Paniki wojenne w PRL (1)

W PRL-u  wielokrotnie pojawiały się pogłoski o rychłym wybuchu wojny.

 
           Pierwsza fala pogłosek o zbliżającym się wybuchu trzeciej wojny pojawiła się w marcu 1945 roku. Jej pojawienie się można wiązać z doniesieniami o postanowieniach konferencji w Jałcie. Kultywowanie.  myśli o rychłej wojnie zachodnich sojuszników ze Związkiem Sowieckim niosło ze sobą nadzieję, że decyzje mocarstw w kwestii granic Polski są nieostateczne.
 

           Pogłoski te podsycił dekret z marca 1945 roku o mobilizacji kobiet do pomocniczej służby wojskowej. Po co rejestrować kobiety skoro wojna miałam się skończyć lata dzień.  „Bo jak się skończy wojna z Niemcami to ma być – pisano w liście -  zaraz z Rosją, bo nie mogą się pogodzić tamci Polacy z tymi i jak się wybiją te obie strony to będzie wtedy dobrze, ale tamta zachodnia strona ma większy zbrój i lepszy”.
 

         Kolejna fala pogłosek o wybuchu wojny przetoczyła się w sierpniu i we wrześniu 1945. Wywołało ją doniesienia o zrzuceniu bomb na Hiroszimę i Nagasaki. „Amerykanie dysponują teraz taką bronią — mówiono — przed którą Stalin będzie musiał „się schować”.
 

         Niektórzy nie kryli entuzjazmu. Licealista w liście pisał: „Dzięki odkryciu bomby atomowej — otwiera się dla nas jakaś nadzieja. Szkoda, że nie ma Churchula i Roswelda. Wtedy to wojna prawie mur! Ale i teraz — żyję radością tej przewagi. Kiedy dowiedziałem się o tym wynalazku, odbyłem podróż na rękach. Staram się być dobrej myśli. Może w tunelu i dla nas zapali się światło?” .
 
  
         Następna ogólnopolska miała miejsce po wystąpieniu Winstona Churchilla w Fulton 5 marca 1946 roku. W Warszawie panika zaczęła się 8 marca, w piątek. Warszawiacy rzucili się tłumnie na targowiska wykupywać towary spożywcze, które można magazynować: ziemniaki, mąkę, cukier, sól, słoninę. W pierwszych dniach następnego tygodnia ceny podstawowych artykułów żywnościowych w stolicy wzrosły o 50– 100%. Wykupywano również ubrania, lampy naftowe, naftę, zapałki.
 
 
      „Rano dziennik londyński wręcz alarmujący.  – zapisała Maria Dąbrowska w dzienniku 14 marca 1946 roku -  Kiedy słuchać Londynu, a potem Warszawy (wzgl. Moskwy) to widać jasno, że to nie sojusznicy rozmawiają, ale śmiertelni wrogowie. Atmosfera jest bodaj cięższa niż w czasie Monachium. Ale, o Boże, jak nie chciałoby się przeżywać trzeciej wojny”.
                                                                                                                
 
           Panika rozlała się na inne regiony kraju. Jedni mówili, że wojna zacznie się w ciągu trzech dni, inni, że w ciągu miesiąca. W Krakowie twierdzono, że jej wybuch będzie oznaczać koniec świata, do której to zagłady ma doprowadzić bomba atomowa.  „Mieszkańcy miasta byli przekonani święcie o tym, co szeptana propaganda szerzyła. – napisano w jednej krakowskich gazet -  Konfesjonały w kościołach były oblężone; każdy pragnął uczynić porządek ze swym sumieniem, aby w obliczu wielkiej, grożącej wszystkim katastrofy, w wypadku śmierci stanąć przed Bogiem oczyszczonym”.
                                                   
 
        Kolejny skok napięcia, który nastąpił we wrześniu i październiku 1946 roku, związany był z konferencją ministrów spraw zagranicznych, która odbywała się w Paryżu między lipcem a październikiem. „Ludność województwa — donoszono z Białegostoku— z uwagą śledzi obrady konferencji pokojowej, w społeczeństwie wytwarza się pewien nastrój oczekiwania”.
 
 
           W tym samym czasie w Grecji wybuchło powstanie komunistyczne. A 6 września 1946 roku   amerykański sekretarz stanu James Byrnes powiedział w Stuttgarcie, że wojska amerykańskie pozostaną w Europie. Poruszył także problem granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, którą określił jako tymczasową.
 
