Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Konsultacje z FSB
Wysłane przez Free Your Mind w 11-04-2011 [09:49]
Z ciekawości po długim odstawieniu „Rzeczpospolitej” (w związku m.in. z wybitnymi intelektualnie i stylistycznie tekstami P. Lisickiego i P. Skwiecińskiego zdradzającymi gwałtowne nawrócenie autorów na mainstreamowe myślenie), nabyłem w ostatni weekend specjalne wydanie tej gazety, wiedziony myślą, że może skoro ta gazeta dołącza film J. Pospieszalskiego i E. Stankiewicz, to może zdarzają się w niej przypadki myślenia niemainstreamowego zwłaszcza w tekstach dotyczących „wypadku lotniczego w Smoleńsku”. No i nie zawiodłem się, jest ciekawy materiał autorstwa P. Nisztora i G. Zawadki, który można by od biedy uznać za śledczy i nawet nieco odbiegający w przekazie od mainstreamu, choć pewnie jakiś pech chce, że autorzy niby myślą niemainstreamowo, a do konkluzji jakoś zgodnych z ruską narracją jednak dochodzą swoistymi zakolami (jest też w tej „Rz” poruszający już samym swym tytułem tekst M. Majewskiego i P. Reszki „Drogi prowadzące do nieszczęścia”, ale o twórczości Reszki już mi się zdarzało pisać na blogu i raczej nie przewiduję do niej wracać).
Owo odbieganie od mainstreamu można rozumieć w ten więc sposób, że podanych jest parę informacji, których nie widziałem w innych tekstach „okołosmoleńskich”. Jedną z nich jest np. news, że koło godz. 9-tej polskie specsłużby pilnie skontaktowały się z „oficerem łącznikowym FSB" rezydującym w Warszawie. Hm, czy nie za szybko, jak na konsultacje w chwili tajemniczego „zdarzenia”? Do tej kwestii za chwilę wrócę. Najpierw kilka wyimków z tekstu pod nieco lirycznym tytułem „Sobota, która zmieniła historię Polski”. Autorzy zaczynają od podania (jak zweryfikowanych, tego nie wiemy, a żadnych skanów dokumentów niestety nie publikują, zdjęć z Okęcia też) wieści o przygotowaniach do wylotu tupolewa: 4.00-6.00 sprawdzenie maszyny, 5.00 badania pirotechniczne, 6.20 pakowanie paczek, zniczy i wieńców. „Uporano się z tym w kwadrans. Kilkanaście minut później na pokład zaczęli wsiadać pierwsi pasażerowie” (kiedy i kto? - przyp. F.Y.M.).
I czytamy dalej: „Pierwotnie 36. pułk proponował, aby samolot wystartował już o 6.30, ale na prośbę Kancelarii Prezydenta start przesunięto o pół godziny. Jednak Tu-154M zamiast o 7.00 oderwał się od pasa startowego wojskowe części lotniska Okęcie w Warszawie 27 minut później” (szkoda, że nie ma jakichś znowu dokumentów lub filmu z monitoringu na Okęciu pokazującego ten odlot, no ale mniejsza z tym, bo za chwilę znajdujemy taki fragment – przyp. F.Y.M.:) „Jeszcze pół godziny przed katastrofą prezydent Kaczyński przez telefon satelitarny rozmawiał ze swoim bratem” (tymczasem tę rozmowę, o ile pamiętam usytuowano w okolicach 8.20, zaś sami autorzy trzymają się twardo 8.41 jako „godziny wypadku”, no więc jak jest z tą arytmetyką? - przyp. F.Y.M.).
Najciekawsze zaczyna się jednak teraz: „Kilka minut po starcie rządowego samolotu – o 7.30 (domyślamy się, że pol. czasu, a jak to było z czasem w Smoleńsku? - przyp. F.Y.M.) – sześciu funkcjonariuszy BOR wyjechało z hotelu w Smoleńsku, udając się w kierunku cmentarza w Katyniu (…). Dotarli na miejsce i rozpoczęli wraz z rosyjskimi służbami zabezpieczanie terenu.
Niespełna półtorej godziny później (dokładnie kiedy? - przyp. F.Y.M.) Cezary Kąkolewski, dowódca grupy BOR znajdującej się w Katyniu, otrzymał informację od jednego z funkcjonariuszy FSB, że „stało się coś złego z polskim samolotem””. Oczywiście autorzy nie zadają sobie prostych pytań typu 1) a skąd to jakiś bidny funkcjonariusz FSB wiedział o „nieszczęściu”, ani 2) jak to możliwe, że indagowani przez J. Sasina (http://centralaantykomunizmu.b...) oraz inne osoby borowcy w Lesie Katyńskim nie mieli informacji o problemach „polskiego samolotu”. No ale ja zagaduję, a tu przecież coś się dzieje dalej:
„(Kąkolewski – przyp. F.Y.M.) Natychmiast zadzwonił i przekazał ją (dokładnie kiedy? - przyp. F.Y.M. - jest jakieś potwierdzenie tego meldunku?) oficerowi dyżurnemu BOR w Warszawie. Po kilku minutach ponownie wykonał telefon (a skąd i jak się dowiedział nowych rzeczy? - przyp. F.Y.M.), informując, że najprawdopodobniej doszło do katastrofy. Samolot roztrzaskał się o ziemię o 8.41. Właśnie wtedy przestała rejestrować jakikolwiek zapis czarna skrzynka.”
