Obama ma w nosie Unię

Bruksela ten zarzut stawiała Bushowi juniorowi, ale Obama wręcz przebija go w arogancji i demonstrowaniu wyższości Stanów nad Starym Kontynentem. Czy Obamomania w Europie zmniejszy się z tego powodu? Oby - bo nie jest to racjonalne zjawisko.           

 

Jednak odwołanie szczytu w stolicy Hiszpanii pokazuje też, że Unia, mając w ręku Traktat Lizboński, wcale nie jest silniejsza niż poprzednio i wcale nie jest poważniej odbierana. "Lizbona" nie okazała się bynajmniej kluczem ani nawet wytrychem do istotniejszej roli UE w świecie. Nie stała się też automatycznie trampoliną do większego prestiżu (i autorytetu) na arenie międzynarodowej, jej twórcy okazali się mało przewidujący albo cynicznie okłamywali opinię publiczną. Więcej - paradoksalnie Europa jest teraz słabsza, traktowana przez Amerykę mniej po partnersku i znacznie dłużej (o minimum dwa miesiące) wybiera władze UE. Nie można tego nie zauważać. Chyba, że ktoś uwielbia nosić ideologiczne, różowe okulary.

Ameryka wymierzyła Unii Europejskiej siarczysty policzek. Odwołanie obecności Obamy na marcowym szczycie USA-UE w Madrycie jest wymownym pokazaniem, że amerykański prezydent ma w nosie bliższe relacje z Europą.