Żelazna Dama, żelazna wiara

Paweł Chojecki napisał, że paradoksem jest podziw katolików dla lady Margaret, połączony z pogardą dla protestantyzmu. Jest to oczywiście chwyt erystyczny, opierający się na uogólnieniu i przeniesieniu. Na pewno są wśród nas tacy, którzy podziwiając Thatcher, gardzą Lutrem i Kalwinem, jednak trudno taką postawę uznać za wynik przemyślanej analizy. Zwykle przecież podziwiamy ludzi mocnych i konsekwentnych, gardzimy zaś niezdecydowanymi słabeuszami. Podobnie jak respekt budzą w nas idee, które odniosły sukces, zaś wzgardę te, które poniosły porażkę. Życie jest jednak bardziej złożone i z zasady nic na tym padole nie udaje się w pełni, jak też nic nie przegrywa w 100 procentach.

Analizując własne emocje względem protestantyzmu muszę przyznać, że podziwiam go za stosunek do pracy i podmiotowości jednostki. Trudno mi jednak pochwalać jego faktyczne odejście od nauki Chrystusa i spowodowaną tym odejściem porażkę, przynajmniej w Europie. Jeśli pozwolić sobie na pewien poziom uogólnienia, to wśród wyznań chrześcijańskich protestantyzm stoi w opozycji do prawosławia, a pomiędzy nimi jest katolicyzm -- stoi on w swego rodzaju punkcie równowagi między protestanckim indywidualizmem a wschodnim kolektywizmem. Pewnie właśnie dzięki tej równowadze odniósł największy sukces na przestrzeni dziejów.

Jeśli protestantyzm coś zatracił w swej antropologii, to zrozumienie dla uwarunkowania jednostki w społeczności. W efekcie społeczeństwa (niegdyś) protestanckie uległy atomizacji na skutek odrzucenia uznania pracy na rzecz zbiorowości jako głównego celu rozwoju ludzkiej indywidualności oraz zamykania oczu na to, że indywidualność ta nie może kształtować się i rozwijać w oderwaniu, w zaprzeczeniu kultury wytwarzanej przez zbiorowość w przestrzeni i w czasie. Czego skutkiem jest egoizm, egocentryzm i zerwanie ciągłości kulturowej (czysto deklaratywne oczywiście, bo nawet najbardziej zatwardziały postępak nie jest w stanie tego uczynić, tak samo, jak baron Muenchhausen nie mógł wyciągnąć się za włosy z bagna -- stąd dysonans poznawczy prowadzący do degeneracji osobowości).

Z kolei prawosławni poszli w drugim kierunku i postanowili podporządkować indywidualizm jednostki potrzebom zbiorowości -- czego efektem jest przejęcie Kościoła i władztwa dusz przez państwo. W katolicyzmie wojna o to toczyła się przez dwa tysiąclecia (i wciąż się toczy), ale dzięki bardziej wyważonemu podejściu nie zakończyła się jednoznacznym rozstrzygnięciem. Dzięki czemu ta fundamentalna sprzeczność wytwarza napięcie dające społecznościom katolickim energię rozwojową i odporność na popadanie w zgubne skrajności.

Margaret Thatcher była protestantką w starym stylu, ale choć jej motywacje religijne w istocie nie odbiegały wiele od tego, co prezentował Morus wieki wcześniej, jej podejście do spraw państwa było na wskroś nowoczesne i pragmatyczne. Dzięki temu odniosła tak wielki sukces -- ale i przez to wreszcie przegrała w wymiarze osobistym. Ciśnienie wytwarzane przez lewackie trendy przekraczało bowiem, i przekracza, wytrzymałość jednostki, nawet najwybitniejszej. Czy los naszego Benedykta nie wykazuje tu pewnych analogii? Jeśli powinniśmy coś w podejściu lady Margaret do polityki docenić, to szczerość, prostolinijność i jasną świadomość celu. Taki sam był Reagan i podobnie zwyciężył. Nade wszystko zaś powinniśmy podziwiać w niej odporność na pokusy władzy. A odporność tę zawdzięcza wychowaniu opartemu na głębokiej wierze. Wiara stanowiła fundament jej osobowości i choć była to wiara daleka od pustej dewocji, to stanowiła nieodłączną (choć nie prezentowaną nachalnie) motywację politycznych posunięć pani premier.