Jak się domyślamy te ostatnie dwa zdania to już wyraz poetyckiej licencji autorów, gdyż nie podejrzewamy, by szef BOR-u w Lesie Katyńskim uzyskał tak szybko tak dokładną wiedzę o „wypadku na Siewiernym”. Nie śmiemy wszelako dopytywać, skąd tak dokładną wiedzę o zapisie CVR mają sami autorzy, skoro Instytut Ekspertyz Sądowych (jak niedawno na antenie Radia Wnet ogłosił J. Pospieszalski) podważył wiarygodność kopii zapisu przekazanych przez „stronę rosyjską”, a w trakcie fonoskopijnych analiz okazało się, że materiał jest montowany, pocięty, zmanipulowany. Przy takim bowiem wyniku badań poważnej instytucji współpracującej z prokuraturą i komisją Millera, to zdrowy rozsądek (już nie mówię o rutynie dziennikarskiej czy zwykłej ludzkiej przyzwoitości) nakazywałby daleko idącą wstrzemięźliwość w wyrokowaniu o dokładnych godzinach zdarzenia i o zawartości CVR. No ale załóżmy, że autorzy nic o tym nie wiedzieli, bo np. nie mogli się, przygotowując swój bezcenny materiał śledczy, dodzwonić do Krakowa. Różnie bywa z telefonami w neopeerelu. Z niektórych nawet zapisy sms-ów i połączeń potrafią tajemniczo znikać. Zagłębiamy się znowu w lekturę:
„Pierwsze informacje o katastrofie trafiły błyskawicznie do Warszawy. 0 8.42 na lotnisko Okęcie zadzwonił jeden z członków jaka-40, który wylądował kilkadziesiąt minut przed katastrofą rządowego tupolewa. - Prawdopodobnie spadł nasz samolot i została przerwana łączność – usłyszał w słuchawce porucznik z 36. pułku, który pełnił wówczas dyżur na wieży wojskowej części lotniska Okęcie (czyli dokładnie kto? - przyp. F.Y.M. - jest jakiś dokument z meldunkiem na ten temat?; w „raporcie MAK” nie znalazłem wzmianki o tym). Jego kolega z wieży (kto dokładnie? - przyp. F.Y.M. - jest meldunek dot. tego?) próbował z kolei bezskutecznie dodzwonić się na telefon satelitarny znajdujący się na pokładzie Tu-154M.”
No, problem tylko w tym, że ów jeden z członków jaka-40, gwoli ścisłości, nie widział żadnej katastrofy, że się tak wyrażę, a nawet słyszał od jednego z ludzi, co byli w wieży ruskich szympansów, że „oni odlecieli”. No i zwróćmy uwagę na to dość często pojawiające się w relacjach „wypadkowych” słowo „prawdopodobnie” czy „najprawdopodobniej”. Co gorsza COP, który dalibóg zajmował się monitoringiem przelotu, nic jeszcze nie wiedział o żadnej katastrofie (http://centralaantykomunizmu.b...). Niestety, autorzy pomijają ten zagadkowy wątek, tak jak i niezwykle zagadkowy wątek „prezydenckiego jaka-40” (http://centralaantykomunizmu.b...)(http://centralaantykomunizmu.b...) (http://centralaantykomunizmu.b...).
Niestety, gdyż autorzy od razu nas przenoszą na lotnisko Siewiernyj, gdzie: „na prezydencki samolot oczekiwało 19 osób, w tym funkcjonariusze BOR będący kierowcami polskich dyplomatów (od jakiegoś czasu kierowcy ci urośli w narracji mainstreamowej niemalże do rozmiarów całego batalionu - przyp. F.Y.M. - nie wiedzieć więc czemu szef BOR-u miał mówić Sasinowi, iż nie ma nawet do kogo zadzwonić na lotnisku Siewiernyj, gdyż brak tam funkcjonariuszy). W pewnym momencie (dokładnie: w którym, tego autorom nie udało się ustalić, mimo że tacy precyzyjni byli, jeśli chodzi o działania na Okęciu - przyp. F.Y.M. - po prostu musimy przyjąć, że chodziło autorom o „one moment in time”) zgromadzeni usłyszeli kilka huków, po czym zapadła cisza.” Kilka huków – zapowiada się nieźle, szczególnie, że wedle znanych nam dobrze relacji J. Bahra i M. Wierzchowskiego oni akurat nie usłyszeli zupełnie nic. Może więc autorzy artykułu słyszeli coś z Warszawy po prostu? A może chodzi autorom o to, że jacyś znowu życzliwi funkcjonariusze FSB będący opodal na Siewiernym coś usłyszeli i powiedzieli polskim niedosłyszącym dyplomatom? Funkcjonariusze FSB mogli powiedzieć nie tylko, że słyszą, ale też, że to, co słyszą, znaczy ni mniej ni więcej, tylko to, iż „stało się coś złego z polskim samolotem”? Tej kwestii niestety też autorzy nie drążą i piszą dalej tak:
