Kołcz patriotyczny, dwuręczny

Miałem kiedyś znajomego, statecznego i starszego człowieka, który już dziś niestety nie żyje. Pan ów był protestantem i niemiłosiernie szydził zawsze z Kościoła Katolickiego, choć miał wielu przyjaciół księży. Nie umiem dziś ich ocenić, bo znałem go dość dawno przed ujawnieniem się kapłanów medialnych. Być może ci jego znajomi właśnie do nich by należeli? Nie mam pojęcia, trudno to dziś ocenić. Miał ów człowiek kilka osobliwych zwyczajów, przyjmował na przykład księdza po kolędzie, a kiedy modlił się wraz z nim przy zapalonych świecach, odmawiał luterską wersję Ojcze Nasz i za każdym razem udawało mu się zaambarasować biednego księżula. Tak to przynajmniej potem przedstawiał w opowieściach. Jak było naprawdę nie wiem. Największe szyderstwa zawsze kierował pod adresem młodzieży związanej z Kościołem. Mówił na przykład, że wydawano kiedyś tygodnik młodzieży katolickiej pod tytułem „Oburącz”. Nie była to rzecz jasna prawda, ale szyderstwo było dobrze wymierzone, okrutne i głębokie. Ja sobie o tym wszystkim przypomniałem niedawno przy okazji ujawnienia asystentów ministra Sienkiewicza. Kiedy ich tylko zobaczyłem, a obok nich tę niesłychanie szlachetną, wręcz natchnioną twarz pana ministra od razu pomyślałem o tamtym szyderstwie i przyszło mi do głowy, że ci chłopcy to kołcze patriotyczni dwuręczni. Sami ich sobie zresztą obejrzyjcie.

Nie o nich jednak chciałem dziś pisać. Myśl o tygodniku zatytułowanym „Oburącz” nie opuściła mnie, ale z jakichś dziwnych przyczyn tkwiła w mej głowie dalej i tkwi tam nadal, a to za sprawą innego tygodnika, znanego wam wszystkim medium pod tytułem „Sieci”. Kiedy zadzwonił Toyah z informacją, że oni tam wydrukowali swoje opowiadania kryminalne od razu przyszedł mi do głowy ten tytuł - „Oburącz”. I powiem Wam, że kiedy już sobie kupiłem ten numer tytuł ten pasował do tygodnika braci Karnowskich jeszcze lepiej niż wtedy kiedy sobie związek pomiędzy nim a periodykiem jedynie wyobrażałem.

Jest takie słowo, za eksploatację którego powinni karać ciężkim więzieniem. To słowo brzmi „swada”. Jeśli ktoś chce się posługiwać swadą jako narzędziem prezentacji, albo narzędziem literackim musi się najpierw dobrze zastanowić jakich jeszcze innych, pomocniczych narzędzi, przyjdzie mu użyć. Najlepiej zaś by ze swady w ogóle zrezygnował. Tak się jednak składa, że ludzie prędzej zrezygnują z oglądania programu „Familiada” lub z kupowania „Gazety Polskiej” niż z posługiwania się swadą. Swada bowiem wrosła w serca i mózgi głębiej niż przemożne pragnienie popisywania się rzeczywistym lub rzekomym znawstwem głębiej nawet niż pragnienie pokazywania tatuaży na brzuchu po szóstym piwie. Swada jest nie do zwalczenia po prostu. I to widać w każdym z wydrukowanym w tygodniku „Sieci” opowiadaniu.

Zanim omówię niektóre z nich, albo choćby tylko fragmenty, poświęcę słów kilka tekstowi, który nie jest opowiadaniem, a jedynie czymś w rodzaju felietonu. Napisał ów tekst Łukasz Warzecha i dotyczy on jego pobytu na wsi czyli w Kazimierzu nad Wisłą. Warzecha opisuje swoje kazimierskie przygody ze swadą właśnie. Nie mogę się tylko zorientować czego owa swada tak naprawdę ma dotyczyć, bo najpierw tekst mówi o nadgorliwym policjancie, potem o restauratorze, który ma w lokalu ciągłe kontrole ze skarbówki, a wreszcie na końcu przechodzi Warzecha do omówienia jakiejś książki o Janie Kochanowskim, którą kupił sobie w Czarnolesie położonym po drugiej stronie Wisły. Nie wiem o co chodzi? Może o to, że temu Kochanowskiemu nie podobało się, że szlachta robi interesy zamiast ginąć na wojnie i dowiązał go w ten sprytny sposób z właściwą sobie swadą do szykanowanego restauratora? Trudno doprawdy dociec.

