Mówimy często, że sukces ma wielu ojców i to się sprawdza także w przypadku zrywu sierpniowego 1980, kiedy to dokonano pierwszego faktycznego wyłomu w murze komunizmu. Z dzisiejszej perspektywy widać jeszcze wyraźniej, że tamten strajk był jednym z nielicznych w historii momentów, kiedy Polacy naprawdę byli niczym przysłowiowe „złote ptacy” - stanęliśmy na czele przemiany porządku światowego. Tamten niepowtarzalny 31 sierpnia to był wspaniały sukces, dzień zwycięstwa, prawdziwy tryumf wolności.
Co się działo później i jaką kartą zagrał los, wszyscy wiemy, sowieccy namiestnicy cofnęli się znacznie, ale już wtedy planowali odwet. Zaroiło się wówczas, w tym pamiętnym 1980 roku i w latach późniejszych od kandydatów na ojców sukcesu, a wielu z nich okazało się wręcz wydelegowanymi do pełnienia tej roli z macierzystych służb i jednostek. Dzisiaj smak tego zwycięstwa jest zaprawiony goryczą i w niczym nie przypomina tamtego wrażenia.
Zastanawiamy się także, jak to się mogło stać, że symbolem tego wyłomu nie stał się ów nasz wyłom dokonany w murze gdańskiej stoczni, lecz zburzenie całkiem innego muru w Berlinie? Kluczem wydaje się niezbity fakt, że robotnicy – a konkretnie członkowie prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego – słusznie zażądali dużo więcej niż byli w stanie sobie wyobrazić ich utytułowani doradcy, a którzy po 1989 roku zdobyli de facto decydujący wpływ na sprawy odzyskującego wolność i transformującego się państwa. Historia przyznała rację strajkującym robotnikom, a nie ich mentorom, których w kluczowej sprawie wolnych związków zawodowych, szczęśliwie nie posłuchano.
25 sierpnia, dzień denerwującego oczekiwania. Prezydium MKS spotyka się na osobności z Komisją Ekspertów. Mazowiecki pyta, czy MKS jest gotów zaakceptować to, co nazywa „wariantem B”, czyli wycofanie się do stanowiska uznającego zasadniczą demokratyzację istniejących związków. Członkowie prezydium jeden po drugim odrzucają tę koncepcję – pisał po latach angielski historyk Timothy Garton Ash.
Władza ówczesna postulat przyjęła, dalekowzrocznością wykazali się strajkujący, a „bojowi” eksperci brakiem wyobraźni. Nie mogła nad tym przejść do porządku prawdziwa heroina strajku Anna Walentynowicz: - Dlaczego doradcy usiłowali nakłonić nas do rezygnacji z postulatów mówiących o uwolnieniu więźniów politycznych i powołaniu związków zawodowych?(...) O czym rozmawiali z ekipą rządową po wyjściu ze stoczni, kiedy udawali się na spoczynek do tego samego hotelu? Czy im również doradzali?
Ten prosty fakt był na tyle oczywisty, że na dłuższą metę nie do zmanipulowania i nie do zatuszowania, a potem stał się kamieniem obrazy. Intelektualny narcyz nie przyjmuje bowiem do wiadomości sukcesów, w których nie odegrał głównej roli, a tym bardziej osiągniętych w zasadzie wbrew niemu. A mamy do czynienia ze zwycięstwem największego w dziejach współczesnego świata ruchu społecznego. To boli jak wszyscy diabli. Właściwie ból jest nie do zniesienia.
Jakieś dwa lata temu rozpętano histeryczną wrzawę, żeby dzień 4 czerwca ustanowić świętem narodowym. Nietrudno dzisiaj dociec, komu zależało szczególnie, żeby rocznicę „ustawionych”, czyli zakontraktowanych wcześniej wyborów potraktować z takim nadzwyczajnym pietyzmem, jednocześnie deprecjonując dzień zakończenia zwycięskiego strajku. Dzień autentycznego przełomu w skali światowej, niepowtarzalnego, z oryginalnym polskim piętnem, nie do podrobienia. Intuicja mówi, że kiedy zblazowane elity przejawiają nadzwyczajny pietyzm, to są straszliwie niedopieszczone z jakiejś innej strony.
W ubiegłym roku, jeszcze przed tragedią smoleńską w tej kwestii wypowiedział się Kornel Morawiecki, legenda opozycji antykomunistycznej. W sierpniu 1980 roku wspierał strajk kierowców we wrocławskiej zajezdni.
Dzień przed podpisaniem na Wybrzeżu porozumień przyjechał z Gdańska Karol Modzelewski(...) Przyjechał do zajezdni, pięknie przemówił. Ale powiedział, że trzeba zrezygnować z postulatu wolnych związków zawodowych, bo komuniści nigdy się na to nie zgodzą, byłby to ich koniec. Dzień przed podpisaniem porozumień tak powiedział!(...)Bogu dzięki, że Karola nie posłuchali stoczniowcy – wspomina Kornel Morawiecki.
