało się zbudować bez wyraźnego wzrostu obciążeń podatkowych a być może także bez zmniejszania wynagrodzeń w sferze budżetowej. Tego rodzaju drastyczne rozwiązania przyjęto w krajach nadbałtyckich, ale w Polsce trudno jest sobie wyobrazić.

Po piątkowym orędziu Prezydenta w Sejmie jest wreszcie szansa, że rozpocznie się poważna debata o stanie gospodarki finansów publicznych w Polsce dotycząca zarówno diagnozy sytuacji, ale przede wszystkim dróg wychodzenia z kryzysu.