Ściana wschodnia

W ubiegłym tygodniu jechałem wolno zatłoczoną, wąską ulicą Ostrołęki. Z przodu dostrzegłem grupkę rozbrykanych chłopaków w wieku na oko 16 lat. Odruchowo zacząłem kombinować jakiś unik, aby się z nimi nie spotkać – można przecież zaliczyć  flaszką w szybę, z kopa  w drzwi, lub pięściami po dachu. Ulica jednak jest jednokierunkowa – musowo było jechać..

 

Po zrównaniu z nastolatkami spotkało mnie miłe zaskoczenie – nie mieli w rękach żadnych flaszek ani puszek i nie używali ohydnych słów na „k” lub „ch’. W metropoliach to niespotykane, aby młódź stadna nie dzierżyła w garściach flaszek z napojami i nie wykrzykiwała  wzmiankowanych słów...

 

Błogosławiona ściana wschodnia!  Błogosławieni ludzie tu urodzeni i tu żyjący! Potrafią wychować swoje dzieci i dochowują wierności patriotycznemu, niepodległościowemu nurtowi polskiej rzeczywistości. A jak tu jest jeszcze?... Proszę przeczytać.

 

Wczoraj rano – wcale nie tak wcześnie, bo po 9-tej – dochodząc do starorzecza Narwi, mieliśmy – ja i mój owczarek typu mix – spotkanie z białą czaplą. W Polsce ptak ten jest niezmierną rzadkością, bo onegdaj go wytępiono dla piór, którymi przystrajano damskie kapelusze. Czapla jakby to pamiętała, bo szybko przeleciała na przeciwległy brzeg i usiadła na łące w znacznym oddaleniu. Szkoda, bo zobaczyłem tego ptaka pierwszy raz w życiu, a nie miałem przy sobie lornetki...

 

Kontynuując spacer przeszliśmy dąbrowę skrywającą zacierające się zarysy rosyjskich okopów z pierwszej wojny światowej. Po wyjściu na wolną przestrzeń, ujrzeliśmy na lichym piaszczystym polu prasę do kostek słomy, ciągniętą przez traktor. Maszyny polowe ich nie płoszą, więc towarzyszyła temu grupka bocianów, wyłapująca spłoszoną, drobną żywinę.  Zauważyłem też naśladujące to żurawie. Te jednak są naprawdę płochliwe, spostrzegłszy nas z bardzo daleka, zerwały się i odleciały w stronę rozległych, nadrzecznych łęgów. Naurągały nam przy tym w swym krzykliwym, żurawim języku...

 

Podziwiając zapierającą dech, wielokilometrową perspektywę, nadnarwiańskich łąk, doszliśmy do następnej meandry, jeszcze dawniej opuszczonej przez rzekę. Niezmącone, granatowe lustro urozmaicały odbicia cumulusowych baranków. Wśród pływających liści nenufarów bytowała zgodnie ptasia grupa – łyska z pięcioma wyrośniętymi młodymi oraz para łabędzi z dwójką piskląt ze spóźnionego lęgu (pierwsze dni sierpnia). Były mniejsze od młodych łysek i da Bóg, że zdążą dorosnąć przed zimą...

 

Jak Bóg na niebie!... Kiedyś sczezną oszukańcze rojowiska spekulacji i lichwy, a za nimi sczezną też sponsorzy finansujący łaskawie profesora, hrabiego  i whermachtowego wnuczka.  Da Bóg a przyroda wschodniej Polski będzie wtedy jeszcze bogatsza i piękniejsza. Daj też Panie, aby ludzie tu żyjący przetrwali z pomnożeniem swych sił fizycznych i duchowych. A gdy przetrwają, to z pewnością będą wierni Polsce!