Car Donald, źli bojarowie, wilk i owca, czyli PO - bajka

"Paryż wart jest mszy" - to słowa francuskiego króla Henryka IV Burbona, ale jest jeszcze inne, pasujące do polskiej sytuacji, powiedzenie rosyjskie: "Car jest dobry, ale bojarowie źli". Tusk jest fajny, ale otoczenie ma niefajne - taki morał chce przekazać szef rządu Polakom - wyborcom. Czy Polacy dadzą się na to nabrać? Cóż, nadzieja umiera ostatnia, ludzie nie lubią tracić wiary w znanych przywódców, aby przed samym sobą, własną żoną i własnymi dziećmi nie wyjść na ciężkiego frajera. 

 

Premier ma prawo pozbyć się członków swojego gabinetu, ponoszących w większym lub mniejszym stopniu co najmniej polityczną odpowiedzialność za aferę hazardową.  Te dymisje nie szkodzą państwu polskiemu.  Ale z całą pewnością szkodzi akcja przeciwko szefowi CBA, a w praktyce całemu Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu. Walka z CBA, obojętnie od intencji premiera Tuska, jest bowiem sojusznikiem polskiej gangreny, jaką jest korupcja. Tutaj premier z Gdańska chwyta się brzytwy - niczym tonący - ale jednocześnie, jak mawiał międzywojenny klasyk gatunku: "brzydko się chwyta". Dymisja Kamińskiego przynieść może na krótką metę pozornie pozytywne skutki dla rządu: nikt Platformie nie będzie patrzył na ręce, ale na dłuższą metę może okazać się golem samobójczym piłkarza-napastnika Donalda Tuska.

 

                                                                                         ***

 

Dlaczego odchodzą z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów tamtejsi sekretarze stanu, a jednocześnie najbliżsi ludzie Tuska, których nazwisk przecież nie ma w słynnych stenogramach afery hazardowej? Czemu Tusk dorzucił ich do reszty kompanii? Dla towarzystwa, żeby zwiększyć efekt surowego władcy, który ścina głowy? Aby pokazać ludowi, że nie będzie respektował "republiki kolesi"?  Nie, nie tylko i nie głównie o to chodzi. To subtelna gra wewnątrz Platformy. Chodzi o to, aby nie było tam poczucia zachwiania "balance of power", swoistej równowagi sił: że został wycięty tylko Dolny Śląsk, a "Gdańsk" Tuska zachował wszelkie wpływy. A tak, gdy poleciał i wicepremier, ale też i trzech ministrów z dworu premiera - to jest syty i platformerski wilk i platformerska owca, nie wchodząc za bardzo w to, czy wilkiem jest Tusk a owcą Schetyna, czy odwrotnie…

Zmiany w rządzie, zmiany… Tusk - niczym osobnik po wielu "głębszych" - chodzi od ściany do ściany. Przez dwa lata nie zrobił w rządzie żadnej zmiany (poza Ćwiąkalskim), a teraz od razu osiem. Cel uświęca środki. A cel jest jeden: prezydentura dla Donalda Tuska. Szef rządu uznał, że "Paryż wart jest mszy". Przy czym Paryż to prezydentura - a msza to wycięcie najbliższych politycznych przyjaciół, ministrów w swoim rządzie, a zarazem funkcjonariuszy partyjnych: sekretarza generalnego PO, a jednocześnie wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych, Grzegorza Schetynę oraz skarbnika PO i ministra sportu, Mirosława Drzewieckiego. Premier, a jednocześnie przewodniczący PO, chce od afery hazardowej uciec do przodu, zrzucając medialnym i opozycyjnym "wilkom" kolejnych kolegów z rządowych sań.