Historia młodego barda

Historia młodego bard cz. IChciałbym Państwu napisać dzisiaj coś niecoś o rzeczy, którą się zajmuję od wielu lat, coś o bardowaniu. Ostatnio zauważam pewną tendencję ludzi sztuki i ludzi biznesu do bardowania. Czym jest bardowanie każdy dobrze wie, ale ja przypomnę może jeszcze wszystkim. Zatem bardem można nazwać kogoś kto ma gitarę i na tej gitarze umie zagrać kilka akordów. Do tego jeszcze pisze, nie ważne co, nie ważne jak, ważne żeby pisał coś co później nazywamy poezją śpiewaną. Najlepiej żeby ta poezja nie miała rymów częstochowskich i żeby była nienaganna, wręcz książkowa. Dobrze jest pójść na studia na polonistykę ten kierunek kończyło wielu bardów. Specjalnej szkoły dla bardów jeszcze nie ma, ale jest specjalna droga kariery, to są festiwale piosenki autorskiej. Dajmy na to taki bard od młodych lat był męczony, bity przez przedszkolaków, gwałcony przez różnego rodzaju sekty religijne, molestowany, dręczony przez rodzinę. Dlaczego, po prostu nikt takiego młodego odmieńca nie akceptował, zatem był on izolowany od otoczenia. Co robi dalej młody bard? Zauważa że przecież jest inny świat, jest literatura, są ludzie którzy również jak on czują wyobcowanie i w taki świat zaczyna zagłębiać się młody bard. W tym momencie już całkowicie izoluje się od swoich kolegów, ucieka w świat wyobraźni, staje się wyrzutkiem społecznym, młodym chłystkiem którego nawet kulawy pies zaczyna obszczekiwać na ulicy.  Bard czuje się w tym dobrze, zaczyna brzydzić się wszelkimi oznakami życia. Nie znosi ludzi żywych, życiowych, nie znosi swoich kolegów którzy plują pestkami na odległość, grają w karty w trzy litery, bawią się w podchody, czy palą potajemnie tytoń lub piją alkohol. Nie lubi również śmiejących się kobiet, bo w kobietach tkwi utajony grzech. Pamięta dobrze z Biblii co zrobiła niefrasobliwa Ewa. Dla młodego barda to rozpacz, to coś obłudnego, znienawidzony świat. Prawda jest tylko w starych, nudnych książkach, to co za oknem to koszmar. Młody bard dojrzewa, co dzieje się potem? Pewnego dnia młody bard czuje się strasznie podniecony, mianowicie jego kolega – zacięty prawicowiec, który uczęszcza na kazania księdza Jankowskiego do kościoła świętej Brygidy, pewnego dnia daje mu starą kasetę z pieśniami Jacka Kaczmarskiego. Młody bard idzie do domu i w namaszczeniu słucha tych ballad, jest zachwycony, w tej poezji odnajduje całą swoją tęsknotę za lepszym światem, odnajduje tęsknotę do Polski prawdziwej, do szwadronów, szwoleżerów, ułanów i innych bohaterów narodowych. Bard zaczyna zbierać kasety z pieśniami Jacka Kaczmarskiego, pieśni te stają się jego ulubionymi, jakież wykształcenie, jaką wiedzę, jakie poczucie wyobcowania ma ten wspaniały bard Solidarności. Jak bardzo go obchodzi dola zwykłego człowieka, dola człowieka wyobcowanego, dola zagubionego inteligenta w dyktaturze proletariatu. Młody bard zakochuje się w pieśniach mistrza. Kaczmarski w swoich pieśniach często powołuje się na Wysockiego, Rosjanina. Młody bard słucha jego pieśni ale mu się nie podobają, za dużo w nich życia, za dużo agresji, emocji, głos chropowaty, nieczysty, niedobra gra na gitarze, nie Jacek Kaczmarski to przy nim mistrz, jest o głowę lepszy, Wysocki nadaje się tylko na łagry, gdzie go tam do teatru, czy muzyki, nie to nie to. Młody bard chwyta gitarę i zaczyna uczyć się chwytów, zaczyna nucić cieplutkim, aksamitnym głosikiem wspaniałe strofy wielkiego mistrza: „A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat”. Jakież to piękne, wzniosłe, jakie okrągłe. „On natchniony i młody był, ich nie policzyłby nikt, on im pieśnią dodawał sił, Śpiewał że blisko już świt”. Piękne, tylko śpiewa jakoś nieśmiało, jakoś tak bez werwy. Jacek miał taką werwę, a on nie ma jej za Chiny. Pierwszy koncert miał przy ognisku, zaprosili go ludzie z Gazety Polskiej, mówili śpiewaj, zapłacili mu nawet za bilet, śpiewaj nam „A mury runą, runą, runą”. Bard starał się jak mógł, jak najgłośniej, ale mu nie wychodziło, nie miał tej siły przebicia. Próbował, próbował i nic. Trwało to niepokojąco długo, aż nagle wstał zastępca naczelnego, niejaki Lenin i po piątej secie zamachnął się ręką. Tak nieszczęśliwie wycelował że trafił barda prosto w nadętą, pulchniutką buzię:- Nie tak się śpiewa Kaczmarskiego – krzyknął pijany Lenin  - To profanacja, nie nadajesz się na barda naszej bolesnej epoki.  