17 września 1939 – oczami wroga

Warto czasem spojrzeć na polską historię… oczami śmiertelnego wroga. Rosyjski historyk Władimir Bieszanow niewątpliwie spełnia tę definicję. Polaków najwyraźniej nie znosi, a Związek Sowiecki jest dla niego ważnym punktem odniesienia. Czytam jego „Czerwony Blitzkrieg 1939-1940” wydany przez „Bellonę” w tłumaczeniu Andrzeja Palacza. To rosyjskie spojrzenie na wspólną z Niemcami napaść na Polskę. Historyk z Moskwy przynajmniej jest szczery, nie owija w bawełnę i nie cenzoruje dokumentów źródłowych. Cytuje na przykład relację naocznego świadka odnośnie morderstw na Polakach na Kresach Południowo-Wschodnich. Wybrałem relację dotyczącą Łucka na Wołyniu, a więc ziemi, na której urodził się mój prapradziadek Henryk Feliks Czarnecki (a dokładnie między Łuckiem a Równem). Oto ona (w rozdziale: „Marsz wyzwoleńczy” !!!): „Sowieci zorganizowali w Łucku sąd polowy, podczas którego klecili oskarżenia przygotowania na tyłach Armii Czerwonej ataku na ZSRS. Pod sąd trafili komendant miasta pułkownik Adam Haberling, jego zastępca, policjanci, urzędnicy (…). Na posiedzeniach sądu pierwsze skrzypce grał niejaki Ettinger, student prawa, syn zamożnego handlowca, który przed wojną zajmował się działalnością komunistyczną. Teraz był dowódcą Gwardii Robotniczej miasteczka Łuck i pełnił rolę konsultanta. Wystarczało stwierdzenie Ettingera: to nacjonalistyczna swołocz i już bez żadnych dodatkowych pytań prowadzący posiedzenie politruk dawał jednoznaczny znak oczekującym strzelcom”.

Rosyjski historyk cytuje sowieckie źródła: „27 września w 146. Pułku Strzeleckim po wymianie ognia z grupą polskich żołnierzy i wzięciu ich do niewoli, 15 żołnierzy na rozkaz starszego lejtnanta Bułgakowa i starszego politruka Kołdiurina zostało rozstrzelanych z armaty”(!).

Jest też mowa o epizodzie 3. Pułku Piechoty (przed Kampanią Wrześniową był to pułk Korpusu Ochrony Pogranicza „Głębokie”) dowodzonego przez pułkownika Zdzisława Zajączkowskiego. 20 września 1939 3.PP został ostrzelany przez CKM w pobliżu miejscowości Kołki. Oto polska relacja cytowana przez Bieszanowa: „W decydującej chwili z miasteczka Kołki wyjechał czarny samochód osobowy, na chwilę zatrzymał się obok czołowych oddziałów piechoty i ruszył dalej w naszym kierunku. I podjechał na skraj lasu, zatrzymał się, wysiadły z niego cztery, ubrane po cywilnemu, podejrzane typy. Podeszły z pytaniem Gdzie dowódca? To ja – odpowiedział pułkownik Zajączkowski. Jeden z przybyłych, wyrośnięty dryblas (…) zażądał od dowódcy pułku złożenia broni, grożąc, że inaczej nie przepuszczą nas przez most na rzece Styr. Kim jesteście – zaryczał pułkownik Zajączkowski. Rada gromadzka! Wydawało się, że pułkownika szlag trafia. Jakiś czas zastanawiał się, co chwila powtarzając: Rada gromadzka!, w końcu kazał aresztować osobników i zarekwirować ich samochód”. Dalej pisze Władimir Bieszanow: „Wkrótce Kołki zostały zdobyte szturmem. Wyjaśniło się, że nowa władza zdążyła już wystrzelać tych (polskich – dop. R. Cz.) policjantów, co nie zdążyli uciec. Czterech nieszczęsnych radnych oddano pod sąd polowy i również puszczono w niebyt”.

Doprawdy warto jest czytać to, co piszą nieprzyjaciele. Nie po to, aby przyjmować ich „argumenty” i narrację, lecz po to, żeby słuchać jaką melodię grają i być gotowym na odpowiedź.

A teraz zagadka. O jakim to rządzie mowa? „W bezsensowną, z politycznego punktu widzenia, dwutygodniową podroż po bezpiecznych miejscach ruszyli w pełnym składzie urzędnicy, paraliżując tym samym pracę całej administracji i demoralizując społeczeństwo”. Czyżby to mowa o rządzie Ewy Kopacz? Nie, choć analogie nasuwają się same. To znów ten rosyjski historyk. Tyle, że pisze o rządzie RP we Wrześniu 1939.

Odrzucając tę sowiecko-rosyjską niechęć, trzeba przyznać, że w czasie Kampanii Wrześniowej polscy żołnierze sprawili się znacznie lepiej niż polscy (rządzący) politycy. Choć potem i jedni, i drudzy byli celem eksterminacji ze strony Moskwy.

*tekst ukazał się w "Nowym Państwie" (03.09.2015)