ZSRR kłania się na Ukrainie

Kijów, dzień trzeci, od rana objazd lokali wyborczych. Mimo mrozu frekwencja wysoka, podobnie jak w pierwszej turze. Ukraińcy, inaczej niż Polacy, ufają sile kartki wyborczej.  

                                      

Rozmowa z młodym, dwudziestokilkuletnim taksówkarzem. 

- Jesteś Ukraińcem czy Rosjaninem? - pytamy.

- Wsio rawno - odpowiada. Dopytujemy dalej.

- Ja Słowianin - słyszymy. Mówi po rosyjsku i zachwyca się Polską:

- Polska to Europa. Tam się żyje! A u nas... - macha ręką.

Kurs bez licznika, cena negocjowana, żąda 10 euro, dostaje 6.            

 

Hasłem Janukowycza dobrze trafiającym do wyborców jest "Jeden naród - dwa języki". Wiceszef Komisji Spraw Zagranicznych Wierchownej Rady, czyli ukraińskiego parlamentu, Leonid Kozara, prawa ręka Janukowycza w sprawach zagranicznych (jeśli "Januka" wygra i doprowadzi - co raczej pewne - do dymisji rządu Tymoszenko, to mój rozmówca ma duże szanse na tekę ministra spraw zagranicznych), mówi mi, że 50 procent Ukraińców mówi po rosyjsku, traktując go jako pierwszy język. Marszczę brwi. "No, 40 procent" - poprawia się szybko.                              

 

Obojętnie kto wygra - kryzys gospodarczy będzie dalej zmorą Ukraińców. Widać to wyraźnie, także po pustawych restauracjach i barach.                      

 

Przed lokalem wyborczym w samym środku Kijowa, spotykam staruszka o lasce, który na wiadomość, że jestem z Polski, rozjaśnia się.

- A ja urodziłem się w Polsce - podkreśla z dumą. Pytam, gdzie dokładnie.

- Riwne (Równe na Wołyniu - dop. R.Cz.), Kresy Wschodnie - to już mówi po polsku.

- Pamiętam: najpierw był Józef Piłsudski, a potem Rydz-Śmigły - nagle odbywa sentymentalną podróż do dzieciństwa. Ale na kogo głosuje, staruszek nie chce zdradzić... Na do widzenia tylko podkreśla, gestykulując: - Nada krepit’ naszu polsku-ukraińsku drużbu. Trzeba rzeczywiście, tylko, dziadku, przyjaźń niejedno ma imię. Tak, jak Ukraina też ma niejedno imię.           

 

Odwiedzam lokal wyborczy w szkole z rozszerzonym językiem... rosyjskim. Przewodniczący komisji też jest z Równego (!). Podkreśla, że był w Polsce kilka razy, pierwszy raz w 1974 roku, potem pięć lat później, zna Warszawę, Kraków, Wrocław. Nie pytam, czy zna też Legnicę, gdzie stacjonowały sowieckie wojska i w jakim charakterze był w naszym kraju. Na boku, prywatnie krytykuje Tymoszenko i twierdzi - przecież nie on jeden - że pani premier z porażką się nie pogodzi i zakwestionuje wynik wyborów.    

 

Szef komisji jest rozmowny. Mówi po ukraińsku, ale podkreśla, że rozumie polski. 

- Teraz to niemodnie tak mówić, ale my Słowianie zawsze się dogadamy...

- A jakby jeszcze była polska "Wyborowa" i ukraińskie sało (słonina)...

