Getto political correctness

Traktowanie na siłę dzieci kalekich tak samo jak tych nieposzlakowanych cieleśnie i umysłowo jest w rezultacie czynieniem tym nieszczęśnikom przysłowiowej niedźwiedziej przysługi.  Wpychanie pokrzywdzonych przez los do szkół tzw. integracyjnych,  aby uczyły się tam na podstawie tych samych programów z uczniami bez istotnych wad fizycznych i psychicznych, przeradza eufemistyczną afirmację niepełnosprawności,  albo jeszcze lepiej sprawności inaczej,  w swoje przeciwieństwo i częstokroć odbiera tym ludziom na trwałe szansę na w miarę normalne życie w społeczeństwie.

 

Moje pokolenie wychowane było na legendzie o Demostenesie. Jako malec jąkał się on i źle wymawiał zgłoski. Z powodu wczesnego sieroctwa dotknęło go ubóstwo. Chłopiec uparł się aby zostać wielkim mówcą, co w starożytnej Grecji dawało sławę i dostatek. Latami całe dni spędzał samotnie na plaży, gdzie przekrzykując fale ćwiczył wymowę z ustami pełnymi kamyków – aż osiągnął doskonałość dykcji taką, iż pozwoliła mu zostać pierwszym krasomówcą Grecji w czasach Arystotelesa i Aleksandra Wielkiego. Ten przykład pouczał nas już w dzieciństwie, że sukcesy osiąga się nie przez pobłażanie słabościom, lecz dzięki przełamywaniu ich uporem i pracą.

 

Spróbujmy przybliżyć sobie problem na przykładzie głuchoty, upośledzenia uważanego za dość lekkie. W myśl akceptacji prawa do odmienności, obecnie unika się przymuszania niesłyszących dzieci do ciężkiego, żmudnego trudu nauki mówienia własnym głosem i „czytania” z ust mówiącego. Serwuje się im wariant łatwiejszy, czyli język migowy. Od dawna nauczyciele uczą się języka migowego i niesłyszący uczniowie mogą chodzić do normalnych szkół. Równolegle dąży się do upowszechnienia migania  w urzędach publicznych.

 

Niby jest pięknie, humanitarnie i tolerancyjnie. Przestaje to jednak być piękne wtedy, gdy weźmiemy po uwagę to, że język migowy zawiera w sobie niecałe 2 tys. słów i nie występuje w nim koniugacja czasowników oraz deklinacja rzeczowników, przymiotników, imiesłowów itp. Jest to w istocie prymitywny, murzyński  żargon, szczególnie gdy uświadomimy sobie fakt, że słyszące dzieci, rozpoczynające naukę w szkole podstawowej posługują się średnio 3-ma tys. słów i w tym zakresie na ogół poprawnie stosują ich odmianę gramatyczną...

 

No i dzisiaj, 3 grudnia, z okazji Międzynarodowego Dnia Osób Niepełnosprawnych podniesiono w mediach larum  – maturalne testy z języka polskiego są nieprzystosowane dla uczniów niesłyszących!  A jak mogą być przystosowane, jeśli zakłada się, że maturzysta powinien posługiwać się przeszło 15-toma tys. słów w języku ojczystym. Dla niesłyszącego, komunikującego się z otoczeniem przy pomocy migania,  język polski jest bardzo trudnym językiem obcym, którego mógłby się nauczyć naprawdę, to jest w mowie i piśmie, tylko w specjalnych warunkach, metodyką specjalnie opracowaną dla głuchych. A tak, najambitniejsi jakoś z tego wybrną metodą samouka, a dla reszty – maturalne testy są nieprzystosowane...