Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
"Wybory samorządowe - kłopoty gotowe"
Wysłane przez elig w 28-10-2014 [21:59]
To tytuł artykułu Janusza Korwin-Mikkego z numeru 43/2014 "Najwyższego Czasu!". Podtytuł zaś brzmi: "Gdybym miał o czymś decydować jako szef KNP, to bym wybory samorządowe najchętniej zlikwidował. Bo z nimi to tylko same kłopoty".
Przyznałabym JKM za tę wypowiedź dużo "plusów dodatnich". Za szczerość. Tak jak on myśli bowiem prawie cała Polska. Prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie, którzy chcą zachować swe posady muszą latać po okolicy, chwalić się osiągnięciami i przecinać wstęgi. Inni kandydaci oblepiają różne miejscowości swymi zdjęciami i zakładają profile na Facebooku.
Elektorat ma to generalnie w głębokim poważaniu. W ponad półtoramilionowej Warszawie kandydat PiS na prezydenta stolicy, Jacek Sasin, organizuje spotkania z mieszkańcami różnych dzielnic i przychodzi na nie po kilkadziesiąt osób. Ewaryst Fedorowicz pisze w związku z tym /TUTAJ/:
"Ale bardzo mi się kampania Jacka Sasina podoba, bo on udaje, że kandyduje, a warszawiacy udają, że na niego zagłosują.", a w komentarzach dodaje:
"To PIS chce aby "HGW dalej zajmowała stołek!" - o proszę, tu cytat z Adama Hofmana:
"Hofman zdradza również taktykę PiS na najbliższe wybory samorządowe. Partia odpuszcza walkę o największe miasta, w których od lat rządzą niezależni prezydenci cieszący się dużym poparciem. PiS chce skupić się na wyborach do sejmików wojewódzkich. - W dużych miastach są prezydenci, którzy w tej chwili funkcjonują i bardzo mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek, czy z PiS, czy z PO odebrał np. Dutkiewiczowi Wrocław - mówi Adam Hofman." oraz:
"bo ten kandydat [Sasin] "jest z łapanki i najwolniej uciekał" (niestety, to nie mój greps, ale Pana Darskiego) :-)".
Można oczywiście kpić z Jacka Sasina, ale użycie Google ujawnia, że inni kandydaci nawet tego, co on, nie robią. Profil p. Piotra Guziała, bądź co bądź burmistrza ogromnej dzielnicy Ursynów, na Facebooku zebrał do tej pory zaledwie 4013 "lajków" /profil Sasina - 6453/. Można by przypuszczać, iż na prowincji zainteresowanie listopadowymi wyborami jest większe. Niekoniecznie. Oto, co pisze na ten temat Rafał Ziemkiewicz w swym Subotniku "Jad defetyzmu i szczypta autoreklamy" /TUTAJ/:
"Zamiast patrzeć w sondaże, popatrzcie trochę na Polskę, tę powiatową i gminną. Powtórzę co już pisałem – wszędzie, gdzie jestem, pytam: a kto tu kandyduje z PiS-u? – i wszędzie słyszę identyczną odpowiedź: taki, zaraz, jak on się nazywa, no podobno nawet porządny facet, ale nikt go tu w ogóle nie zna, i jeszcze mu kampanii żadnej nie robią… No pewnie że nie robią – jeszcze by po takiej kampanii wyrósł i zaburzył misternie wyważony wewnątrzpartyjny rozkład sił i interesów.".
