Nie ma jeszcze wyznaczonego terminu ani miejsca, ale powoli staje się dla wszystkich oczywiste, że w przyjętym przez premiera Tuska sposobie debatowania kluczowa byłaby debata pomiędzy ministrem infrastruktury Grabarczykiem a marszałkiem Sejmu Schetyną. Są jeszcze inne powody tego stanu rzeczy, o których piszę w dalszej części tekstu. Dlatego zupełnie nielogiczne są próby nakłaniania Jarosława Kaczyńskiego do debaty z Donaldem Tuskiem, zwłaszcza że czynione są przez tych samych ludzi, którzy prorokują murowane zwycięstwo Platformy Obywatelskiej.
Najbardziej reprezentatywnym dla tej grupy przykładem jest prof. Wojciech Sadurski. Filozof prawa w jednym tekście pisze, że zwycięstwo Platformy nie ulega wątpliwości i żadne zaklęcia PiS-owi nie pomogą, a w następnym sam się zaklina, że nie ma nic ważniejszego dla demokracji w Polsce niż debata pomiędzy obecnym i byłym premierem. I z tego powodu zaklina także redaktora Igora Janke, żeby taką debatę zgodził się poprowadzić. Zaiste, niezbadane są meandry filozofii prawa.
Jeśli to prawda, że Tusk ma zwycięstwo w kieszeni, a Kaczyński skazany jest na porażkę, to ten pierwszy mógłby na debacie u siebie tylko zyskać, a drugi jedynie stracić. Odwrotnie, gdy zagrają na wyjeździe. Oczywiste jest, że żaden z nich nie zgodzi się wystąpić na terytorium przeciwnika, gdyż pewni są manipulacji ze strony zblatowanych mediów – jak z tego widać, poziom zaufania do demokratycznych standardów w mediach III RP sięgnął dna. Niżej w rankingu zblatowania mogłaby się znaleźć jedynie instytucjonalna cenzura. Zatem w sytuacji z góry już ponoć przesądzonej wygranej Platformy jasne jest, iż debata Tuska z Kaczyńskim jest bezprzedmiotowa, skoro nie będzie w stanie niczego zmienić w układzie sił pomiędzy PiS i PO.
Z kolei pojedynek premiera Tuska z koalicyjnym wicepremierem Pawlakiem po wymianie morderczych uśmiechów zakończył się remisem ze wskazaniem na redaktora Jarosława Gugałę, który pokazał się z jak najlepszej strony, jako niekoronowany arbiter savoir vivre`u. Do żadnych debat nie ma teraz głowy (poparcie mu pikuje, a partia niknie w oczach) również szef SLD Grzegorz Napieralski. W tym stanie rzeczy oczywiste jest, że rozstrzygająca debata przedwyborcza musi się odbyć w łonie partii rządzącej, czyli Platformy Obywatelskiej.
Wszyscy też wiemy za pośrednictwem wszędobylskich mediów, że w Platformie Donald Tusk ma o wiele gorszą pozycję niż na zewnątrz. Media od dawna trąbią, że cokolwiek w tej partii się dzieje ważnego, to za przyczyną jednej z dwóch spółdzielni – firmowanych bądź przez Cezarego Grabarczyka, mistrza infrastruktury, lub Grzegorza Schetynę, marszałka parlamentu. Najbardziej opiniotwórcze media niejednokrotnie dowodziły, że Tusk jest wobec nich bezsilny, nie jest w stanie uporać się z żadnym z nich. Na co zresztą są widome dowody – im bardziej obaj delikwenci się kompromitowali w rządzie, tym mocniejsza stawała się ich pozycja w partii.
Niedawno potwierdził ten fakt publicznie Janusz Palikot (obecnie w Ruchu Poparcia Janusza Palikota), któremu można oczywiście nie ufać w innych kwestiach, ale na wewnątrzplatformianych podchodach to on się rozumie jak mało kto. Otóż Janusz Palikot (lider Ruchu Poparcia Janusza Palikota) twierdzi stanowczo, że Donald Tusk „dziś w tej partii nie rządzi. W tej chwili to Schetyna z Grabarczykiem dyktują mu warunki. Premier nie jest w stanie sam wydawać polecenia odwołania ministra Grabarczyka ”.
