Sikorski jako przyzwoitka w Trójkącie Bermudzkim

Chodzi o posady w EEAS, czyli Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych (eurodyplomacja). Niby OK., nacisk jest potrzebny, choć zaprzecza to dotychczasowym słowom i premiera i szefa MSZ, że w tym obszarze wszystko idzie świetnie, posady na nas (m.in.) czekają itp. itd. Jednak poczekajmy na efekty. Coś mi się wydaje, że dzięki tej wspólnej akcji w ramach znowu, na chwilę, na bieżącą potrzebę reanimowanego Trójkąta Weimarskiego, swoje ugra Berlin, swoje Paryż, a my zostaniemy, jak wykorzystana dziewica, która spełniła swoją rolę. Jednak Polska powinna mieć większe ambicje niż być tylko przyzwoitką dla planów niemieckich czy francuskich.

 

Sikorski przydał się Kouchnerowi i Westerwelle. Należy mu i nam życzyć, aby to samo można było powiedzieć w drugą stronę: że my wykorzystaliśmy dla naszych celów szefów dyplomacji obu tych krajów. Oby tak było. Choć dotychczasowe efekty polityki zagranicznej prowadzonej przez tandem Tusk-Sikorski nakazują w tym względzie, mówiąc ponownie językiem dyplomatycznym, "daleko idącą ostrożność i wstrzemięźliwość". Optymizm - jak uczy doświadczenie lat 2007-2010 - byłby tutaj dość ryzykowny… A Trójkąt Weimarski - nazywany niekiedy złośliwie Bermudzkim - dalej będzie martwą strukturą, ożywianą od czasu do czasu, dla politycznej, bieżącej zachcianki Paryża czy Berlina. Nie miejmy złudzeń, że służy specjalnie polskim interesom.

Minister Spraw Zagranicznych RP oraz jego koledzy z Niemiec i Francji pogrozili - dyplomatycznie, ale jednak - wiceszefowej Komisji Europejskiej, odpowiedzialnej za politykę zagraniczną UE, Brytyjce Catherine Ashton.