Stupor HGW

Stupor HGW
 
Wedle dość powszechnej w Europie tradycji parlamentarnej marszałkiem seniorem otwierającym obrady izby na pierwszym posiedzeniu po wyborach powinien być najstarszy poseł. No, chyba, że reprezentuje ugrupowanie, które nie podoba się większości. Inna zasada savoir-vivre’u sejmowego głosi, że każdej frakcji w parlamencie, zwłaszcza dużej, przysługuje funkcja wiceprzewodniczącego. No, chyba, że elyty zadecydują inaczej. Co na takie łamanie obyczajów Komisja Wenecka? Co Unia Europejska? Co ONZ? Co Komitet Helsiński? Ci krnąbrni Polacy chyba nigdy nie nauczą się zasad demokracji.
Tym razem wszak sprawa dotyczy Bundestagu. Otóż większość deputowanych zblatowana ponad podziałami pozbawiła obu tych przywilejów przedstawicieli antyimigranckiej AfD, z woli wyborców trzeciej partii w Niemczech. Bo demokracja demokracją, tradycja tradycją, prawo prawem, , a siła woli większości nade wszystko, od lat zresztą.
 
U nas wręcz przeciwnie. Katoni z opozycji totalnej grzmią, że obecna władza powinna szanować prawa mniejszości, bo na tym polega prawdziwa demokracja. A w aż zanadto czytelnym podtekście czai się imperatyw: musi podporządkować się dyktatowi wszelkich mniejszości, od politycznych, po dewiacyjne. Presję na dobrą zmianę od dawna próbują bezskutecznie wywierać ulica i zagranica. Ale metod jest znacznie więcej. Ostatnio na przykład znów powraca koncepcja rozproszonej kontroli zgodności z konstytucją rozmaitych ustaw. Ta wykładnia prawa z grubsza zakłada, że zwykły sąd może kwestionować konstytucyjność każdej ustawy.
Ba, żebyż tylko sąd. Okazuje się, że rozhisteryzowana pani Gronkiewicz Walc także, gdyż wyręczając uzurpatorski Trybunał Konstytucyjny autorytatywnie zawyrokowała, że ustawa reprywatyzacyjna jest nielegalna. I dlatego owa dama(?) zamierza stawiać zaciekły opór prawu i władzom centralnym póki żyje. Opuszczona przez przyjaciół z PO desperacko broni swego władztwa nad stolicą. Ostatnio walczy o Plac Piłsudskiego, który minister infrastruktury wyłączył spod jurysdykcji ratusza. Podobno jej bystrzaki znaleźli aż cztery sposoby na obronę placu przed polskim państwem.
 
Ciekawe czy rozważali też wersję katalońską? Po prostu Rada Warszawy przegłosuje uchwałę o niepodległości miasta. Po secesji księstwo(królestwo? Cesarstwo?) warszawskie zwróci się o uznanie do Unii Europejskiej i ONZ. Wprawdzie niezawisłości Katalonii nikt dotychczas nie poparł, ale istnieją precedensy, że wspomnę Kosowo, Tajwan czy Pakistan. W najgorszym przypadku cesarzowa Hanna Pierwsza może liczyć na depesze gratulacyjne od kilku Napoleonów spod Pruszkowa.
 
Puszczam wodze fantazji. W następnym kroku autonomię w ramach księstwa ogłosi Ursynów. Żoliborz wystąpi do prezydenta Trumpa o uznanie tej dzielnicy wraz z Bielanami za zamorskie terytorium USA. I powstaną nadwiślańskie Hawaje. Aloha! Włochy, wiadomo, przylgną do Italii jako jeszcze jedna, obok Sycylii i Sardynii, wyspa, tyle, że śródlądowa. Nie wiem natomiast czy Praga zechce zawiązać unię z Czechami…
Ja zaś przez analogię do rozproszonej oceny konstytucyjności zastanawiam się nad wykorzystaniem diagnozy rozproszonej w psychiatrii. Mógłbym bowiem wówczas zgodnie z prawidłami rozproszenia oceniać bez zażenowania stan zdrowia psychicznego bliźnich. Jeśli jednak ktoś pomyśli, że czynię aluzje do kondycji HGW, to śpieszę wyjaśnić, że do psychiatrycznej oceny pani prezydent nie jest potrzebna żadna diagnoza. Wystarczy na nią popatrzeć i posłuchać jej słowotoku. Przypadłość Hanny Pierwszej(Wielkiej?) rozwija się w triadę: upór, opór i wkrótce stupor.
 
Sekator
 
PS.
 
- Snując pomysły na rozparcelowanie Warszawy, zapomniałeś o Dolince Szwajcarskiej - wytyka mi niedopatrzenie mój komputer.
- Och - macham ręką. - Jest jeszcze Saska Kępa, Trójkąt Bermudzki na Pradze, że o enklawach azjatyckich nie wspomnę.