Widzimy więc, że jeśli wygra Platforma, to o przyszłości Polski zadecyduje Grabarczyk ze Schetyną i dlatego debata pomiędzy nimi powinna być gwoździem sezonu wyborczego. Skoro oni będą rządzić, ich zdanie, opinie i przemyślenia są najważniejsze dla elektoratu. Donald Tusk jest dzisiaj kwiatkiem do kożucha i może sobie debatować nawet z samym czortem, to nie ma żadnego znaczenia. Natomiast każdy z ciekawością posłucha, co ma do powiedzenia na temat rozwoju kolejnictwa Grabarczyk oraz jak Schetyna po latach ocenia standardy, które wprowadził na Dolnym Śląsku, gdy był tam szefem regionu. Moderatorem może być znany moderator sejmowych dyskusji wicemarszałek Stefan Niesiołowski.
W związku z tym niech premier Tusk nie świruje już z tym rzekomym zabranianiem swoim ministrom udziału w debatach, skoro nawet stawiania bilbordów nie jest w stanie zakazać swoim kandydatom. Niech publiczność zobaczy w końcu na szklanym ekranie kogoś z jego partii, kto będzie miał faktycznie coś do powiedzenia po wyborach. Dość już tego piaru i akademickich dyskusji pomiędzy pionkami, z których nic dla Polski nie wynika, bo adwersarze nie mają żadnej siły sprawczej.
W przedbiegach do debaty głównej mogą wystąpić na przykład Gromosław Czempiński z Krzysztofem Bondarykiem, którzy nawet specjalnie nie kryją, że o rządzeniu i samej Platformie wiedzą więcej niż Tuskowi się śniło. Prowadzić może choćby Marek Dukaczewski z zasobów SLD, z którego to zasobu premier czerpie pełną garścią, więc gwarantuje pełną neutralność światopoglądową.
Równie wiele można oczekiwać, gdy w szranki przedwyborcze wstąpią takie tuzy jak przyboczny piarowiec Igor Ostachowicz z przybocznym rzecznikiem Pawłem Grasiem. Obaj stworzyli fundamenty postpolityki, którą uprawia premier Tusk. Byłoby ze wszech miar interesujące, gdyby podzielili się swoimi przemyśleniami na temat różnych technik wyborczych, jako to odwracanie kota ogonem, mydlenie oczu lub łowienie ryb w mętnej wodzie. Moderatorem niech będzie chociażby Urban.
Zatem niech Tusk poda jak najszybciej kalendarz debaty głównej i debat pomocniczych z udziałem ludzi, którzy w jego partii coś znaczą, zajmują się czymś naprawdę poważnym lub po prostu prowadzą innych. A nie mydli nam oczu debatą z redaktorem prowadzącym. Dopóki sam jeszcze cokolwiek znaczy.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2661
Witam Pana i dziekuje ze pisze Pan dobrze czytajace sie artykuly.
Ja takze pracuje na statkach jako a.b .
Czy spotkal sie Pan na statkach z takim Gównem opiniotworczym, cos na ksztalt naszych wiekszosci gazet
http://www.maritime-secu…
zwanym Gargamelem.Jako ze pracuje w PZM na wiekszosci statkach ,kapitanowie niestety zamawiaja codzienne newsy tego komucha.Zaluje ze mimo moich prob chcialem aby ,na przemian sciagac Seamana czy Seawolfa.Jednak wiekszosc woli czytac wypociny tego komucha .
Pozdrawiam
Z Gargamelem się nie zetknąłem i chyba dobrze. Chociaż z drugiej strony za komuny były jeszcze gorsze wypociny partyjne ściągane na statki PLO, na których pracowałem. Już nie pamiętam jak to się nazywało.
Pozdrawiam
O czym maja debatować skoro nie maja programu? Może nad "Małym poradnikiem agitatora bolszewickiego", który używają?
Jak zarobić, a się nie narobić:)