Gdzie jest przeciwnik?

Jedną z przyczyn zwycięstwa bolszewików w rewolucji rosyjskiej było to, że dowodzący wojskami białych – generałowie Denikin, Kołczak czy Wrangel nie potrafili skoordynować swoich działań tudzież, nie potrafiąc zrezygnować z ideału odbudowania imperium rosyjskiego a.d. 1914, zyskać sobie poparcia i współpracy wojsk polskich, rumuńskich czy fińskich. Może przyczyną były jakieś zaszłości między generałami? Rywalizacja o dziewczyny w czasach kadeckich? Inne koncepcje realizowane na manewrach? Może rzecz była jakaś bardziej na czasie. Denikin operujący na Ukrainie był bardziej rygorystyczny, czy nawet terrorystyczny wobec miejscowej ludności, a Kołczak na Syberii z kolei chciał ludność miejscową przekonywać do siebie rygorem pośród swoich oddziałów? I spierając się o taktykę, jeden drugiemu chcąc udowodnić swoją wyższość, robili wszystko aby pomysł drugiego się podłożył? Tylko gdzie w tym wszystkim był przeciwnik i wróg? A poza tym jak można się spierać o taktykę wobec ludności, gdy jeden operuje na terenie gęsto zaludnionym i równocześnie wrogim, a drugi na terenie mało zaludnionym o ludności raczej sprzyjającej?

My też obecnie mamy takie dwa duże zgrupowania. Jedno, niech będzie nazwane, grupą Denikina, a drugie Kołczaka. Każde z wieloma pododdziałami, których dowódcy różne mieli motywacje do przystąpienia pod dowództwem konkretnego generała. Pomiędzy nimi też jeszcze setki wolnych elektronów, raz to do Denikina się przychylających i do jego metody, a raz do Kołczaka. Tylko najważniejszym jest aby cały czas pamiętać, że linia frontu nie przebiega między Kołczakiem a Denikinem. Jest jeden front przeciwko jednemu bolszewickiemu wrogowi. Jest po prostu jeden wróg. On może być w różnych miejscach, różnie maskowany, ale nic to nie zmienia, że jest jeden. I to w niego trzeba bić.

Nie powinno być naszym więc sporem, czy wróg padnie od zmasowanego uderzenia masą piechoty, czy od perfekcyjnie przeprowadzonego uderzenia kawaleryjskiego. Najważniejsze jest żeby padł. Nie powinno się doradzać, jeżeli się operuje na Ukrainie, jak powinno się operować na Syberii i w odwrotną stronę, bo to są dwa całkowicie inne teatry wojny, inne warunki miejscowe i to co jest dobre w jednym miejscu może być katastrofą w drugim. Zwłaszcza, że wróg jest jeden.

My jednak na prawicy uwielbiamy dyskusję „o skutecznym rad sposobie”, tylko to są dyskusje dobre jak się jest w domu i przed wojną, a w czas poza domem i już na wojnie to trzeba myśleć o skutecznym rad stosowaniu. Dojdzie do tego jeszcze nasze przekonanie o własnosłuszności tylko swoich rad i sposobów i miast szukać wroga zadaniem staje się narzucenie własnosłuszności innym. Gdyby jeszcze tę własnosłuszność próbować jakoś bronić – a gdzie tam, własnosłuszność narzuca się poprzez obalenie przeciwnych poglądów, bo te poglądy są właśnie złe, bo niezgodne z naszymi. Z tej sytuacji w radości są tylko bolszewicy.

Szanowny FYM nie jest autorem tezy o maskirówce i dwóch miejsc. Tezę tą po raz pierwszy skonstruował tow. Stalin w roku 1941, gdy padły pierwsze pytania o 20 tysięcy polskich oficerów, policjantów, urzędników, to wódz narodu radzieckiego, chociaż doskonale wiedział o dołach Katynia, Charkowa czy Miednoje stwierdził, że Polacy są najprawdopodobniej w Mandżurii. Oczywiście to były dawne czasy, nie było takiej technologii jak dzisiaj, ale to jednak było ponad 20.000 osób, wojskowych, którzy się gdzieś w Związku Sowieckim rozpłynęli. I przez dwa lata szukano ich, jak nie w Mandżurii, to na Kołymie, Kamczatce, gdzieś na dalekiej Północy… Szukano po całej Rosji, bo nie przychodziło nikomu do głowy, że Rosjanie mogli tyle osób w ciągu jednego miesiąca po prostu 20 tysięcy polskich oficerów „rozwalić”. Nawet jeżeli przyjmowano ich śmierć, to raczej w wyniku wycieńczenia w obozach pracy, albo w skutek jakiś pojedynczych rozstrzeliwań pomniejszych grup… A groby naszych oficerów znaleźli Niemcy… tuż za Smoleńskiem. I wtedy Sowieci doznali olśnienia. Nie Mandżuria, ale obozy dla polskich oficerów tuż przy granicy z Niemcami, których nie zdążono w 1941 roku ewakuować. Niezbadane są perfidii sowieckiego kłamstwa przepastne krainy.

Umiejmy myśleć logicznie, ale nie w ramach logiki „to złodziej… i pijak, bo każdy pijak to złodziej”. Umiejmy dopuścić logikę innych. Tylko w ramach wolnych myśli dojść można do prawdy. Więc nie brońmy ministra Sasina logiką „on jest nasz, to jego zeznania są ok” bo tak ku prawdzie nie idziemy. Umiejmy dopuścić do myślenia błahostki. Pewnie, że nasz, ale czy to go od razu jako człowieka idealizuje. Przecież mógł pan Sasin dajmy na to noc z 9 na 10 kwietnia spędzić w jakimś miłym towarzystwie… i stąd ten poranek był u niego tak spanikowany, a teraz jest tak skromny, że przy tak dużej tragedii Państwa Polskiego nie będzie chciał dorzucać własnej tragedii. Nie raz już w historii takie błahostki zmieniały przebieg zdarzeń.

I może o jeszcze jednej rzeczy pamiętajmy, jeżeli już koniecznie nie chcemy widzieć wspólnego wroga, a chcemy dbać o prawidłowość postępowania po naszej stronie. Jeżeli stajemy z kimś do polemiki, to musimy stawać w tej samej kategorii. Nie będzie polemiki pomiędzy konstruktorem hulajnogi i konstruktorem samochodu, choć oba te przedmioty są pojazdami. A jednak. Nic nie stoi na przeszkodzie konstruktorowi hulajnogi aby skonstruował samochód i wtedy śmiało do polemiki. Ale póki to jest hulajnoga to równej polemiki być nie może. Dlatego też wszystkim tak mocno chcącym polemizować z FYMem radziłbym się zabrać za pisania własnej wersji 10 kwietnia, lub własnego jeszcze dokładniejszego opisu tego co działo się 10 kwietnia i po tej dacie, albo grzecznie i spokojnie poczekać na jedyną, równą polemikę z tym co napisał FYM jaką będzie raport komisji posła Antoniego Macierewicza. I pamiętamy, gdzie jest wróg i o co walczymy.

http://freeyourmind.salon24.pl/393348,komplet