Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Czyszczenie stajni Augiasza
Wysłane przez izabela w 24-03-2019 [06:28]
Opisując historię domku przy ulicy Jedwabniczej 2 i perypetie pani Bożeny Bargieł nie omówiłam bardziej ogólnych aspektów tej sprawy. Jak wiadomo po wojnie potrzeby mieszkaniowe obywateli miast i wsi zobowiązało się zaspokoić państwo ludowe. Budowniczowie nowych dzielnic dostawali w nich mieszkania. Na przykład na MDM. Jak głosiła wieść gminna hodowali w tych mieszkaniach świnie i trzymali w wannach węgiel. Nic takiego nie widziałam, obawiam się, że te opowieści to tylko przejaw zazdrości klas nieposiadających czyli spauperyzowanej i prześladowanej wówczas inteligencji. Przodownicy pracy dostawali mieszkania na odbudowującej się warszawskiej Starówce. Partyjni bonzowie zasiedlili zrabowane mieszkania w Alei Róż, Alei Przyjaciół, czy na Szucha. Zwykli obywatele, w tym wyrzuceni ze swych mieszkań prawowici właściciele, byli ziemianie, rozkułaczeni chłopi i inteligenci gnieździli się w piwnicach i suterynach. Wśród tych wszystkich, którzy przeżyli wojnę byli tacy, którzy nie czekali na gotowe i chcieli brać swój los we własne ręce. Za resztki dawnej fortuny, albo za ciężko zarobione własne pieniądze odbudowywali zbombardowane domy i mieszkania. Robili to legalnie, w majestacie prawa. Otrzymywali specjalną promesę gwarantującą zachowanie własności odbudowanego z gruzów mieszkania czy domku. Czasami jak ojciec pani Bargieł zamieniali ruiny magazynów fabrycznych w pełnowartościowe mieszkania zakładowe ogrzewane, wyposażone w łazienki i podłączone do sieci gazowej energetycznej i wodnej. Komuniści jak to komuniści oczywiście ich oszukiwali, do odbudowanych mieszkań dokwaterowywali lokatorów, nie przyznawali zaangażowanym w odbudowę stolicy prawa własności do odbudowanych domów. Własność była przecież podejrzana ideologicznie, komuniści twierdzili, że zbudują społeczeństwo bezklasowe, oparte na własności społecznej gdzie każdy będzie otrzymywał dobra według zasług a nawet według potrzeb. Większość partyjnych prominentów miała niewątpliwie wielkie zasługi dla instalowania komunizmu więc bez skrupułów zajmowała luksusowe apartamenty ukradzione prawowitym właścicielom. Naiwnością byłoby natomiast sądzić, że choć odrobinę interesował ich los sztandarowych bohaterów ich ideologii -proletariuszy i biedoty wiejskiej. Nikt nie pogardza bardziej proletariuszem niż inny proletariusz, który się wysferzył, który został partyjnym dostojnikiem albo co gorsza literatem i w poczuciu sprawiedliwości społecznej pije koniak w imieniu ludu pracującego miast i wsi. Zajmuje przydzielone mu przez partię i rząd ogromne (ukradzione) mieszkanie, ma służbową wołgę z szoferem i gosposię z partyjnego przydziału, w mieszkaniu postawił wyszabrowany na ziemiach zachodnich poniemiecki fortepian, a na ścianach zawiesił wypożyczone z Muzeum Narodowego obrazy które zostały w jego rękach na zawsze bo dyrektor muzeum Stanisław Lorentz szczęśliwie zgubił listę depozytów. Wakacje spędza w pałacyku w Oborach lub w pałacu w Nieborowie rozkoszując się sprawną obsługą radziwiłłowskich lokai, a w najgorszym przypadku w pensjonacie Astoria w Zakopanem. Dla takiego byłego proletariusza, który wszystko dostał w uznaniu jego zasług dla budowania przodującego ustroju kamieniem obrazy są ludzie, którzy nic nie chcą brać i nie chcą wysługiwać się komunie a próbują coś osiągnąć własna pracą.
