„Miro” Drzewiecki jest jak Lenin- „wiecznie żywy”

Wiadomość o tym, że Mirosław Drzewiecki wystartuje z listy PO w tegorocznych wyborach parlamentarnych zdziwić może kogoś bardzo naiwnego albo zupełnie nie znającego polityki w III RP albo kogoś nagle zdziecinniałego. Polityczne wróbelki ćwierkały zgodnym chórem, że ten założyciel PO i wieloletni skarbnik partii, fundator obiadów i kolacji dla Donalda Tuska przez kilka kadencji senacko-sejmowych obecnego premiera, będzie potraktowany, mimo afery hazardowej, w specjalny sposób. Bo „polityka miłości” PO w praktyce sprowadza się do wielkiego miłosierdzia dla swoich partyjnych grzeszników. Okazuje się zresztą, że w PO, jak u George’a Orwell’a w „Folwarku zwierzęcym”, są równi i równiejsi. Mogę się założyć- chyba niewiele ryzykując- że Zbigniew Chlebowski, eks-szef klubu PO, takiej szansy nie dostanie. Bo on nigdy nie był tak naprawdę człowiekiem z najbliższego otoczenia, nie tyle politycznego, co towarzyskiego liderów PO.
Mimo zimy więc „Miro” Drzewiecki nie zostanie na lodzie. Czyżby dlatego, że jako były skarbnik, człowiek od finansów PO dużo wie, dużo pamięta, a może też ma dużo notatek? Kumple zatem nie zostawiają go w biedzie, choć już taki Zbycho, nie mówiąc o jakimś tam Rosole, na łaskę liczyć nie mogą.
Drzewiecki redivivus! „Miro” z Łodzi jest jak Lenin- „wiecznie żywy”. Wspiera swojego przyjaciela Grzegorz Schetyna (o kumpli trzeba dbać), a Donald Tusk z jakiś powodów, zapewne logicznych i uzasadnionych chce, a raczej musi Drzewieckiego tolerować (mimo, że często ma alergię na ludzi „Scheta”)...