Młody bard skulił się, zabrał swoją drogą gitarę (bard kupił ją za sporą sumkę kilku tysięcy, w nadziei że im lepsza gitara, tym więcej będzie znaczył). Zabrał swój drogi sprzęt i pojechał pociągiem do domu, dostał za to zwrot kosztów podróży, ale i tak był bardzo zadowolony, bo przejazd był darmowy i mógł zaprezentować swój kunszt przed publicznością. Pośród słuchaczy było wiele natchnionych pań i panów którzy podziwiali go za umiejętność chwytania kilku akordów i zaśpiewania znanych strof. NA takich ogniskach zawsze znajdą się panie i panowie którzy podziwiają grajków za to, że potrafią utrzymać w rękach gitarę i czysto zaśpiewać cokolwiek. Niedługo dojdzie do tego że zaczną cenić człowieka za wykonanie „stójki obunóż bez trzymanki”, o czym wspominał już Dr Huck’en’Bush. Dużo jest takich grajków na górskich szlakach, śpiewają zawsze ze śpiewników, to co znają inni słuchacze. W śpiewnikach jest zawsze sporo pieśni, których nikt nie zna, ale pieśni te zawierają słowa klucze. W przypadku poezji górskiej są to słowa: Jałowiec, droga, otulić się liściem mięty, cudowne manowce. W przypadku poezji patriotycznej są to słowa: ojczyzna, sztandary, Bolszewicy, Wołyń ect. Nie ważne że nie wyszło – myślał młody bard - Nie ważne że Leninowi się nie spodobało, ten Lenin to jakiś świr potworny, nie docenia umiejętności, nie docenia trudu jaki włożyłem w to, żeby nauczyć się grać na gitarze. W domu  bard zaczął myśleć dalej co zrobić ze swoim talentem, w co zainwestować żeby być bardziej znanym i rozpoznawalnym. Bard stwierdził że raczej piosenki Jacka Kaczmarskiego są dla niego zbyt trudne, że nie sprosta zadaniu i nie będzie bardem Pis-u.  Zaczął kombinować. Zainwestował w kasety innych mistrzów. Na pierwszy rzut poszło Stare Dobre Małżeństwo i ich interpretacja wierszy Stachury. Później wczuł się w wykonania Jaśka Konraka – falsetowego śpiewaka trzyoktawowego o urodzie Tatara, z czarnym wąsem wywalonym na przedzie. Bard posłuchał również legendarnego Marka Gałązkę i jego charyzmatycznej interpretacji wierszy Stachury. W ogóle wszyscy którzy odcinali kupony w teraźniejszym Szołbizie bazowali na wierszach Stachury, jechali na nieboszczyku jak na dzikiej krowie. Wyrośli na popularności słynnego buntownika w dżinsach. Ten klimat również naszemu bohaterowi był bliższy. Zaczął próbować śpiewać na trzy oktawy jak niezniszczalny Janek Konrak, pomyślał że raczej falset mu jest bliższy niż baryton, grał i wył w domu. Pewnego dnia nasz niestrudzony młody jeszcze bard odkrywa coś co towarzyszyć mu będzie przez wiele lat, co tchnęło w niego nowego ducha. Mianowicie kiedyś włączył przez przypadek telewizję Trwam, a tam w tej telewizji promowane są różnego rodzaju gwiazdy muzyki polskiej. Bard patrzył, patrzył słuchał aż wysłuchał. Nagle ku jego zdziwieniu na ekran wszedł człowiek legenda, człowiek od wszystkiego, który dobrze radzi sobie zarówno z piosenką religijną, ojczyźnianą jak i z piosenką biesiadną, szantą czy z Kaczmarszczyzną Był to wybitny śpiewak Paweł Orkisz, wspaniały Krakus z przeszłością katolicką i niepodległościową. Paweł Orkisz to grubawy jegomość w podwójnie grubych okularach, śpiewa z lubością i natchnieniem pieśni patriotyczne i nie tylko, nie stroni od wielkich bardów, śpiewa lepiej niż Wysocki pieśni Wysockiego, tłumaczy z rosyjskiego wspaniale przy pomocy profesorów języka rosyjskiego. W telewizji Trwam nucił właśnie z pełną ekspresją pieśń swojego autorstwa pt „Sztandary łopoczą”. Podczas