 
           Panika ogarnęła całą Polskę. W Łodzi nagabywano żołnierzy: „czy wojna jest nieunikniona?” i „po której stronie stanie Wojsko Polskie?”. „Ogólna psychoza w mieście. Wojna jest nieunikniona”—donoszono z Sosnowca. Tak samo było w Lublinie, gdzie „psychoza wojny osłabionego nerwowo społeczeństwa, mimo całej swej nierealności przyjmuje się. Społeczeństwu podnieconemu wystarczy powiedzieć „wojna” — by uległo panice...”.
 
 
      W województwie lubelskim mówiono, że w Radomiu miał miejsce desant 10 tys. żołnierzy dowodzonych przez gen. Władysława Andersa. W Zagłębiu Dąbrowskim spekulowano, że ZSRS zostanie pokonany przez sojusz amerykańsko-chiński.
 
 
         W całej Polsce wykupywano sól, cukier i mąkę. Trudności z ich zakupem w różnych regionach kraju ludzie tłumaczyli konfiskatami przygotowującej się do wojny Armii Czerwonej.
 
 
           Krążyły opowieści o wznoszeniu przez Armię Czerwoną umocnień, kopaniu okopów, gromadzeniu paliwa, amunicji i sprzętu.
 
 
        W listopadzie 1946 roku  Szczecinem wstrząsnęła wiadomość o rzekomym niszczeniu przepraw na Odrze.
 
 
        Po zwróceniu się prezydenta Trumana do Kongresu o udzielenie pomocy finansowej zagrożonych komunizmem Grecji i Turcji, nastąpił kolejny atak strachu w powojennej Polsce.
 
 
      Przez całą drugą połowę lat czterdziestych utrzymywał się wysoki poziom lęku wśród Polaków, który pod wpływem międzynarodowych wydarzeń błyskawicznie przeobrażał się panikę.
 
 
        Tak właśnie stało się, gdy w czerwcu 1948 roku sowieckie władze okupacyjne zarządziły blokadę zachodnich sektorów Berlina i odcięły dostawy energii elektrycznej. W odpowiedzi Wielka Brytania i Stany Zjednoczone rozpoczęły tworzenie mostu powietrznego. Oliwy do ognia dolewały alarmistyczne w tonie tytuły polskiej prasy i zachodnich audycji radiowych.
 
 
         Ponownie doszło do masowego wykupu żywności w całej Polsce. Panikę potęgowały zarządzenia władz lokalnych o rejestracji poborowych czy konieczności uporządkowania schronów.
 
 
           Nadciągająca wojna i jej ewentualny przebiegł stały się przedmiotem codziennych rozmów.  Przewidywano na przykład masową dezercję żołnierzy Armii Czerwonej stacjonujących we wschodnich Niemczech.
 
 
         Do paniki wojennej dołączył nowy rodzaj trwogi, gdy w lipcu 1948 roku Hilary Minc zapowiedział kolektywizację rolnictwa. Wieś ogarnęła psychoza, która utrzymywała się do śmierci Stalina w marcu 1953 roku. Ten strach wojenny na wsi mieszał się z nadziejami pokładanymi w wojnie, która w przekonaniu  wielu chłopów miała przynieść ocalenie przed kołchozami.
 
 
           Do apogeum paniki doszło we wrześniu 1948 roku, w sklepach w wielu miastach  zabrakło  Podstawowych produktów spożywczych. Na targowiskach znacznie wzrosły ceny owoców i warzyw, zwłaszcza ziemniaków gromadzonych na „czarną godzinę”.
 
 
           Mimo, iż w kolejnych miesiącach nastąpiło uspokojenie nastrojów, to wojenny strach nadal dawał  o sobie znać wybuchami paniki, które przenosiły się z miasta do miasta.
 
 
           W początkach 1949 roku wzrost obaw wywoływała rejestracja mężczyzn do wojska. Ponownie doszło do masowego wykupu towarów, np. w powiecie tucholskim w ciągu pięciu dni mieszkańcy nabyli więcej mydła i proszku do prania niż w całym 1948 roku. W Rawie Mazowieckiej w ciągu jednego dnia wykupiono 240 kg mydła.
 
 
         Niedobory żywności ludzie interpretowali jako efekt jego gromadzenia przez władze na potrzeby wojskowe, co potęgowało irytację i złość ludzi czekających w coraz dłuższych kolejkach. W jednej miejscowości w centralnej Polsce krążyła opinia, że „wojska radzieckie jadą na zachód, a mięso i tłuszcz skupuje się i magazynuje na ich potrzeby”.
 
 
CDN.