Bronię Anne Applebaum!

Obojętnie jednak od tego, że w tej kwestii red. Applebaum ma rację, to przecież ma prawo wypowiadać się także wtedy, kiedy jej nie ma (zwłaszcza, gdy jeszcze na tym dobrze zarabia). Ale Palikotowi nie chodzi o merytoryczną polemikę czy dobrą radę dla żony Sikorskiego, żeby siedziała wreszcie cicho. Jemu chodzi o "załatwienie" kandydatury najważniejszego rywala Bronisława Komorowskiego. Palikot cynicznie wysyła sygnał do działaczy PO: Sikorski ma nieodpowiedzialną żonę, będzie nas ciągnęła w dół, a więc się nie nadaje, trzeba więc postawić na Komorowskiego - i basta.  

 

Nie moja sprawa kogo wskaże PO, ale załatwianie wewnątrzpartyjnych porachunków poprzez atakowanie rodziny (w tym wypadku żony) rywala nie powinno się zdarzać. W polityce nie wszystko jest na sprzedaż i nie każda metoda jest przyzwoita. A jak nie jest przyzwoita, to na dłuższą metę jest nieskuteczna…

 

Niech Anne Applebaum pisze, co chce. Będąc przeciwnikiem politycznym jej męża, pierwszy będę bronił jej prawa do wykonywania zawodu. Tylko jeden temat powinien być dla niej tabu. Nie chodzi wcale o politykę czy politykę międzynarodową. Jako żona szefa polskiego MSZ nie powinna pozwalać sobie na niewłaściwe, bo naruszające prywatność, uwagi o życiu erotycznym prezydenta Gruzji Michaiła Saakaszwili, co zdarzyło się jakiś czas temu.

 

Współczuję Radkowi Sikorskiemu. Może teraz chłop zrozumie mądrość starego, polskiego przysłowia "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". Dziś Radek Sikorski pewnie żałuje swoich nieładnych, nieroztropnie wypowiedzianych 17.09.2007 r. dla TVN 24, słów: "Gdyby moja żona zrobiła mi to, co Nelly Rokicie, zmieniłbym zamki w drzwiach"…  

Palikot, przyjaciel Komorowskiego, wytyka głównemu kontrkandydatowi jego kumpla - Sikorskiemu, poglądy żony. Tymczasem dziennikarka Anne Applebaum, czyli żona polskiego ministra spraw zagranicznych, ma pełne prawo wypowiadać się na tematy polityczne, bo to przecież jej zawód. Jej artykuł w "Washington Post" skądinąd słusznie zwraca uwagę na rzecz tak oczywistą, że aż banalną: że Unią rządzą Niemcy i Francja.