Margaret Thatcher była niewątpliwie największym premierem Wlk. Brytanii w XX wieku i jednym z największych angielskich polityków w historii. I niech nikt nie wysuwa przed nią Churchilla. Jej pech polegał na tym, że przyszło jej rządzić w okresie skrajnego osłabienia państwa, które z przyzwyczajenia wciąż nazywamy Imperium, a które jest dziś najwyżej jego cieniem. I w okresie schyłku Europy, jaką znaliśmy od Średniowiecza. Chociaż głównym celem jej polityki była pomyślność Wlk. Brytanii, to i dla nas Polaków uczyniła niemało jako członek wielkiej trójki, która zatrzymała Sowiety. Również pod tym względem odróżniała się od innych brytyjskich premierów ostatnich stuleci. Rozumiała bowiem, że w najogólniejszym wymiarze pomyślność jej narodu zależy od tego, czy w Europie zwycięży duch chrześcijański, czy lewacki antyhumanizm.

Czy Margaret Thatcher odniosła trwały sukces? To pokaże przyszłość, nad Europą wciąż wiszą czarne chmury przerażających doktryn. Można jednak mieć nadzieję, że jeśli dobry Bóg obdarzy nas od czasu do czasu kolejnymi przywódcami tej miary, to nasza cywilizacja jeszcze długo zdoła obronić się przed upadkiem i wciąż będzie wiele znaczyć dla rozwoju ludzkości.



Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika gregoz68

17-04-2013 [17:23] - gregoz68 | Link:

Ktoś tu [albo na salonie48] przyrównał tę panią do Cromwella. Nie mnie snuć takie porównania. To nie nasza sprawa. Na szczęćie większość polaków zamieszkujących wyspy nie ma bladego pojęcia o takich rzeczach. Może tylko 'Kuba' przyjdzie im na myśl. Takie zdrobnienie od Jakuba.
Nie mamy elementarnej wiedzy o własnej przeszłości. Może poza [zafałszowaną] bitwą z zakonem. Choć nawet tu jeden stwierdził, że odbyła się pod Krakowem.
Te kilka słów piszę jednemu Panu.

I jeszcze jedno. Proszę nie komentować tego wpisu.

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

17-04-2013 [18:26] - Paweł Chojecki | Link:

Doceniam, że przyjął Pan zaproszenie do dyskusji, którym było pierwsze zdanie mojego tekstu "CHRZEŚCIJANKA POLITYK". Postaram się szerzej odnieść do problemu niż tylko krótkim komentarzem.

Co lady Małgorzaty się zgadzamy.

Pozdrawiam,
Paweł Chojecki

Obrazek użytkownika tipsi

17-04-2013 [18:55] - tipsi | Link:

miał to być jedynie komentarz, ale niespełna 2500 znaków to za mało :)

Obrazek użytkownika pst

17-04-2013 [21:14] - pst | Link:

"Margaret Thatcher była protestantką w starym stylu, ale choć jej motywacje religijne w istocie nie odbiegały wiele od tego, co prezentował Morus wieki wcześniej"
Naprawdę uważa Pan, że Tomasza More, który oddał życie za wiarę katolicką, postulującego w swej "Utopii"zniesienie pieniędzy, egzekwowanie przez urzędników takiego samego ubioru mieszkańców tej wyspy itp. tak wiele łączy z Margaret Thatcher?

Obrazek użytkownika tipsi

18-04-2013 [11:21] - tipsi | Link:

każda analogia traci sens, gdy ją traktować jako utożsamienie. Chodziło mi tylko o źródła motywacji politycznej i determinacji w działaniu. Morus był platonizującym utopistą, zgoda. Ale takie wówczas były mody intelektualne i nie o tym akurat aspekcie jego życia pisałem. Thatcher też miała swoje wady, jak każdy. Nie potrafiła na przykład należycie docenić znaczenia umacniania pozycji lidera wśród własnych ludzi. Gardziła propagandą jako narzędziem sterowania nastrojami społecznymi. I nie potrafiła zabezpieczyć się przed polityczną zdradą. A to w jakiejś mierze podważa kompetencje polityka.

Obrazek użytkownika Paweł Chojecki

24-04-2013 [16:15] - Paweł Chojecki | Link:

Obiecana polemika - "KATOLICYZM KONTRA PROTESTANTYZM".

Pozdrawiam,
Paweł Chojecki