Stare kadry na nowych frontach

   Wielkimi krokami zbliża się sezon ogórkowy, o czym świadczy m. in. fakt, że niemałą część tutejszej społeczności pochłonęła tematyka mistrzostw świata w piłce kopanej. Bo i w polityce dzieje się niewiele ponad to, do czego już zdążyliśmy przywyknąć i o czym już niejednokrotnie przyszło pisać temu czy owemu, w związku z czym taki bądź też inny temat wydaje się już z grubsza przewałkowany tudzież wyeksploatowany, a poszczególne wydarzenia zdają się charakteryzować zadziwiającą powtarzalnością, zahaczając nieraz o irytującą wręcz przewidywalność. Nasze krajowe totalniactwo, dzielnie podążając szlakiem wytyczonym swego czasu przez, kandydujące na stolec burgmeistra naszej stolycy, najnowsze wcielenie Bredzisława Brąka Kompromitowskiego, zwane też ostatnim czasem dość powszechnie Człowiekiem-Wpadką, po staremu ucieka się skarżyć wniebogłosy bliższej i nieco dalszej zagranicy na swój marny los przegrańców wyborczych tudzież lamentować na bezlitosne okowy kaczystowskiego reżymu, w których, wzorem nieodżałowanego Staszka Gawłowskiego, szykują się już niebawem utkwić w nieco bardziej dosłownym sensie kolejni partyjni działacze, działaczek nie pomijając. Z takich czy innych stolic europejskich pohukują gdzieniegdzie na pisowsko-faszystowski rząd, z poduszczenia wyżej wzmiankowanych zaprzańców, także tych moszczących się nadal na unijnych stolcach, w przerwach między wypłakiwaniem się w mankiet usłużnemu państwu „dziennikarstwu” ze stajni Adasia Jąkały, przy czym czynniki odpowiedzialne za wydawanie w przestrzeń publiczną tychże onomatopeicznych fraz, najwyraźniej usiłują przy nadarzającej się okazji upiec własną pieczeń na tym ognisku, urosnąć w oczach własnych obywateli i spróbować ugrać cokolwiek na niwie międzynarodowej poprzez przeczołganie elementów „kulturowo obcych” jewropejskiemu towarzystwu wzajemnej adoracji.
   Kolejna międzynarodowa organizacja, tym razem dla odmiany występująca pod nazwą stowarzyszenia prawników o jak najbardziej pierwszorzędnych korzeniach (za red. Michalkiewiczem) egzaminuje nasz własny, wyłoniony w ponoć demokratycznych (choć to nie do końca pewne) wyborach rząd ze znajomości zapisów zamieszczonych w ramach takoż samo przecież naszej własnej konstytucji. Brakuje jeszcze by w tej sprawie wypowiedzieć się raczył jakowyś jak najbardziej międzynarodowy związek kucharzy kuchni koszernej obrządku bliskowschodniego albo dajmy na to zrzeszenie kominiarzy obu półkul. A jeśli już o obu półkulach mowa, za oceanem tamtejszy Donald usilnie stara się zaprowadzać pokój światowy, tym bardziej umizgując się do kreatorów takiego czy innego reżymu, im bliżej im do złowrogich Chin, a dalej do bliskowschodniego kotła narastającego wokół palącego od bez mała 75 lat wrzodu w postaci, powiązanego niewidzialnymi nićmi ze wspomnianą organizacją (którą to już z kolei?), buforowego państewka, w którym jakimś dziwnym trafem zwykli szukać w ostatnich latach azylu wszelcy nasi krajowi - ci najbardziej spektakularni, a przy tym rzecz jasna odpowiednio ukorzenieni, a nie robiący jedynie za mające odwracać uwagę słupy - aferzyści i winowajcy wszelkiej maści, gdy tymczasem po okresie wybiórczych amnestyj i przedawnień, w drugą stronę zwykły – diametralnie skróconą na tę okazję ścieżką - ubiegać się o „przywrócenie” polsko-aryjskiego obywatelstwa cwaniaczki nieco innego autoramentu, które niekiedy osobiście, a innym razem w osobach swych jakże znakomitych przodków, miały już okazję niezwykle dojmująco zasłużyć się naszej Ojczyźnie w latach nieco wcześniejszych.
