Tusk jak Pinokio, Grad jak karykatura Zagłoby

Zamiast inwestora mamy ministra-nieudacznika i premiera-kłamczucha (albo super-naiwniaka - nie wiadomo co gorsze). Słyszymy baju-baju - będziesz w raju, czyli kolejne terminy, kolejne sukcesy, kolejni Arabowie w kolejce. Gdyby nie chodziło tu o los 8 tysięcy ludzi, byłoby to nawet śmieszne: przypominałoby film, którego reżyser nawet nie wie, że kręci komedię, oczekuje oklasków za wzniosłe sceny i pompatyczne gesty, a widownia pokłada się ze śmiechu. Niestety, nie pokłada się, bo trudno się śmiać, gdy tysiącom ludzi grozi pójście na bruk.

Być może jedynym wyjściem byłoby wyeksportowanie ministra Grada do Holandii: imć Zagłoba sprzedawał kiedyś Niderlandy, niech Tuskowy minister wirtualnie posprzedaje teraz Holendrom stocznie polskie, czy inne. Niech się teraz oni nabierają. My mówimy już: basta!

A poważniej: zobaczymy teraz jak wyglądają te superkontakty PO w UE. Jak takie mają powinni od ręki załatwić przesunięcie zwrotu pomocy publicznej dla stoczni. Jeśli tego nie zrobią - Donaldowi Tuskowi znów wydłuży się nos jak bajkowemu Pinokio, gdy kłamał. To może być monstrualny nos, "superkinol". Polski premier wejdzie do Księgi Guinnessa - choć to, niestety, nie uratuje polskich stoczni i polskich stoczniowców.

Sprawa zakupu stoczni jest kolejną kompromitacją rządu i premiera. Stocznie były sprzedane na potrzeby kampanii wyborczej, a gdy ta się skończyła - rzekomy inwestor rozwiał się, jak w arabskiej mgle (pustynnej).