G-20 jak grzech zaniechania (ja znam przyjemniejsze grzechy)

Więcej, że G-20 będzie wręcz koordynować światowe działania ekonomiczne. Ba, premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown wprost zaproponował, aby G-20 stała  się "rządem światowym" w sferze gospodarki... To co dla naszych domorosłych politykierów było czymś nic nieznaczącym, o udział, w którym zabiegać nie warto - bo i po co? - dla krajów od nas bogatszych czy większych jest sporą wartością samą w sobie.

 

Stosunek ekipy Tuska do G-20 pokazuje, że oblała ona kolejny ważny egzamin. Tym razem potrójny: z polityki międzynarodowej, z gospodarki ponadnarodowej i, wreszcie, ze sztuki przewidywania wydarzeń.

 

A swoją drogą żenujące było, jak konieczność udziału Polski w G-20 podkreślał minister spraw zagranicznych Szwecji i były premier tego kraju Carl Bildt, a nie robił tego polski minister spraw zagranicznych i polski premier. Wstyd, panowie. Naprawdę, powiadam Wam, są przyjemniejsze grzechy niż grzech zaniechania...

Ten grzech temu rządowi zdarza się bardzo, bardzo często. Tym razem jest to Grzech Zaniechania jak... G-20. Gdy kilka miesięcy temu Kaczyński wzywał do akcji dyplomatyczno-politycznej, która spowodowałaby udział Polski właśnie w G-20, to politycy i PO i PSL zgodnym - akurat w tej sprawie - chórem odpowiadali z głupia frant, że... to mało znacząca organizacja i nieliczące się w ogóle (!) forum. Minęło kilkadziesiąt tygodni i oto na szczycie G-20 w USA "dwudziestka" uznała jednogłośnie, że G-20 zastąpi G-8, a więc grupę ośmiu najbogatszych państw świata...