Dzisiaj jest najlepszy dzień, żeby podziękować Bogu, że robotnicy w Gdańsku nie posłuchali swoich doradców. I nie pozwolić zdeprecjonować znaczenia tego dnia. Zdarzyło się 31 sierpnia 1980 roku.
„Polska rewolucja Solidarność 1980 -1982”, Timothy Garton Ash, Respublica, 1990
„Cień przyszłości”, Anna Walentynowicz, Anna Baszanowska, Wyd. Albatros, Gdańsk 1993
http://wyborcza.pl/1,768…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2407
A za co tu Bogu dziekowac???Zryw byl .zaraz zdechl,najemnicy moskwy zaraz stanowiska obsadzili,kraj nam szabruja,bieda i nedza.Za co tu dziekowac??? a jak juz co to napewno nie Bogu,predzej Lucypra tzeba wygonic z tego naszego kraju.
No to nie dziękuj, skoro nie masz za co.
Babo! Bogu dziękować należy za wszystko, a za dobre w szczególności. A jeśli coś wydaje ci się złe, lub nie wiesz co z tym zrobić, to zapytaj, czego Bóg chce mnie nauczyć, lub na co zwrócić uwagę .... i dziękuj, dziękuj Bogu i tym wszystkim dobrym ludziom, którzy życie ryzykowali, by innym było lepiej ...
czy jestem 'solidaruchem", odpowiadam z dumą ,że tak, albowiem uczestniczyłem w wydarzeniu, które przejdzie do historii świata jak Termopile, wojna trojańska, rewolucja francuska i niewiele innych.To były najpiękniejsze dni w moim życiu
To prawda, w sensie historycznego znaczenia sierpień 80 jest na miarę tych wydarzeń, które wymieniłeś.
Pozdrawiam,
Nie wiem jak było w innych miastach – w Gdańsku atmosfera była wspaniała. Nigdy nie zapomnę tego poczucia solidarności i radości. Poczucia tego ze uczestniczy się w czymś dobrym i prawym... To że jako naród daliśmy sobie ukraść to zwycięztwo jest raczej mobilizacją do myślenia, uczenia się, wyciągnia wniosków a nie do narzekaniana i pesymizmu. Powinniśmy pytać samych siebie, jak to się stało, że nie tylko ukradziono nam to zwycięztwo, ale też jak to sie stało ze dopuszczamy by ta kradzież niszczyła nas nie tylko ekonomicznie ale i moralnie. To my Polacy jesteśmy odpowiedzialni za nasz dom Polskę. Jeśli dopuszczamy by złodzieje panoszyli sie w naszym domu sami jesteśmy za to odpowiedzialni.
Dziękuje Ci Seaman za przypomnienie tego pięknego zwycięztwa m.in. nad fałszem, tchórzostwem.To ważne by znać i być dumnych z osiagnięć bo to dodaje sił do walki. Serdecznie pozdrawiam, elka
"Jeśli dopuszczamy by złodzieje panoszyli sie w naszym domu sami jesteśmy za to odpowiedzialni." - To prawda, nie do zniesienia jest myśl, że ta hołota się panoszy w naszym domu.
Pozdrawiam
A glownie za kolejny kwiatuszek na polskiej laczce: "intelektualny narcyz". Moge go sobie wyobrazic, ale nie musze. Zawsze wygladal tak samo: nadety, pusty, dmuchany, nieco dziwny zapach, taki...bezobjawowy, jak pewna choroba, co to atakami wraca i wtedy spustoszenie sieje.
Kiedy czytam, ze unia planuje otworzyc tzw. centrum pamieci, dla uwiecznienia wybuchu II Wojny Swiatowej, Holocaustu, a nie mowi o Solidarnosci, to wiem, ze prezydencja w wykonaniu Tuska ponosi klejna kleske na arenie miedzynarodowej. Ale i europoslowie milcza!
I wtedy zycze im powrotu do zelaznej kurtyny! I kolejnego muru, chociaz ekonomiczny podzial jest murem, a hegemonia Niemiec i Francji przy rownoczesnym wspoldzialaniu z Rosja to budowa kolejnej enklawy, na ktorej znajda sie oddzielnie Polska , Wegry, Czechy, Slowacja.....Druga predkosc.
To dalekosiezny efekt zdrady idealow przy okraglym stole.
I ta gruba krecha!
Dlatego nigdy dosc wspomnien i przypominania, ze Solidarnosci nadano druga twarz, ktora zachowala sie do dzis. Taka z grymasem cynizmu.I byli ludzie Solidarnosci i jej funkcjonariusze. Ci ostatni zyja tu i teraz, ryjac dalej.
Pozdrawiam i gratuluje spostrzezen. Zawsze mowilam, jeste mistrzem!
Ja też życzę Francuzom, Włochom i Belgom, żeby tak na dziesięć lat zapanowała u nich komuna typu bierutowskiego, już nawet nie stalinowskiego. To by im dobrze zrobiło na rozum i nadało właściwe proporcje w postrzeganiu różnych zjawisk na świecie.
Pozdrawiam