Efektem pobytu Warzechy w Kazimierzu jest, prócz wspomnianego tekstu, także opowiadanie pod tytułem „Noc w Kazimierzu”, które streścił wczoraj Toyah. Jest ono jednym z bardziej udanych opowiadań w opublikowanym zbiorku, jeśli wziąć pod uwagę dzieła Witolda Gadowskiego, Ryszarda Makowskiego czy Piotra Zaremby.

Gadowski, który nie może się powstrzymać przed nieustannym mówieniem o sobie napisał opowiadanie o tym jak to uratował kobietę podtruwaną przez męża cezem 137 zamurowanym przy lustrze w łazience. Jest do tego nawet dołączony obrazek, na którym widać siedzącą na sofie, w zamyślę autora, piękną kobietę, stojącego przed nią, odwróconego tyłem postawnego mężczyznę, czyli Gadowskiego, który w tym opowiadaniu nazywa się Brenner. Widać na tym obrazku także głowę niedoszłego zabójcy, byłego męża tej pani, który postanowił otruć ją tym cezem. Jest to, w zamyśle autora rzecz jasna, głowa człowieka sfrustrowanego i pełnego kompleksów. Szczupła twarz, długi nos, taki bardziej naukowiec, fizyk czy chemik, specjalista od cezów i innych pierwiastków. Gadowski, żeby nadać swojemu opowiadaniu sznyt i jakość wystąpił jako narrator i główny bohater, który o Gadowskim prawdziwym, dziennikarzu z Krakowa, opowiada z nieukrywaną niechęcią. I to jest proszę państwa prawdziwe mistrzostwo. Lepiej byłby tylko wtedy gdyby Gadowski obsadził siebie w roli cezu 137 zamurowanego przy lustrze w łazience. No, ale może i do tego dojdziemy.

Najciekawiej jest jednak przy omawianiu motywów niedoszłego zabójstwa cezem. Oto Gadowski uważa, że człowiek, który jest w separacji z żoną i podzielił z nią mieszkanie w centrum Krakowa - mieszkanie, które ma 250 metrów - na dwie równe połówki, ma taką chęć by tę żonę zamordować cezem i zagarnąć jej część mieszkania. Potem zaś chce tam sprowadzić swoją nową dziewczynę. To wiele mówi o aspiracjach Witolda Gadowskiego dotyczących metrażu i w sumie jest dość ciekawe.

Bohater zaś opowiadania Zaremby nazywa się Tomasz Jeleń. Chodzi rzecz jasna o Tomasza Lisa, który jest dla Zaremby nieustanną przyczyną frustracji. Popatrzmy jednak na to zdanie, bo Lis lisem, Jeleń jeleniem, a miłość, panie dzieju, miłością. Uwaga!

Nigdy jej nawet nie dotknął. Wystarczyło, że podziwiała jego twarz jakby wykutą w marmurze, chociaż dawno skończył pięćdziesiątkę.

Prawda? Ma się ten zryw. Nie na darmo zorganizowali Zarembie benefis. Na którą to rocznicę? Czy nie na pięćdziesiątą czasem?

I dalej”

Makijażystka, czarniawa i zgrabna, nachylała się nad Jeleniem. Teraz jeszcze przyjemniej będzie dywagować sobie z dyrektorem. A tamtemu jeszcze trudniej pouczać Jelenia. Dziewczyna miała bardzo kusą bluzeczkę. Opalone plecy spod niej wystające dodatkowo ośmieszały suche, nerwowe frazy więziennego funkcjonariusza.

To jest proszę Państwa absolutny majstersztyk, pochylmy głowy. Mamy oto opalone plecy makijażystki, które wystają spod bluzki i ośmieszają tym samym frazy! Nie byle jakie frazy! Chodzi o frazy dyrektora więzienia! I one są w dodatku suche! Frazy rzecz jasna nie plecy, które są całkiem w porządku.

Lećcie prędko do kiosku, bo za chwilę może się okazać, że nakład już wykupiony.

W tekście chodzi o to, że Lis-Jeleń rozmawia z wielokrotnym mordercą, który zdradza na wizji swoje motywy. Otóż on zabijał ludzi bo byli życzliwi i chcieli pomagać innym, taki z niego psychopata. I Lis-Jeleń, którego myśli mamy podanej jak na talerzu, albo wręcz jak na opalonych plecach makijażystki, się w skrytości ducha z tym facetem zgadza.

