"Łajdaki" Bartoszewskiego 6 miesięcy później

Choroba mojego Taty przysłoniła mi kampanię.

 

                                                                                         ***

 

Śmieszą mnie zarzuty, że orędzie Prezydenta było elementem kampanii wyborczej. Według nieformalnego Wydziału Propagandy PO, w którym w czynie społecznym uczestniczą również pracownicy frontu ideologicznego różnorakich mediów, powinno to wyglądać tak: Prezydent RP zwraca się z uprzejmą prośbą do Donalda Tuska o możliwość wystąpienia w Sejmie. W imieniu premiera minister Nowak zezwala informując, że głowa państwa może wystąpić z 4 minutowym wystąpieniem po oświadczeniach poselskich w piątek późnym popołudniem. Posiedzenie jednak będzie zamknięte dla mediów… Oczywiście tekst wystąpienia Prezydenta RP będzie przygotowany przez Wydział Propagandy PO. Głowa państwa będzie musiała w swoim przemówieniu osiem razy zacytować Tuska i dwa-trzy razy ministra Rostowskiego.

 

Surrealizm? Nie, po prostu marzenie "platfusów".

 

Swoją drogą echo takiego myślenia można było znaleźć w prawdziwych wystąpieniach polityków PO krytykujących klub PiS, za to, że do debaty po przemówieniu premiera wydelegował… Jacka Kurskiego, a nie kogoś innego! Jasne, listę mówców sejmowych PiS też powinni ustalać propagandziści Platformy…   

 

Gdyby rząd zabrał się za walkę z kryzysem, jak to od jesieni robiły inne kraje w całej Europie, to być może Prezydent nie musiałby występować. Ale rząd niczym struś chował głowę w piasek i tylko wystawiał doradcę Bartoszewskiego, który w stylu Palikota i Niesiołowskiego potępiał warchołów z PiS, wrzeszcząc jeszcze listopadzie 2008, że kto mówi, że w Polsce jest kryzys jest… łajdakiem!!! Cóż, zamiast retoryki agresji i nienawiści trzeba było już wtedy zakasać rękawy.

 

Notabene, europejską normą jest to, że w kampaniach wyborczych ocenia się pracę rządu. Skąd więc takie zdziwienie w PO? 

 

 

 Śmieszą mnie zarzuty, że orędzie Prezydenta było elementem kampanii wyborczej.