Rozmawiamy pod ścianą szkoły, na której wisi tablica upamiętniająca uczniów poległych w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej 1941-1945. Związek Radziecki się kłania... Wśród 13 nazwisk jedno jest polskie: Berezowski. Nie powinno to dziwić: do I wojny światowej włącznie w samym Kijowie mieszkało kilkadziesiąt tysięcy Polaków, były polskie gazety, szkoły, kościoły, teatry, biblioteka.                                                             

 

W szkole nr 25, obok marmurowej tablicy, na ścianie plansze z wystawą o Wielkiej Wojnie, która dla ZSRR zaczęła się w 1941 roku, a nie w 1939, gdy tylko oswobodzono od pańskiej Polski klasę robotniczą i włościańską na dawnych Kresach Wschodnich. W pobliżu zdjęcia maturzystów z kolejnych lat, którzy opuścili tę szkołę z wiedzą podobną, jak ich rodzice 20-30 lat wcześniej. ZSRR dalej żyje w świadomości Ukraińców, do tego jeszcze młodych. Jest w tym jakaś schizofrenia. Ale nie tylko w szkole. Za rogiem, po lewej stronie od szkolnego wyjścia, jest bazarek, na którym można zgodnie kupić koszulki reprezentacji Ukrainy i te z napisem: CCCP. Tak, w Kijowie Związek Radziecki kłania się co chwilę, co nie przeszkadza Ukraińcom być dumnymi z własnego pastwa. To nie koniec "Soviet story". W kolejnej szkole, w kolejnym lokalu wyborczym, kolejna przewodnicząca komisji rozpromienia się, gdy słyszy, że jestem z Polski. Tak, była w Polsce w 1980 roku "po tym, jak U NAS była olimpiada" - mówi. No, tak, u nas czyli w ZSRR, bo olimpiada była w Moskwie. Historia albo sentyment wychodzi przy każdej okazji. I nie obrażajmy się przez to na ukraińską rzeczywistość.    

 

Ale w innej szkole-siedzibie komisji wyborczej widzę z kolei "wystawkę" poświęconą ofiarom Wielikowo Hołodomora, czyli Wielkiego Głodu, na Ukrainie sowieckiej w latach 30., który pochłonął życie kilku milionów ludzi. Dziś czczenie jego ofiar jest walką o ukraińską - nie radziecką - świadomość historyczną. Rzecz w tym, że na Ukrainie żyją i głosują tacy, dla których najważniejsza jest pamięć o Wojnie Ojczyźnianej i tacy, co chcą czcić ofiary Wielkiego Głodu i tacy, co składają hołdy antypolskiej UPA, mającej krew dziesiątków tysięcy Polaków na rękach...        

 

Może i miał rację jeden z moich rozmówców, który opowiadając mi w przedwyborczą sobotę o podziałach wśród swoich rodaków powiedział, że tak naprawdę Ukraińców łączą tylko dwie wspólne sprawy: ukraińska reprezentacja piłkarska (ostatnio przegrywa) i aspiracje wstąpienia do Unii Europejskiej (właśnie się oddalają)...

 

Dosłownie kilka godzin temu mój informator z Komisji Wyborczej powiedział mi - prywatnie, jak podkreślił - że jeśli Tymoszenko przegra, a jest to prawdopodobne, i do tego niewielką ilością głosów (też prawdopodobne), to nie pogodzi się z wynikiem wyborów i uruchomi społeczne protesty, bo ma, jak usłyszałem, "zawziętych zwolenników". A to oznacza podzielenie kraju na dwie, zwalczające się połowy. Tymoszenko oskarży Janukowycza o wyborcze fałszerstwa, choć wczoraj to samo słyszałem od jednego z najważniejszych przedstawicieli Partii Regionów: że podporządkowana faktycznie Tymoszenko Państwowa Komisja Wyborcza wysłała do Donbasu, który niemal w całości głosuje na "niebieskich", niewłaściwe karty do głosowania, po to, aby później oskarżyć Janukowycza o "cuda nad urną"... Bitwa odbędzie się w parlamencie - Wierchownej Radzie, ale też może na ulicy. A to znaczy, że dziś o godzinie 20. walka wyborcza się nie zakończy. Kolejne odsłony przed nami.                                                        

 

Kijów, dzień trzeci, od rana objazd lokali wyborczych. Mimo mrozu frekwencja wysoka, podobnie jak w pierwszej turze. Ukraińcy, inaczej niż Polacy, ufają sile kartki wyborczej.