Kopenhaga, czyli kompromitacja

Przed 2 laty mówiono, że najważniejsze decyzje zapadną na ekologicznym szczycie w Poznaniu w grudniu 2008 roku. A w Poznaniu stwierdzono, że najważniejsze decyzje będą podjęte... w Kopenhadze w grudniu 2009 roku. Z kolei w Kopenhadze uznano, że czas decyzji dopiero przyjdzie. I tak wokoło Wojtek. Słowem: pic na wodę - fotomontaż. Gdyby nie było to wszystko żałosne, nawet byłoby śmieszne.

  

Dla Polski brak decyzji co do konkretów jest nawet OK. Brak szczegółów finansowych odnośnie polskiego haraczu może tylko go opóźnić. I Bogu dzięki. Nie powinniśmy być na tle innych frajerami. Dodajmy: frajerami kosztem polskich miejsc pracy i wielkich obciążeń dla firm.

 

PS: Wczoraj na blogu jako jedyny podałem, że CBA wkroczyło do PZPN. I nikogo, nawet psa z kulawą nogą, to nie zainteresowało ani nie zdziwiło. Widocznie ludzie uważają to za rzecz tak oczywistą, że nie wymagającą komentarza...

Szczyt w Kopenhadze zakończył się kompromitacją. Z wielkiej chmury spadła mżaweczka. Wielcy tego świata nadymali się wcześniej kompletnie nieproporcjonalnie do efektów tego spotkania. Zwyciężyły - co przecież było oczywiste od samego początku dla każdego, kto chciał to widzieć - interesy narodowe, a nie abstrakcyjna, ogólnoświatowa "troska o klimat".