Mamy więc wywiad na wizji. Morderca i sławny Jeleń. No i tak to Zaremba zaaranżował, że to przez tę telewizję ludzie dostają szału i mordują innych. W finałowej scenie ten morderca zabija Jelenia, a tamten robi jeszcze kupę w spodnie, przed śmiercią. Normalnie tak jest napisane: popuścił w spodnie. Potem zaś ta makijażystka idzie do miasta, gdzie widzi kobiety kwestujące na jakiś dom dziecka i nie może im dać pieniędzy bo ma same karty kredytowe. Może by nawet dała, ale jak dać, kiedy w portfelu sam plastik. I nagle widzi jak jakiś facet z siekierą zaczyna rozwalać głowy tych kobiet! Trach, trach, jedna po drugiej i już wie nasza makijażystka, że to przez nią i przez tego martwego Jelenia on się tak zachowuje, bo ta wstrętna telewizja deprawuje ludzi i niszczy w nich miłość, światło wewnętrzne i empatię. Zostają tylko te plecy wystające spod bluzki. Na koniec mamy zaś takie zdanie:

Tania stała, jakby przyrosła do posadzki.

Nic nie zmyślam, tak tam jest napisane. I teraz pomyślcie, jak fantastycznie by świat wyglądał, gdyby to Warzecha Gadowski i Zaremba pracowali z telewizji, a Lis, Olejnik i Durczok pisali o nich opowiadania w tygodniku młodych, dzielnych i dynamicznych demokratów? Czy one by się czymś różniły? Sam nie wiem.

Teraz porozmawiajmy poważnie. No może nie całkiem poważnie, ale poważniej. Ja rozumiem, że chodzi o rozrywkę, że trzeba czytelnika czymś zająć i zabawić, ale panowie odwracacie wszystko do góry nogami. Rozrywka to poważna rzecz i ona przynosi ludziom znającym się na jej produkcji milionowe dochody. Wy zaś z czym wyskakujecie? Gdowski ze swoimi marzeniami o większym mieszkaniu? Zaremba z poczuciem niespełnienia zawodowego w wieku laty pięćdziesięciu? A Warzecha z marzeniami o udziale w teleturnieju „Skojarzenia”? Tu nawet nie ma miejsca na porządne szyderstwo. Musicie sobie zapamiętać jedno – oburącz. Książki, opowiadania, listy i felietony piszemy oburącz. Choć głowa przecież jest tylko jedna.

Jeśli ktoś poczuł po przeczytaniu powyższego przemożną ochotę zakupienia naszych książek, zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do księgarni www.multibook.pl. Do księgarni http://www.ksiazkiprzyherbacie... do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie i do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

24-07-2013 [09:54] - NASZ_HENRY | Link:

to odbicie niespłaconych kredytów ;-)

Obrazek użytkownika Coryllus

24-07-2013 [10:06] - Coryllus | Link:

Pewnie tak...

Obrazek użytkownika mostol

24-07-2013 [11:29] - mostol | Link:

do baśni pisanych przez pisarza Maciejewskiego, tam znajdziesz nieprzebrane złoża do oburęcznego cytowania i oburęcznego ubawu. Gwarantuję!

Obrazek użytkownika Coryllus

24-07-2013 [12:10] - Coryllus | Link:

Dzięki za reklamę...

Obrazek użytkownika fritz

24-07-2013 [12:38] - fritz | Link:

Dobre, ze przynajmniej reklame w Sieci robi.

Sieci jak widac zaczyna byc coraz wazniejsze, skoro taka wscieklosc polakofobow budzi.
Co tez swietnym znakiem jest.

Obrazek użytkownika Coryllus

24-07-2013 [12:49] - Coryllus | Link:

Oczywiście, to właśnie to - Sieci zaczyna być naprawdę ważne.

Obrazek użytkownika Magdalena

24-07-2013 [17:24] - Magdalena | Link:

"Pan ów był protestantem i niemiłosiernie szydził zawsze z Kościoła Katolickiego, choć miał wielu przyjaciół księży."

"kiedy modlił się wraz z nim przy zapalonych świecach, odmawiał luterską wersję Ojcze Nasz i za każdym razem udawało mu się zaambarasować biednego księżula." Hm ... ciekawe czym.

Taki leming protoplasta. Uważający wszystkich za głupków. To stąd się wzięła ta rasa. Kto by pomyslał. Dziękuję, to cenne.

Obrazek użytkownika Freiherr

24-07-2013 [19:04] - Freiherr | Link:

Przeleciałem (bo na nic innego nie zasługują) przez teksty kryminalne w ostatnim numerze "Sieci". Słabiutkie one, oj słabiutkie. Czasem lepiej jest milczeć. Ale gdy czytam niektóre teksty Autora bloga to, z całym szacunkiem, mam podobne odczucia. Przyganiał kocioł garnkowi. Ale pisać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej.

Obrazek użytkownika Coryllus

24-07-2013 [22:37] - Coryllus | Link:

A o które konkretnie teksty panu chodzi?