Kiedy w 2003 roku prowadziłam w Radiu Maryja audycję na temat ofiar dekretu Bieruta usłyszałam od jednego z komentatorów, że ci którzy odbudowywali własnymi rękami i na własny koszt Warszawę to pospolici kombinatorzy. „Ludzie czekali po dwadzieścia lat na mieszkanie a oni chcieli mieć zaraz, natychmiast i z jakiej racji”- powiedział oburzony do żywego słuchacz.
Komunistyczny system szczęśliwie upadł nie grzebiąc jednak pod sobą jego ideologów. Wręcz przeciwnie oni właśnie stali się głównymi beneficjentami przemian ustrojowych. Wycierają sobie teraz usta liberalizmem i demokracją równie gorliwie jak kiedyś wycierali sprawiedliwością społeczną i demokracją socjalistyczną i opowiadają dyrdymały, w które sami nie wierzą, o braniu swego losu we własne ręce i o dawaniu wędki zamiast ryby. Podobnie jednak jak kiedyś ich ojcowie nienawidzą ludzi samodzielnych i niezależnych. Głosząc święte prawo własności (dodajmy własności ukradzionej) nie mają najmniejszego zamiaru zwrócić budowniczym Warszawy ich nakładów, albo przynajmniej pozwolić im wykupić własne zbudowane za własne pieniądze i własnymi rękami mieszkanie. Ogromne mieszkania przy Szucha 16 będące własnością członków przedwojennej oficerskiej spółdzielni budowlanej komunistyczni aparatczycy wykupywali za kwotę dzisiejszych 12 000 złotych ( było to 120 mln przed denominacją sprowadzającą się jak pamiętamy do odcięcia czterech zer ) i nikomu nie przychodzi do głowy wypłacić prawowitym właścicielom odszkodowań. Natomiast honorując handel roszczeniami doprowadzono do wypłacenia kilkudziesięciu milionów odszkodowania oszustce nigdy nie będącej właścicielką żadnej z nieruchomości do których zgłaszała roszczenia ani nawet kuratorem właściciela. Reprywatyzacja w wydaniu kolejnych władz stolicy zamieniła się w parodię reprywatyzacji. Jak ktoś mądrze powiedział komunistyczny Anty- Midas wszystko czego dotknie zamienia w guano. To zdumiewające, że wielu ludzi nie razi, że można było kupić kamienicę w Warszawie za 50 złotych i bezkarnie prześladować zamieszkałych w niej lokatorów natomiast nie mają litości dla tych , którzy własnymi rękami i na własny koszt odbudowywali Warszawę. Ich roszczenia budzą zniecierpliwienie urzędników i są oddalane przez skomunizowane sądy. Trzeba sobie uświadomić, że gdyby nie udział w aferze reprywatyzacyjnej aparatu bezprawia zwanego niesłusznie aparatem prawa niemożliwy byłby bezkarny rabunek na taką skalę. Udział w aferze brali nie tylko adwokaci, lecz notariusze poświadczający nieprawdę i sędziowie wydający nieruchomości na podstawie jawnie sfałszowanych dokumentów.
Naprawę warto zacząć czyszczenie stajni Augiasza od oddania budowniczym stolicy ich własności. Tylko gdzie jest Herkules?
Komentarze
24-03-2019 [10:04] - NASZ_HENRY | Link: Kiedy piąty stan u władzy,
Kiedy piąty stan u władzy,
Warszawiacy chodzą nadzy ;-)
24-03-2019 [13:49] - izabela | Link: Po wojnie ( II Wojnie
Po wojnie ( II Wojnie Światowej Panie Zdzichu) krążył wierszyk: " Z tyłu dziura z przodu łata, tak wygląda demokrata"
24-03-2019 [12:58] - Pani Anna | Link: Bycie "warszawiakiem" to stan
Bycie "warszawiakiem" to stan umysłu i dotyczy lekko licząc co najmniej 80% mieszkańców ukochanej stolicy. Nie liczyłabym na to, że coś się zmieni. Miasto, które reaguje wzruszeniem ramion na los 50 000 wyrzuconych lokatorów i na spalenie żywcem kobiety, która upominała się o ich prawa jest stracone.
