Na Czerskiej bez zmian, chciałoby się sparafrazować klasyka, czytając dzisiaj reakcję postępowej prasy na białą księgę w sprawie tragedii smoleńskiej. Jak zwykle dużo o polskiej bylejakości, tym razem nawet w tytule wywiadu „Winna polska bylejakość”. Przysłowiowa rosyjska bylejakość widocznie nie pasowała do obowiązującej linii.
Bardzo adekwatnie natomiast dopasowali się do dialogu o polskiej bylejakości rozmówcy, czyli prof. Marek Żylicz twórczo inspirowany przez Agnieszkę Kublik.
„Państwo nie spełniło swoich zadań w tym sensie, że od kilkunastu lat był bałagan w lotnictwie wojskowym. I w tym sensie nie zdołało zapewnić bezpieczeństwa lotów. Natomiast nie można mówić, że państwo nie spełniło zadań, bo prezydenta nie ochroniło(...) Jest wiele dziedzin, gdzie powinno być lepiej, ale twierdzenie, że państwo się nie sprawdziło, bo nie zapewniło prezydentowi bezpieczeństwa lotu, nie jest prawdą. Tu chodzi o działanie funkcjonariuszy państwowych, organów państwowych. I w tym sensie obciąża to państwo” - to mówi profesor, ekspert prawa międzynarodowego. Zaznaczam to specjalnie, bo ktoś może nie uwierzyć.
Państwo nie spełniło zadań, ale nie można powiedzieć, że państwo nie spełniło zadań...Konia z rzędem temu, kto przetłumaczy ten koszmarny bełkot z polskiego na nasze. Mnie ta pseudo uczona narracja przypomina czasy komuny, kiedy to nigdy nie była winna siła przewodnia, ale co najwyżej poszczególni partyjni funkcjonariusze dopuszczali się błędów i wypaczeń. Tu jest podobnie – działanie funkcjonariuszy państwowych obciąża państwo, ale nie można powiedzieć, że państwo się nie sprawdziło jako państwo, chociaż nie zapewniło bezpieczeństwa prezydentowi państwa – przecież to jest czysta peerelowska fraza, nieskażona żadną obcą domieszką!
Szkoda nawet dalej cytować, bo tę poetykę zna każdy licealista, który wykazał minimum zaangażowania na lekcjach najnowszej historii Polski. Jest jednak ten świat tak urządzony, że nawet najmarniejsze stworzenie przynosi jakiś pożytek. Podobnie i ta rozmowa, jakkolwiek stanowi przedni materiał do jakiegoś kabaretu (Robert Górski! - nowy cykl: „Rozmowy wiodącego tytułu”), to również o czymś świadczy i czegoś dowodzi.
I nie chodzi mi tylko o absurdalnie odlotowy dialog profesora z dziennikarzem, bo to jest jedynie konsekwencja. Ta rozmowa dowodzi, jakie karkołomne zadanie postawił premier Donald Tusk przed prorządowymi mediami, postępując tak, a nie inaczej w sprawie tragedii smoleńskiej. Przecież zacytowane przeze mnie brednie Kublikowa musi łykać bez mrugnięcia okiem nie dlatego, że ma taki kaprys albo nie ma nikogo lepszego na podorędziu do rozmowy. Ona po prostu nie ma innego wyjścia, bo nie da się wyjaśnić postępowania rządu Tuska w racjonalny sposób. Nawet człowiek o inteligencji na miarę Brzytwy Oleksego, choćby nie wiem jak się sprężył, żeby ten rząd jakoś poratować, to zawsze wyjdzie mu kabaret albo bzdura do kwadratu. Tusk spaprał sprawę tak dokumentnie, że nie ma mocnych.
A pomyśleć, że tak niewiele trzeba było zrobić, żeby po ludzku załatwić całą historię z Putinem. Wystarczyło rosyjskiemu premierowi powiedzieć najzwyczajniejszą i najbardziej oczywistą prawdę, gdy poczynił pierwsze podchody w sprawie rocznicy Katynia. O tym, że odkłamanie zbrodni katyńskiej jest dla Polaków kwestią najwyższej wagi i wiąże się ściśle z polską tożsamością, że my Polacy nie możemy sobie pozwolić na polityczne gierki w obliczu tragedii narodowej sprzed 70 lat. I że w związku z tym w akcie deklarowanego pojednania musi uczestniczyć głowa naszego państwa, bo tego wymaga powaga historycznej chwili oraz wiarygodność intencji pojednania. A także stanowczo zaznaczyć, że ofiara polskich żołnierzy nie może być kartą przetargową w innych negocjacjach.
Oczywiście nie wiemy, jak potoczyłyby się wydarzenia, gdyby Donald Tusk złożył taką deklarację Putinowi już we wrześniu 2009 roku w Sopocie. Nie sądzę jednak, żeby w tej hipotetycznej wersji wydarzeń mogło być gorzej niż teraz. Pytanie jest natomiast takie, czego zabrakło polskiemu premierowi, żeby wówczas sprzeciwić się grze rosyjskiego premiera mającej na celu zmarginalizowanie polskiego prezydenta? Moim zdaniem zabrakło mu polskości. Nie chodzi bynajmniej o jakąś bohaterszczyznę, czy przysłowiowe wymachiwanie szabelką. Idzie o normalną polskość. Mam nieodparte wrażenie, że poczucie polskości premiera jest raczej lichej próby.
http://wyborcza.pl/1,754…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3526
Hmm, to jest mało prawdopodobne, że tak subtelnie to ujmę...
Pozdrawiam:)
Pozdrawiam