   Wszystko to furda, o tym wszystkim powszechnie wiadomo, przynajmniej tym, którzy niekoniecznie przywykli do robienia za głuche i ślepe na to co dzieje się wokół, a do tego nieme, małpki człekokształtne. A i był czas przywyknąć, że na pewne sprawy wpływu nie mamy bo i najwyraźniej mieć nie możemy, więc tyle naszego, co sobie poszczekamy na wzór stróżujących owczarków, aby na samym końcu ktoś przynajmniej w teorii decyzyjny mógł dla spokoju własnego sumienia, tak jak się to dotychczas u nas w kraju odbywało, pozostawić sprawy swojemu biegowi – z taką to oto intencją, że najpewniej ktoś zechce rozwiązać je za nas, niekoniecznie z pożytkiem dla nas samych. Jednak w natłoku tych wszystkich medialno-codziennych bieżączek, przemknęła mi gdzieś informacja o kolejnym straszliwym wstydzie, jaki na europejskich salonach przynieśli nam nasi rodzimi „skrajnie prawicowi” publicyści, wspierani rzecz jasna hojną ręką przez - jako się rzekło - wyłoniony w demokratycznych wyborach rząd (czy nie takim to oto sposobem doszedł w latach 30-tych do władzy Hitler i czy ową zbieżność zdarzeń na pewno można poczytać za przypadek?!), charakteryzujący się rzecz jasna skrajnie rasistowskim skrzywieniem w kierunku usilnych dążeń ku restauracji komór gazowych dla obsłużenia nimi ściśle wyselekcjonowanych grup społeczno-etnicznych. Oto, jak donoszą organy koncernów Axelowo-Ringierowo-Dekanowo-Springerowych wraz ze swoimi portalowymi przybudówkami, dziennikarki najbardziej renomowanej brytyjskiej stacji informacyjnej (mowa o samej B. B. C. – mają Państwo pojęcie?!) wpadły na trop częściowego sfinansowania przez ambasadę polską w Londynie spotkania „skrajnie prawicowych ekstremistów” pod postacią Rafała Ziemkiewicza, Wojciecha Sumlińskiego (obu już wcześniej odpowiednio potraktowanych na Wyspach jako persona non grata), Witolda Gadowskiego oraz Michała Roli, którego w tym przypadku panie dziennikarki potraktowały ponoć ze szczególną atencją. Nie wchodząc w treść paszkwila, nadmienię jedynie, że – jeśli wierzyć naszym polskojęzycznym przekaziorom - całość tego składu osobowego „twórczynie” owego materiału podsumować raczyły frazą mówiącą nam o tym, iż cyt. „Eksperci nie są pewni, czy takie, jak to wydarzenie, w ogóle powinno się odbyć w Wielkiej Brytanii”.
   Nie bardzo wiadomo cóż to mieliby być za eksperci i jakimi przesłankami raczyli się kierować w ferowaniu tych jakże stanowczych sądów. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę zapędy tamtejszej censorshit, grzęznącej ostatnimi czasy po uszy w politpoprawnościowym bagnie, można śmiało za prawdziwą przyjąć ukutą przez wspomnianego Rafała Ziemkiewicza tezę, że coraz bardziej przypomina to wszystko obraz zawarty w tekście wykrzyczanej swego czasu przez Johnny’ego Rottena wersji God Save the Queen, tyle że niejako na odwyrtkę. Jednak o ile tożsamość wspomnianych ekspertów osnuta została mgiełką tajemnicy (wcale bym się nie zdziwił gdyby okazały się być nimi jakoweś tamtejsze „eksperckie” odpowiedniki naszych tutejszych mocno freak’owych „działaczy” rodem z przeróżnych „Lambd”, „Pontonów”, „KPHów” czy innych „Nigdy Więcej”), o tyle z informacji przetworzonych przez wspomniane koncernowe organy możemy dowiedzieć się co nieco o tożsamości wymienionych pań żurnalistek. I tak „Fakt” podaje, że za owym wytworem arcyprofesjonalnego dziennikarstwa kryje się niejaka Nawal Al-Maghafi, o której u wujka Gugla można wyczytać co nieco jako o Yemeni/ British journalist and filmmaker. W sumie nie dziwi nic, a nawet może wydawać się sympatycznym, iż owa pani, niejako w zgodzie z własnymi zapędami tożsamościowymi (rzecz to w końcu zupełnie naturalna), występuje w obronie środowisk muzolsko-imigranckich, podobnież niezwykle brutalnie atakowanych podczas relacjonowanego spotkania wyżej wymienionych publicystów. Jednak dopiero sięgając do niezawodnego łonetu możemy się dowiedzieć, że drugą ze współautorek przedmiotowego tekstu stanowi niejaka Maya Rostowska. Co chyba w pełni zrozumiałe, „Fakt” jakimś kolejnym tajemniczym zbiegiem okoliczności postanowił ów właśnie fakt pozbawiony cudzysłowu zataić, względnie pominąć jako z gruntu nieistotny. Zresztą portal stanowiący w swej istocie węglarczykowe knurowisko, najwyraźniej także dokonał owej demaskacji niejako przez niedopatrzenie, żeby nie powiedzieć z rozpędu, bowiem również ani słowem nie raczył zająknąć się o tym, jakie to konotacje biznesowo-rodzinne posiada na swoim koncie druga z wymienionych „pań redaktorek”.