Ziemkiewicz krytykuje PiS, ale inne ugrupowania wcale lepsze nie są. Znany bloger Matka Kurka /Piotr Wielgucki/ pyta w swej notce /TUTAJ/ "Gdzie jest kampania samorządowa?" i stwierdza:
"Głupi to ma dobrze, sam siebie o coś spyta i sam sobie w pierwszym zdaniu odpowie – nie ma kampanii. Niech imię moje będzie Głupi i nazwisko Strasznie, ale czy gdzieś się pomyliłem? Uczestniczymy w pierwszej kampanii wyborczej, która nie istnieje. Na trzy tygodnie przed wyborami nie pojawił się ani jeden spot, który stałby się przedmiotem dyskusji. Nie ma jednego hasła wyborczego, które wywołałby polemikę. Niegdysiejsza „morda Ty moja”, nie doczekała się kontynuacji. Nie widać Millera z jabłkami przez zakładami pracy, bimbrownik z Biłgoraja nie przybija apostazji na drzwiach kościoła, autobus „Zrobimy więcej” nie jeździ po Polsce, a pikowana kurtka prezesa skadrowana na tle sadu nie wywołała komentarzy dyktatorów mody.
Może to się jeszcze rozkręci, ale nigdy tak spokojnie nie było i nie podejrzewam, aby się ten stracony czas udało nadrobić i pobić „dziadka z Wehrmachtu”, czy też „zabrać babci dowód”. Dziwne? Jak cholera i chyba bardzo groźne. Użyję trudnego słowa „ukonstytuowało” i dodam „się”. Coś takiego się ukonstytuowało, że nie ma większego sensu robić kampanii. Nikt nikogo już nie przekonuje, bo wszyscy są przekonani, a reszta zostanie w domach. Polska Rzeczypospolita III zaczyna przypominać państwo poza granicami świata, w którym wprowadza się mechanizmy demokratyczne.". I dalej:
"Przyłapałem się na przygnębiającej myśli, że nie jest ważne kto oficjalnie stoi na czele czegokolwiek, ważne, że w głowach obywateli wyryto jeden słuszny przekaz. Kampanie wyborcze tracą sens w warunkach jasnego podziału na tych, którzy mają władzę utrzymać, większość, która ma wszystko w dupie i margines usiłujący się szarpać na dwie strony.".
Rzeczywiście, taka obojętność zaowocuje tym, że prezydentami miast, burmistrzami, wójtami oraz radnymi zostaną w większości ci, co byli nimi do tej pory. Jeśli burmistrz rządził jako tako i miasto się nie zawaliło, to następne cztery lata da się z nim wytrzymać - myślą wyborcy. A kontrkandydatów nikt nie zna i nie wie, czego się po nich spodziewać. Na koniec wisienka na torcie - wczorajsza wiadomość z portalu Wpolityce.pl /TUTAJ/:
"1714 radnych może zdobyć mandat radnego w gminie bez głosowania - poniedziałkowe dane PKW wskazują bowiem, że w tylu okręgach startuje tylko jeden kandydat. Sytuacja może się jednak zmienić - wciąż bowiem rozstrzygane są odwołania w sprawie rejestracji list.".
Komentarze
29-10-2014 [09:27] - Deidara | Link: O kurczę, z tym PiS u mnie
O kurczę, z tym PiS u mnie jest identycznie. Kandydat na prezydenta miasta nieco ponad 100 000 (nie wiem, czy podchodzi to pod duże) i niemal nikt o nim nie słyszał, w całym mieście 3-5 bilboardów z nim zauważyłem. A rządzi powszechnie nielubiany z SLD, o którym wiadomo, że przegra, więc władza do wzięcia. I co? Kandydat z PO się stara (spoty, bilboardy, ulotki, aktywny w mediach przy każdej okazji, zaangażowany w bliskie regionowi kwestie sportowe), a ten z PiSu totalnie olewa sprawę.
I co do tych spotkań wyborczych - no przykro mi, ale tak na chłopski rozum - po co miałbym na nie chodzić? To kandydat ma obowiązek dotrzeć do mnie z informacjami na swój temat, a nie ja do niego. Te spotkania to po troszę już, w dobie internetu, archaizm.
29-10-2014 [14:34] - elig | Link: Te wybory w Internecie też
Te wybory w Internecie też się jakoś nie przebijają. Patrz - mała ilość "lajków" u Sasina i Guziała.