Jak minister Szumilas 2-latki do przedszkoli wysyłała

1. Na poprzednim posiedzeniu Sejmu, minister Szumilas przedstawiała informację rządu o przygotowaniu szkół do przyjęcia dzieci 6-letnich, co ma nastąpić obligatoryjne od roku 2014.
Mimo tego, że termin pójścia dzieci 6-letnich do szkół przesunięto o 3 lata (z 2011 roku właśnie na 2014), na skutek masowych protestów rodziców i samorządów, które nie były w stanie przygotować do czasu odpowiednio budynków szkolnych, okazuje się i teraz, że ze względu na brak środków finansowych, sytuacja nie uległa zdecydowanej poprawie.
Minister Szumilas na sali sejmowej prezentowała wprawdzie w tej sprawie urzędniczy optymizm ale rzeczywistość skrzeczy.
Samorządy prowadzące szkoły, corocznie dokładają około 4 mld zł do bieżącego utrzymania szkół (bez wydatków inwestycyjnych) i bez dodatkowego wsparcia finansowego rządu nie są w stanie, dostosować szkół do potrzeb tak małych dzieci.
Co więcej coraz częściej w związku z likwidacją coraz większej ilości placówek szkolnych (w ostatnich latach samorządy likwidują około 2 tysięcy szkół rocznie), w pozostałych szkołach, dochodzi do zagęszczenia uczniów.
Sam znam takie gminy, gdzie w jednym budynku mieści się zarówno gimnazjum, szkoła podstawowa i jedyne w tej gminie przedszkole, które wprawdzie są organizacyjnie oddzielone od siebie ale fizycznie dzieci od 3 lat do 16 lat, spotykają się w jednym budynku i na tych samych korytarzach.
2. Coraz częściej mimo tego, że termin ustawowy pójścia 6-latków do szkół został przeniesiony na 2014 rok, samorządy wręcz przymuszają rodziców do ich posyłania do szkół, nie organizując tzw. zerówek w przedszkolach.
W ten sposób pieką dwie pieczenie przy jednym ogniu. Wypychając zerówki z przedszkoli do szkół, uzyskują dodatkowe miejsca w przedszkolach dla dzieci młodszych (a miejsc w przedszkolach brakuje wręcz dramatycznie), z drugiej strony uzyskują na te dzieci subwencję (wprawdzie okrojoną ale jednak), podczas gdy w przedszkolach finansują wszystko z dochodów własnych.
I robią tak nie tylko biedne gminy wiejskie ale nawet te wielkie i bogate jak miasto stołeczne Warszawa. Tutaj od 2 lat nie ma zerówek w przedszkolach i w związku z tym wszystkie dzieci 6-letnie zostały już wepchnięte do szkół.
3. Jedyne rozsądne rozwiązanie jakie się w tej sytuacji nasuwa, to wprowadzenie subwencji oświatowej także na dzieci przedszkolne. Wtedy samorządy byłyby zainteresowane także tworzeniem miejsc w przedszkolach i zakończyłoby się sztuczne przesuwanie dzieci z palcówek przedszkolnych do szkolnych.
Ale takie rozwiązanie kosztowałoby dodatkowo 2,5 mld zł rocznie i mimo tego, że rząd Tuska parokrotnie już zapowiadał wprowadzenie subwencji oświatowej w przedszkolach, nie jest skory aby się z tych deklaracji wywiązać.
Ba kolejne zmiany w ustawach, które miały obniżyć opłaty rodziców za opiekę przedszkolną, doprowadziły do tego, że te opłaty wyraźnie wzrosły i nic nie wskazuje na to aby w najbliższym czasie mogło być inaczej.
4. Na tym tle zapowiedzianą przez ministerstwo edukacji zmianę w ustawie o systemie oświaty pozwalającą na posyłanie 2-letnich dzieci do przedszkoli, należy uznać za pomysł wręcz kuriozalny.
Takie rozwiązanie, z inicjatywy resortu edukacji, ma być w najbliższym czasie przyjęte przez rząd, bowiem pani minister Szumilas wymyśliła sobie, że w ten sposób przybędzie miejsc w żłobkach dla jeszcze młodszych dzieci (a tych miejsc brakuje jeszcze bardziej dramatycznie niż tych przedszkolnych).
Premier Tusk ogłosił rok 2013 rokiem rodziny i ministrowie jego rządu szukają sposobów jak tu pomóc rodzinom, bez wydawania dodatkowych pieniędzy.
Wymyślają więc coraz bardziej absurdalne sposoby, a minister Szumilas ze swoim pomysłem posyłania 2-latków do przedszkoli, zasłużyła chyba na nagrodę największego głupstwa roku.
No ale skoro premier Tusk może ogłaszać różne absurdalne pomysły, których nie jest w stanie zrealizować (jak ten z ogłoszeniem w 2008 roku wprowadzenia Polski do strefy euro już w roku 2011), to dlaczego nie mogą robić tego ministrowie jego rządu?