Łgarstwo 1841

Część żurnalistów lansuje idiotyzm mówiący o tym, że obecna powódź jest największa od roku 1841. Można by się pewno doszukiwać w tym ręki osławionych pijarowców,  ale – jak sądzę – jest to też w dużej mierze efektem bezmyślności redaktorów.

 

Roku 1841 nie pamiętam, więc nie chcę o nim dyskutować. Pamiętam natomiast lata powodziowe 1962 i 1997.

 

W roku 1962 poziom Wisły był wyższy niż obecnie, o czym zaświadcza fakt, że wówczas pod wodą znalazły się niżej położone części warszawskiego Ogrodu Zoologicznego. W tym roku w ZOO nie było nawet zagrożone, bo woda w Wiśle nie podniosła się do tego stopnia.

 

W roku 1997 poziom Wisły był niższy niż obecnie, ale pamiętam to doskonale, jak przesiąknięta opadami ziemia, przestała chłonąć wodę i okolice Warszawy zalewane były przez przeróżne tzw. smródki,  a nawet kanały melioracyjne. Natomiast słynny wrocławski Kozanów – wzniesiony na poniemieckim polderze przeciwpowodziowym – zalany był wtedy na głębokość do ok. 6 metrów, a w roku 2010 to blokowisko, na którym po 1999 r. wybudowano jeszcze drugie tyle domów, zalało tylko na ok. 2 m.

 

Obecnie rządzą ludzie, którzy uważają, że wszystko trzeba sprywatyzować, a los kraju i narodu pozostawić tzw. niewidzialnej ręce,  czyli biznesmenom zaprzyjaźnionym z panami Chlebowskim, Drzewieckim i Rosołem. Oni, będąc znanymi altruistami,  opracują i wdrożą za własne pieniądze ogólnonarodowe programy:

# hydrologiczny i obrony przed powodziami;

# wymiany kabli na podziemne (proszę sobie przypomnieć zimę);

# ochrony zdrowia i ubezpieczeń społecznych;

# bezpieczeństwa energetycznego itd. itp.

 

Pewnikiem z tego powodu zostały wycofane zaraz po wyborach w roku 2007, wdrożone przez poprzedni rząd, programy ochrony przeciwpowodziowej w Małopolsce i na Odrze. Teraz brakuje im jeszcze do kompletu nadzorcy żyrandola  w pałacu namiestnikowskim i nad szczęśliwością Polski bez żadnych utrudnień i przeszkód roztoczą swą niezmierną troskę postacie poznane na występach przed komisją hazardową...