Rząd czy opera "Pajace"

Opera to takie przedstawienie, w którym gościu – przeważnie tenor – co jakiś czas wychodzi na środek sceny i wyśpiewuje gromko przez pół godziny – Idę!... Idę!... Idę!...  – a rzeczywiście nigdzie nie idzie. Zrobi najwyżej parę kroków to w lewo, to w prawo, w istocie stoi w miejscu nadęty jak kogut i gestykuluje chwacko rączkami, na wzór tego co zaleca specjalista od marketingu politycznego, niejaki Piotr Tymochowicz.

 

Miłościwie premierujący  nam już trzeci rok pan Donald Tusk, chyba za bardzo przejął się żartobliwym mianem trzech tenorów,  jak nazwano kiedyś budowniczych Platformy Obywatelskiej. Może to z powodu osamotnienia, za trzech odstawia nam operę,  bo ostał się w Platformie sam jeden z owej trójki murarskiej. Polska molestowana jest więc co rusz świdrującą uszy arią – Zreformuję ja, ach jak zreformuję, zobaczycie jak zreformuję te finanse publiczne!...

 

Opery są różne, wesołe i smutne, komiczne i tragiczne. Jest też taka, która – nie dość, że jest tragikomiczna – to polega na tym, że w operze odstawiana jest opera. Po prostu jest to przedstawienie o wystawieniu przedstawienia. Szczerze mówiąc przypomina mi to dzisiejszą, rządową grę o tym, że się gra o dobro Polski i to dopiero jest opera!... 

 

Ale wpierw pomysł na grę o grze miał Ruggiero Leoncavallo i napisał był on zarówno muzykę jak i libretto, a opera zwie się – Pajace.  Głównym bohaterem tragedii jest aktor, który w komedii (tej w środku) gra postać Pajaca.  Cały dowcip – a właściwie chyba tragedia – polega na tym, że aktor grający aktora został przez najbliższych i przyjaciół wrobiony w pajaca  i to nie przenośnie lecz dosłownie. Rzecz kończy się krwawą dintojrą  i chyba nikt poza suflerem nie wychodzi z tego cało. W finale zawrzaśnie ktoś tragicznym tonem – La Commedia e finita!