Podobno żadna sprawa nie powinna być święta wyłącznie z tego powodu, że ktoś poświęcił dla niej życie. Chyba wyczytałem to u jakiegoś klasyka, chociaż nie pamiętam u kogo konkretnie. Na pewno nie czytał klasyków młody poseł partii obywatelskiej Michał Marcinkiewicz rocznik 1984, bo niby kiedy miał czytać, skoro jak sam twierdzi, wszystko co robił w życiu związane było z Platformą Obywatelską. To naprawdę rzadki przypadek. A wszak wiadomo, że klasyków w Platformie choćby ze świecą szukać, bo u nich jeno postpolityka, trzecia fala nowoczesności, tu i teraz, i tak dalej.
Młodzian po przejściach dał wstrząsające świadectwo wiary w Platformę: - Jestem 27-letnim człowiekiem, który całe swoje życie poświęcił Platformie Obywatelskiej. Jestem członkiem Platformy Obywatelskiej od pierwszego Zjazdu w Oliwie, a członkiem Stowarzyszenia „Młodzi Demokraci” od 16 roku życia.Platforma Obywatelska, moja praca, to jest cały mój świat. Wszystko co robiłem, zawsze było związane z Platformą. W związku z powyższym nie potrafię dzisiaj odpowiedzieć na pytania dotyczące mojej przyszłości politycznej i zawodowej.
Egzystencjalne tortury młodego Marcinkiewicza konkretnie wzięły się stąd, że władze jego ukochanej partii wyrzuciły go ze szczecińskiej listy wyborczej do Sejmu, na której zajmował piąte miejsce i właściwie już witał się z gąską. Podobno wywiesił za dużo plakatów w stosunku do oficjalnie posiadanych środków, co jako zarzut w tej partii brzmi dość śmiesznie, zważywszy na niegdysiejszy casus posła Palikota. Czy taki świetnie zapowiadający się młodzieniec nie mógł wzorem sztukmistrza z Lublina przysposobić sobie gromadki rencistów i studentów, żeby mu wpłacali hojne darowizny z czystej sympatii? Pewnie, że mógłby bez trudu, więc zarzuty jego władz zwierzchnich należy odrzucić z całą mocą – młode chłopię platformerskie poległo na polu wewnętrznych rozgrywek.
Trzeba uczciwie przyznać, że przypadek jest ekstremalny i nawet nie tyle politologiczny, co psychopatologiczny raczej. Od dzisiaj każdy salonowy badacz partyjnego sekciarstwa nie będzie mógł pominąć tego podręcznikowego przykładu z Platformy. Bo żeby do tego stopnia się uzależnić od partii matki w wieku lat szesnastu, aby już w dorosłym życiu nie widzieć poza nią świata, to się chyba nie zdarzyło od czasu czasów Władysława Gomułki, młodego terminatora ślusarskiego urodzonego w 1922 roku, a który naukę ukończył w wieku lat dwunastu.
Ja będąc szesnastolatkiem nawet dobrze nie wiedziałem, co to jest partia i do czego służy. Ku utrapieniu mojej mamy, po powrocie ze szkoły przez resztę dnia uganiałem się za piłką lub oglądałem za spódniczkami. Niekoniecznie w tej kolejności. Do dziś uważam, że prowadziłem wtedy najzdrowszy z możliwych tryb życia zarówno pod względem umysłowym, fizycznym, jak i psychicznym.
Sam zresztą również byłem na pamiętnym zjeździe w Oliwie, gdyż wtedy gorąco popierałem wszystkie możliwe organizacje, które choćby w minimalnym stopniu mogły się przyczynić do unicestwienia Unii Wolności. Z tym że jestem znacznie starszy niż poseł Marcinkiewicz i przez myśl mi wtedy nawet nie przeszło, żeby poświęcać się dla jakiejś partii. I nie zostałem członkiem Platformy ani od pierwszego wejrzenia, ani od żadnego następnego.
Dzisiaj poseł Marcinkiewicz pewnie żałuje nieznajomości klasyków, gdyż byłby ostrożniejszy w szafowaniu swoim młodym życiem, które władze jego partii zszargały, nie bacząc, że je dla nich poświęcił. Gdyby bowiem Platforma nie była dla niego świętością, być może znalazłby jeszcze inne ujście dla swojej nieprzezwyciężonej przedsiębiorczości i nie musiał teraz włosów rwać z ciągle jeszcze bujnej czupryny. A przecież są naprawdę przykłady do naśladowania w jego własnym ugrupowaniu – ot choćby Joanna Kluzik-Rostkowska, która w ciągu niespełna roku zaliczyła trzy partie. I sobie nie szkoduje, a nawet wygląda, że to wcale nie koniec jej politycznego biegu przez partyjne opłotki.
Tak na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że młody poseł padł ofiarą innego porzekadła, które wyznają jego starsi koledzy, a w szczególności sam prezes Donald Tusk. Brzmi ono mniej więcej jakoś tak: żadna sprawa nie jest stracona, dopóki choć jeden głupek jest gotów oddać za nią życie. Jak spoglądam i obserwuję ugrupowanie Tuska, to nie mam wątpliwości – sprawa Platformy na pewno nie jest stracona.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2166
Zainwestował w szambo nie czując tego! Ale życie przed nim. Ma szanse ocknąć się i budować na skale.
Paradoksalnie może zawdzięczać Platformie nowe życie:)
bo przed laty zasługiwałby na czerwoną chustę na szyi wzorem pionierów.
Mógłby zostać nawet przodownikiem pracy młodzieży socjalistycznej i zrobić sobie zdjęcie na tle sztandaru.
Pozdrawiam
Tyle w nich szczerości co kot napłakał...Ot, kopnięty, skowyczy fałszywie ,jak każdy platformiarz...