śpiewania wczuwał się tak, jakby na jego plecach właśnie wyrosła cała armia bolszewicka, można było odczuć że Paweł Okrisz był właśnie świadkiem jakiegoś napadu bolszewików na Warszawę, czuć było zagrożenie, niepokój. Do tego Paweł próbował to wyśpiewać tak jak śpiewa się dla 100- letnich staruszek, żeby nikogo nie urazić, żeby spodobać się nie tylko księdzu Rydzykowi, ale również  jego wyznawcom. Młody bard chwycił za gitarę i zaczął nucić piosenkę „Sztandary łopoczą, niebezpieczeństwo się zbliża, bolszewicy już przekroczyli Bug, na Bugu ciężko, dwóch ułanów wpadło do rzeki. Nie pomaga nam nikt, ani Unia, ani kumpela Sunia, klęska niechybna nas czeka, tylko Bóg i wielki Wódz może nam pomóc. Weźcie sztandary i ruszajcie z nami z Polakami bić się o ojczyznę” Sztandary łopoczą. Młody bard nauczył się całej pieśni błyskawicznie i bardzo chciał tę tytaniczną pracę pokazać jakimś słuchaczom W tym celu zajrzał do Internetu. Nie lubił nigdy komputera, pełno tam rozebranych pań i błahych informacji o kolejnych wpadkach prezydenta. Jednak jest pewna korzyść, jak się umie szukać można łatwo znaleźć. Wpisał w google nazwisko Paweł Okrisz i znalazł jego stronę, ściągnął tekst utworu i znalazł tabulatory – bez tego ani rusz, to one bardzo pomagają w nauce rzemiosła jakim jest bardowanie. Paweł Orkisz pisał na tej stronie o sobie:„W roku 1985 mój zespół wygrywał wszystkie festiwale, jeździliśmy wszędzie i nie było na nas mocnych. Wszystkie z wyjątkiem jednego, tego najważniejszego, festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie. Niestety, pierwsze miejsce zajął wtedy Grzesio Turnau, myśmy byli wtedy niewyspani, wracaliśmy z jakiegoś rajdu i nie mogliśmy do końca leżakować. Festiwal był z rana i byliśmy głodni, kazałem swojemu basiście skoczyć po bułki z dżemem, ale miał wielkiego pecha, po drodze pobili go pijacy z pod budki z piwem. Z tego powodu gorzej mu się grało i miał zwichniętą lewą rękę. Cholera, gdyby nie moja znajomość z Jankiem Poprawą – głównym jurorem festiwalu, nie zajęlibyśmy żadnego miejsca, a tak ocaliliśmy miejsce trzecie. Do dzisiaj jestem zły, chociaż minęło od tego czasu już 20 lat – nie daje mi to spokoju. Rok później z tego powodu że wszystko wygrywaliśmy dostaliśmy zakaz występowania na festiwalach, szkoda cholera bo takie festiwale dają duży rozgłos. Powiedziano mi że na tym etapie powinienem wstąpić do zaszczytnego grona jurorów. Taka jest właśnie droga od wykonawcy do jurora, nie koniec zaszczytów, medali i orderów, juror ma władzę, której nie ma wykonawca w ogóle, dziwne że na zachodzie grupy nie zajmują się jurorką” Tak pisał na swojej stronie słynny bard - Paweł Orkisz. Nasz bard był zachwycony i również chciał pójść tą drogą. Najpierw nagrody, później jurorka, a na koniec medale, ordery i odcinanie kuponów do końca życia – pomyślał wzruszony bard.cdn

Długo nie pisałem, bo byłem odcięty od Internetu. Początkowo myślałem że odcięto mnie z powodów politycznych i mojego szacunku dla miłościwie nam panujących. Po czasie dowiedziałem się że po prostu nie zapłaciłem rachunków. Paranoja, która pojawia się w związku z ciężkim życiem w tym kraju zaczyna udzielać się wszystkim. Dochodzi do tego że wyjdziesz do toalety, a tam czeka na ciebie niemiła niespodzianka, nie spuszczona woda w klozecie. Zaczynasz kombinować kto mógł podłożyć ci taką minę i od razu zaczynasz myśleć o Donku i wszędobylskim Schetynie, którego uśmiech niedługo będzie obecny w każdej szkole, na ścianie każdej sali lekcyjnej. Do tego dochodzi jeszcze twarz Juli Pitery oraz niestrudzonej lekarki Ewy Kopacz i jej wypowiedzi o psychicznie chorych którzy głosują na PiS i już z tobą zaczynają  dziać się dziwne rzeczy. Jak jeszcze usłyszysz o chemicznej kastracji pedofilii, zaczynasz myśleć o przelecianych małolatach i sytuacja twoja zaczyna być nie do pozazdroszczenia. W tych pięknych okolicznościach - natury zapraszam do lektury: