W poniedziałek 15 września mija ,co do dnia, 82 rocznica gdy prezydentem Realu Madryt został były piłkarz tego klubu Santiago Bernabeu de Yeste. Grał u "Królewskich" przez dziewięć sezonów jako napastnik strzelając 68 bramek w 79 meczach. Futbolistą był niezłym ,ale prezesem klubu- genialnym. Był współinicjatorem stworzenia klubowych rozgrywek europejskich, a jego Real przez pierwszych pięć sezonów wygrywał Puchar Europy czyli dzisiejszą Ligę Mistrzów. Rok po wybraniu go na prezesa ,gdy w Europie trwała II Wojna Światowa w neutralnej Hiszpanii Senor Bernabeu zdecydował o budowie nowego wielkiego stadionu. Budowano go przez trzy lata. Pomieścił 75 tysięcy widzów, a wkrótce powiększono go tak, aby mógł przyjąć... aż 120 tysięcy kibiców. Rok po powiększeniu stadionu Real zaczął panowanie w Europie. Prezes Santiago też okazał się mistrzem, bo gdy przychodził klub był zadłużony, spora część pracowników zginęła w wojnie domowej a po jej zakończeniu kolejni trafili do więzienia. Nowy prezes dokonał reformy strukturalnej klubu: podzielił Real na różne obszary i poziomy, osobno zarządzane. Był jednym z pierwszych działaczy sportowych, który aby pozyskać pieniądze na budowę stadionu... wydał obligacje! W ten sposób wyprzedził epokę. Do tego szybko zamontował na stadionie -od lat noszącym jego imię- sztuczne oświetlenie, co dziś jest normą ale siedem dekad wstecz -wręcz przeciwnie.
Wreszcie był pionierem importu futbolowych gwiazd na skalę wówczas niespotykaną. Sprowadził piłkarskich geniuszy: Argentyńczyka Alfredo di Stefano i Węgra Ferenca Puskasa - obaj zresztą z czasem zaczęli grać w reprezentacji Hiszpanii. Do Realu trafił tez nasz rodak z Francji Raymond Kopa czyli Rajmund Kopaszewski. Potem do "Królewskich", dzięki prezesowi Santiago, przyszli czołowi piłkarze Niemiec: Guenter Netzer i Paul Breitner.
Był człowiekiem prawicy. W czasie hiszpańskiej wojny domowej walczył w szeregach armii generała Franco - w 150 dywizji kierowanej przez Munosa Grandesa. Warto pamiętać o tym fakcie, od wielu lat starannie przemilczanym .
Bernabeu kierował Realem przez 34 lata. W tym czasie nie pobrał nawet jednego peso wynagrodzenia. Czy odnalazłby się w dzisiejszych czasach komercyjnefj La Liga, której klubami rządzą nie prezesi ,ale menadżerowie zawodników? Oto jest pytanie...
*Artykuł ukazał się w tygodniku "Sieci"