Partyjne buldogi pod dywanem

Zagotowało się też co nieco w SLD. Wycinający zwolenników "Oleja", czyli Wojciecha Olejniczaka, szef Sojuszu Grzegorz Napieralski swoisty dublet ustrzelił w Małopolsce-Świętokrzyskim. Gdy uległ Olejniczakowi i dał tam "1" jego przyjacielowi Andrzejowi Szejnie, to nie dał za wygraną i namówił na start w tym samym okręgu… kolejną wielką zwolenniczkę byłego szefa SLD Joannę Senyszyn. Miała ona zresztą dostać z kasy partyjnej kilkaset tysięcy złotych na własną, wyłącznie jej, kampanię. Plan Napieralskiego się udał: stronnicy Olejniczaka - pani Sz. i pan Sz. pożarli się na śmierć, na życie, wygrała Senyszyn - i w ten sposób obecny przewodniczący Sojuszu pozbył się z Sejmu (i Klubu Parlamentarnego…) żeńskiej podpory konkurenta, a męską podporę zmarginalizował. Wash and go - czyli dwa w jednym.

 

Nic więc dziwnego, że czerwone buldogi na Rozbrat walczą pod dywanem, ile wlezie. Aż dusza się raduje.

 

O klinczu w małopolskiej PO nie chce mi się pisać, bo już pisali o tym inni. Tam najpierw jedna frakcja wycięła w 2007 roku ludzi Rokity, doprowadzając do jego wyjścia z partii, potem Gowin z Czerwińskim złapali się za łby w walce o przywództwo w regionie. W tzw. międzyczasie Tusk ze Schetyną zmusili, aby poseł Andrzej Czerwiński ustąpił z funkcji wiceprezesa PO, aby zrobić miejsce dla Gowina (Czerwiński dostał nagrodę pocieszenia w postaci funkcji wiceszefa Klubu Parlamentarnego Platformy). Następnie doszły kłopoty szefa krakowskich struktur PO…, w wyniku których szef został byłym szefem. A teraz Gowin oskarża centralę PO o złe ułożenie listy małopolsko-świętokrzyskiej, wskutek czego demonstracyjnie zrezygnowała z kandydowania bardzo dobra eurodeputowana Urszula Gacek, a PO zaliczyła spektakularną porażkę z PiS w wyborach europejskich (mimo że w 2007 roku wygrała w województwie, choć przegrała w samym Krakowie).

 

Cóż, w Platformie też ostrzą noże.

"Refleksja" nad kampanią wyborczą w PiS to tylko kaszka mleczkiem w porównaniu z tym, co dzieje się w innych partiach. Oto np. w PO, w okręgu Warmia - Mazury - Podlasie kotłuje się w związku z wojną na całego, jaka w trakcie europarlamentarnej kampanii wybuchła między Platformą podlaską a Platformą warmińsko-mazurską. Obie te platformy wzięły się za łeb, aż miło. Lider listy PO Krzysztof Lisek nie był w stanie - jak mówią - zorganizować ani jednej konferencji prasowej w Białymstoku, bo to mu uniemożliwiała miejscowa ekipa platformersów, grająca na szefa struktur PO na Podlasiu i również kandydata do PE Tadeusza Arłukowicza. A to nie było wolnej sali, a to to, a to tamto… Koniec kampanii nie oznacza wcale końca nienawiści.