Nie Richard Henry, tylko… Henri Richard

Otóż na chrzcie, w Belgii otrzymałem jednak inne imiona, niż te z angielskiej metryki. Wersja brytyjska: Richard Henry Francis. Wersja belgijska (walońska, a więc frankofońska): Henri Richard. Wzięło to się stąd, że moja śp. mama, wbrew ojcu, przeforsowała przy urodzeniu imiona Ryszard Henryk - tymczasem według tradycji rodzinnej sięgającej XIX wieku wszyscy pierworodni w rodzie Czarneckich na pierwsze imię mieli Henryk. I tak ojciec jest Henryk Tadeusz, dziadek był Henryk Karol, a pradziadek Henryk Aleksander. A tu się mama uparła… Stąd ojciec w rewanżu przeforsował na chrzcie zamianę: dlatego pojawił się ów Henri Richard… W praktyce była to fikcja, bo nie zostałem żadnym Heniem, tylko Rysiem.

 

No to teraz wiecie już wszystko…

 

                                                                                          ***

 

Niby Europa jest jedna, niby w Unii Europejskiej znikają podziały na bogatą Europę "A" i biedniejszą Europę "B" (w niej jest Polska), ale jednak w praktyce podziały te funkcjonują i funkcjonować zapewne będą. To nie nasza wina. To kwestia mentalności naszych partnerów z tzw. "starej Unii". Politycy i mieszkańcy dawnej "15" bardzo powoli oswajają fakt, że Polacy i inne nacje są już w europejskim salonie, a nie w jego przedpokoju. To widać szczególnie w polityce - dopłaty dla polskich rolników są wciąż wyraźnie niższe niż te, które Bruksela daje farmerom z Francji czy Niemiec, a nasi rodacy wciąż nie mogą swobodnie, legalnie, we wszystkich zawodach pracować w Austrii czy RFN. Ale widać to również w gospodarce, gdzie nawet dość zrozumiały protekcjonizm poszczególnych krajów, tworzących niegdyś EWG, jest znacznie ostrzejszy wobec krajów takich, jak Polska, Słowacja czy Rumunia, a nie Wielka Brytania czy Hiszpania.

 

Tę dyskryminację widać niestety również w codziennym funkcjonowaniu urzędów zachodnioeuropejskich, gdzie polscy obywatele napotykają rozliczne przeszkody, ale także nawet w sklepach. Oto przykład niemieckiego koncernu handlowego Metro, ewidentnie dyskryminującego Polaków. Polacy robiący zakupy w Metro w Duisburgu nie mogą płacić kartą płatniczą (EC), choć wokół liczne wywieszki informują, że jest to możliwe. W praktyce okazuje się, że jest to możliwe… dla Niemców. Polacy muszą płacić gotówką, a jeśli jej nie mają, niemieccy kasjerzy wskazują bankomat, w którym za "drobne" 5 euro można podjąć pieniądze…

 

Powstaje pytanie czy polska karta płatnicza w Unii Europejskiej jest od macochy? I czy polscy płatnicy są gorsi od płatników niemieckich czy francuskich? Przykładów takich, pozornie drobnych, praktyk dyskryminacyjnych jest więcej. To pokazuje, że Europa jest znacznie mniej wspólna i znacznie mniej zjednoczona niż to deklarują euroentuzjaści i eurobiurokraci. A Polacy-Europejczycy wciąż są traktowani przez Niemców-Europejczyków jak podlejszy gatunek w UE.

 

Cóż, kiedyś trzeba będzie wystawić rachunek.

 

 

 

 

Zawsze i wszędzie Ryszard Czarnecki, Ryszardem będzie! To mój najkrótszy (i wierszowany) komentarz na dzisiejsze rewelacje odnośnie moich imion w angielskiej wersji. Żeby zaspokoić ciekawość opinii publicznej mojego kraju z góry informuję, że sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana niż by się wydawało.