24-03-2019 [13:47] - izabela | Link: To prawda, w stosunku do tych
To prawda, w stosunku do tych lokatorów nikt nie stosował zasady "pacta sunt servanda" ,która była credo republiki okrągłostołowej. A przecież mieli podpisane bezterminowe umowy z miastem.
24-03-2019 [15:57] - Jan1797 | Link: Wybierający w Warszawie,
Wybierający w Warszawie, obdarci z trzeźwego rozsądku, pozbawieni instynktu samozachowawczego
pewni, że naród kolejny raz będzie się zbierał na ich stołeczne fanaberie wynikające z braku logicznego
postrzegania rzeczywistości i ratował z opresji; https://twitter.com/i/status/1...
Dość o wybierających.
Moja stolica, lecz gdzież do licha są Warszawiacy? Czy w moim mieście jest inaczej? https://pbs.twimg.com/media/D2...
Z szacunkiem, Jan.
24-03-2019 [20:54] - Teresa Bochwic | Link: Fortepiany...
Fortepiany...
Mój Ojciec, Witold Rudziński, w latach 1947-1949 (mniej więcej do zjednoczenia PPR i PPS) dyrektor departamentu Muzyki w Ministerstwie Kultury i Sztuki tak wspominał w biografii czas powojenny:
"Jako dyrektor Departamentu Muzyki objechałem wszystkie miasta, gdzie powstawały orkiestry. Słuchaj, w Polsce przed wojną były tylko trzy państwowe orkiestry symfoniczne, Opera Państwowa w Warszawie z orkiestrą, w Poznaniu orkiestra i konserwatorium państwowe. A w Wilnie przed wojną nie było nic państwowego. Po wojnie muzyka polska leżała w ruinie. Muzycy często zginęli w walkach z Niemcami, czy wywiezieni przez Sowietów, czy w niemieckich obozach, albo wyemigrowali w daleki świat. Jeździłem teraz na Ziemie Zachodnie, inwentaryzować fortepiany i w ogóle stan zasobów muzycznych po Niemcach.
- Nie było jakoś głupio korzystać z tych poniemieckich rzeczy?
Nie, nie było głupio. Niemcy zrujnowali nam kraj, wymordowali kilka milionów ludności, przyczynili się do utraty połowy terytorium, a z kolei Sowieci wywieźli zasoby przemysłowe Górnego i Dolnego Śląska jako zdobycz wojenną. Fabryki, urządzenia, maszyny, pojazdy, wyrywali podobno nawet kable z ziemi. Śląsk był ogołocony, ale pozostało sporo majątku w prywatnych domach – porcelana, obrazy, meble; to poszło do muzeów. I instrumenty muzyczne. Trzeba było zaopatrzyć powstające w Polsce szkoły muzyczne i sale koncertowe. Niemcy, uciekając pod koniec wojny, nie mogli tego zabrać ze sobą. Na ich miejsce przesiedlono wtedy w tamte okolice ludność rejonu Lwowa, do Gdańska i Torunia pojechało Wilno. To dlatego lwowskie Ossolineum znalazło się we Wrocławiu."
24-03-2019 [21:33] - izabela | Link: Tak ale dla mnie nie to samo
Tak ale dla mnie nie to samo dać poniemiecki fortepian do szkoły muzycznej i dać go komunistycznemu dygnitarzowi , którego rodzina pojmowała komunizm jako dokładne odwrócenie hierarchii . Kradli cudze domy i mieszkania, a nawet jak pisałam zrabowane uprzednio arystokracji dzieła sztuki, które teoretycznie miały służyć ludowi pracującemu miast i wsi jako zbiory Muzeum Narodowego