   A byłoby o czym pisać. Przypomnę jedynie jak to miss Maya zasłynęła w 2011 roku gdy w wieku 25 lat została zatrudniona przez tatusinego kolegę z rządu prowadzonego przez pewnego marnego piłkarzynę jako konsultantka (doradczyni?) do spraw załatwionych z biegłą znajomością języka angielskiego (umiejętność to jako żywo w naszej zapyziałej Ojczyźnie niespotykana, zwłaszcza w przepastnych zasobach ludzkich rzeczonego ministerstwa). Po prostu nasz mały nienawistnik (zlustrujcie sobie Państwo tylko to arystokratycznie wykrzywione oblicze), niespełniony specjalista od dorzynania watah, zwany przez złośliwych Radziem z Apfelbaumów, w przerwie między zamówieniem kolejnej kolejki w trakcie proszonej koszernej kolacyjki na koszt podatników, a wyżaleniem się na własne obowiązki zawodowe polegające m. in. na robieniu laski komu trzeba, postanowił zatrudnić córuchnę imć sztukmistrza z Londynu i posła z Bydgoszczu w jednej osobie, której to latorośli dotychczasowym najbardziej spektakularnym dokonaniem było wówczas podlansowanie się krążącą w necie fotką, na której z wyraźną lubością oraz papieroskiem w wystylizowanej rączce pozuje na tle serii plakatów z hasełkiem pt. „Fuck me like the whore I am”. Później wszystko się skończyło, Radziu popadł w niełaskę zarówno wśród partyjnych pryncypałów, jak i u własnej małżonki-wynalazczyni, a Janowi-Vincentowi skończyły się kuglarskie sztuczki z zajumywaniem „piniendzy” z OFE oraz innych rezerw demograficznych i cały ten bardak zaczął się walić. W międzyczasie panna Maya zdążyła dokończyć swą ścieżkę edukacyjną napoczętą na rozlicznych renomowanych światowych uczelniach (Londyn, Stanford i – uwaga panie ministrze Janie Vincencie – Moskwa, znaczy się: moskiewski ślad - czy to aby panu na pewno nic nie mówi w kontekście chociażby tropów wiodących wprost do Złowrogiego Antoniego, które pan minister ostatnim czasem tak wnikliwie zwykł badać?), jeszcze przed - całkowicie przecież przypadkowym - zatrudnieniem w strukturach MSZ-u, w związku z powyższym ze spokojną głową mogła w tych trudnych i burzliwych czasach podjąć wyzwanie sprawdzenia się - jako jednostka niezaprzeczalnie wybitna - dla odmiany nie w biznesie, a w trudnej branży dziennikarskiej. I efekt oto mamy przed sobą.
   Nie pierwszy to zresztą wykwit pracy popartej nieprzeciętnym intelektem naszej nieocenionej panny ministrówny. Jakiś czas temu docierały również do Polski wypłodzone przez tę samą macierzystą stację (stanowiącą ponoć niegdyś w dawno zamierzchłych czasach - o zgrozo - coś na kształt wzorca dziennikarskiej rzetelności) materiały donoszące światu jak to straszliwie bidnie i zgrzebnie żyje się obecnie Polakom pod kaczystowskim butem. Personalia producentki owych wypustów jakoś nie mogły również i w tych przypadkach stanowić zaskoczenia. Ponoć niedaleko pada jabłko od jabłoni, a kasta szkodników i pasożytów (koniecznie pamiętajmy o zaakcentowaniu miękkiej spółgłoski, co by aby czasem nie wyjść przy tej okazji na paskudnych antysemitników) ma się jak widać zarówno w kraju, jak i za granicą całkiem przyzwoicie, namnażając się w kolejnych pokoleniach w ramach starych resortowych klanów i kultywując ich jakże szlachetne tradycje. Skłonności do nagminnego nepotyzmu zaś, wraz z wszystkimi jego perspektywami, stanowią jeden z motorów napędzających ową kastę do walki o powrót w stare koryta, niekoniecznie z gatunku tych rzecznych. Czego doświadczamy nieodmiennie na co dzień. I doświadczać nadal będziemy. O ile sami, pozostając odporni na tego rodzaju perfidne zakusy, nie odetniemy tego typu zapędów raz na zawsze wraz z ichnimi pierwszorzędnymi korzeniami. Sytuacja nadal wymaga radykalnych działań tak na gruncie kadrowo-personalnym, jak i na podłożu z rodzaju tych bardziej operacyjno-śledczych, tak aby nie było już powrotu „do tego co było”, a na tego rzędu ostateczne rozwiązania jakoś się ostatnimi czasy bynajmniej nie zanosi. A wszelkiej maści resortowe sztukmistrze wraz ze swoją znamienitą progeniturą (czy to będą jakoweś Broniatowskie czy inne Miecugowy, pozostaje naprawdę bez znaczenia) wciąż czekają, bynajmniej nie pozostając biernymi. I usiłując się dopchnąć do naszych gardeł wszelkimi możliwymi sposobami. I czekać będą nadal, do samego końca. Naszego lub ich, innej opcji jakoś nie dostrzegam.

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

27-06-2018 [01:27] - Imć Waszeć | Link:

Spokojnie. Są tacy, którzy wiedzą co robić: https://www.youtube.com/watch?...