Tymoszenko omal nie wypada z lodówki - ale i tak chyba przegra

Wczoraj wicepremier... Nemyria pokazywał mi powielaczowe ulotki, "ujawniające" rzekomy fakt, że Tymoszenko jest Żydówką. "Czy mamy głosować na Żydówkę?" - retorycznie pytali autorzy ulotki, mającej przekonać nacjonalistyczną część elektoratu, że nie warto marnować głosu na Julię, a w domyśle - lepiej oddać go na "swojaka" Janukowycza. Nemyria był oburzony. Słusznie. Ale nie pamięta wół, że cielęciem był. Krotka pamięć wicepremiera Ukrainy nie obejmuje antysemickich i antypolskich ulotek, które pojawiły się w dawnej Małopolsce Wschodniej, obecnej Ukrainie Zachodniej 5 lat temu, podczas pomarańczowej rewolucji....             

 

Zastępca  Tymoszenki ma do Polaków pretensje: nasze elity władzy miały podobno wspierać  Juszczenkę, zbyt jednostronnie na niego stawiać. Pochłonięty wewnątrzukraińskim konfliktem Nemyria jakby zapomniał, że Juszczenko przy wszystkich jego wadach był (jest) prezydentem państwa i polscy politycy - i prezydent (zwłaszcza), ale także premier - w naturalny sposób się z nim kontaktowała. I to raczej Tymoszenko demonstracyjnie skracała wizyty w Polsce i stawiała w swej polityce zagranicznej bardziej na Niemcy i Francję niż na nasz kraj - zupełnie inaczej niż Juszczenko.

 

W Polsce taka rzecz nie byłaby możliwa, ale na Ukrainie są inne standardy. Na ostatnim wiecu wyborczym Tymoszenko pojawili się, aby wesprzeć panią premier, najwyżsi rangą dostojnicy kościelni. Reprezentowany był kościół unicki, grekokatolicki, ale też prawosławny - ten niepodporządkowany Moskwie, a także rzymskokatolicki. Nie było jedynie zwierzchnika prawosławnych "moskiewskich". Takie jednoznaczne zaangażowanie nie zdarza się często, ba, jest w przypadku kościoła rzymskokatolickiego wręcz sprzeczne z Kodeksem Prawa Kanonicznego i, przynajmniej teoretycznie, grozi sankcjami wewnątrzkościelnymi.                                       

 

W ostatni dzień przed ciszą wyborczą oglądam pierwszy kanał ukraińskiej telewizji państwowej. A w zasadzie: rządowej. Króluje Tymoszenko. Tylko jej wiec jest pokazywany, tylko jej przemówienie transmitowane. Zaraz po wiecu, jak w zegarku, precyzyjnie Pierwszy  Kanał pokazuje film dokumentalny zrobiony przez Coppola Production w Londynie. Skojarzenie z nazwiskiem sławnego reżysera (a także z jego córką, też reżyserem, Sophią Coppola) jest zamierzone. Ma zwiększyć efekt w kontekście wyborów - i rzeczywiście robi wrażenie. Film jest niebywałą agitką, jest propagandą "na żywca". Czego w nim nie ma? Zatroskana Pani Premier leci samolotem (helikopterem) nad Ukrainą i mówi do kamery, jak bardzo kocha swój kraj i jak robi wszystko, żeby było w nim lepiej. W filmie występują, ciepło mówiąc o "Julce": znany pisarz Pablo Coehlo, byli prezydenci Krawczuk (poprzednik Kuczmy), Kwaśniewski, Havel, mąż Tymoszenko (z którym jest w separacji...) i córka, zamężna za brytyjskim rockmanem. Są fragmenty rozmowy z Margaret Thatcher oraz archiwalne zdjęcia brytyjskiej premier, tak, by każdy odniósł wrażenie, że Tymoszenko to sukcesorka "Żelaznej Damy", to taka współczesna, ukraińska wersja "Iron Lady"... Grubymi to nićmi szyte, ale może właśnie szyte na lokalną miarę? Dawno, bodaj od czasów komuny nie widziałem takiej propagandy w filmie "dokumentalnym". To nie jest socrealizm, ale bliźniaczy: nacjonalrealizm...   

                                                                                     

To Tymoszenko jest tutaj kandydatem "mainstreamu", to ją forsuje znacząca część mediów. Ba, "polityczna poprawność" nakazuje wręcz głosować na "piękną Julię". Ukazujący się w Kijowie po angielsku, opiniotwórczy, przeznaczony dla dyplomatów, zachodnich menedżerów, biznesmenów i lokalnej kadry zarządzającej europejskimi czy amerykańskimi firmami "Kyiw Post" (pod nazwą pisma trzy przewodnie hasła: Niepodległość, Wspólnota, Zaufanie) tuż przed wyborami, na pierwszej stronie daje zdjęcie uśmiechniętej Tymoszenko w pustym studio telewizyjnym - pustym, bo Janukowycz uniknął debaty w TV... Wymowa tej pierwszej strony - jak i Pierwszego Kanału w ostatni dzień przed ciszą - jest jednoznaczna. Tylko czy Ukraińcy to kupią?  Zdaje mi się, że jednak chyba nie. Mimo że Tymoszenko omal nie wypada z każdej lodówki - tak jest jej pełno...

Kijów, wigilia wyborów prezydenckich. Śnieg już nie pada, ale wszędzie go pełno. Ukraińska stolica tonie w białym puchu i ma to szczególny urok. Biały to kolor niewinności, ale to akurat ostatnia rzecz, jaką można powiedzieć o kampanii prezydenckiej w tym kraju. Kampania, zakończona wczoraj, była brutalna i na tyle znów podzieliła społeczeństwo, tkwiące w okopach po pomarańczowej rewolucji, że zapewne ta wyborcza niedziela nie będzie wcale końcem ukraińskiej domowej wojny politycznej.