„Przez gęstą mgłę nie było jednak widać, co się stało (no ale chyba funkcjonariusze FSB mający wzrok przyzwyczajony do ruskiej mgły, widzieli nie? - przyp. F.Y.M.). Początkowo obecni na lotnisku ruszyli w innym kierunku (w innym w stosunku do czego? - przyp. F.Y.M.), bo pojawiła się informacja (sama się pojawiła – sama z siebie – przyp. F.Y.M.), że prezydencki samolot przeleciał pas (no właśnie przeleciał tak, że nikt nie widział ani nie słyszał – przyp. F.Y.M.). Po kilku minutach (czyli o której? - przyp. F.Y.M.) m.in. samochód z Jerzym Bahrem (…) ruszył w kierunku miejsca, gdzie rozbiła się rządowa maszyna (jak dostrzeżono to miejsce, skoro była taka gęsta mgła, nie wiemy – przyp. F.Y.M. - ale grunt, że znaleziono właściwe i tak szybko, bez żadnych helikopterów, które musiałyby na poszukiwania stracić sporo paliwa). Na miejscu zaczęło się też pojawiać coraz więcej wozów strażackich (hm, ja na filmie SW widziałem raptem dwa – no ale i dwa to coś – przyp. F.Y.M.), funkcjonariuszy rosyjskich służb oraz wojska. Kwadrans po katastrofie (czyli jak to zwykle w przypadku katastrof lotniczych bywa – przyp. F.Y.M.), o godzinie 8.56, na lotnisku zawyły syreny.” (A jaki one miały dźwięk? - przyp. F.Y.M. - Taki jak na filmiku Koli czy może jak na filmie moonwalkera SW?)
„Kilkanaście minut po katastrofie rzecznik prasowy MSZ Piotr Paszkowski przekazał mediom informację, że najprawdopodobniej trzy osoby przeżyły.” Hm, no więc kilkanaście minut po katastrofie, czy kilkanaście minut po ogłoszeniu, że do katastrofy doszło, bo to pewna różnica, jeśli chodzi o relacje z 10 Kwietnia, no ale może po roku dziennikarze „Rz” takich szczegółów nie pamiętają. Ja zaś pamiętam, że „kilkanaście minut po katastrofie” (przyjmując za godzinę zero: 8.41) to Paszkowski nie przekazywał jeszcze do mediów oficjalnego komunikatu o katastrofie, a co dopiero o rannych (http://centralaantykomunizmu.b...). Cieszmy się jednak, że cokolwiek dziennikarze „Rz” piszą, a nie narzekajmy, że się to wszystko nie trzyma kupy (nie miejmy też podejrzeń, że artykuł ma charakter „twórczej rekonstrukcji przeszłości” i to w orwellowskim stylu, bo to niezdrowe skojarzenia), no więc jeszcze rzućmy okiem na intelektualny deser, jaki nam wyszykowali:
No i teraz ten deser: „Około godz. 9 informacja o katastrofie (która przecież miała się wydarzyć o 8.41 – przyp. F.Y.M.) wywołała alarm w służbach specjalnych. Natychmiast nawiązano kontakt z oficerem łącznikowym rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, znajdującym się w Warszawie. Około 10.30, niespełna dwie godziny po katastrofie, do Centrum Antyterrorystycznego ABW na nadzwyczajne posiedzenie zaczęli się zjeżdżać szefowie MSWiA, Kancelarii Premiera, MSZ oraz wszystkich służb specjalnych w Polsce.”
Ta informacja jest nadzwyczajna nie tylko z racji wzmianki o warszawskich konsultacjach z FSB „najprawdopodobniej” (używając języka mainstreamowej narracji) stojącym wraz z GRU za zamachem na polską delegację. Pokazuje ona bowiem także dość zaskakujące tempo działań polskich specsłużb, które przecież z COP nie miały wtedy, tj. „około godziny 9” jeszcze żadnej, absolutnie żadnej informacji o tym, że doszło do tragedii. Czy więc ten alarm w specsłużbach nie był nieco... przed czasem? Z kolei zjazd ministrów odbywać się miał... „niespełna dwie godziny po katastrofie”. To tak jakby w nieco ślimaczym tempie. Co goście przez te dwie godziny robili? No bo domyślamy się, że na zabezpieczanie „miejsca wypadku” nie mieli czasu – i chyba nie mieli też do tego głowy. Tak jak do wysłania specjalistów medycyny sądowej (http://centralaantykomunizmu.b...). No i jak wyglądały te konsultacje „na szczycie” z FSB?
Komentarze
11-04-2011 [10:48] - crb (niezweryfikowany) | Link: pytania
Zadane przez autora jak zwykle trafne, rzeczowe i konkretne. Przydałoby się uzyskać równie szczere i miarodajne odpowiedzi od prokuratury i rządu. Dziękuje za ogrom pracy i sumienności, Pana spostrzeżenia rozwijają obraz tragedii, jak najwięcej osób powinno poznać te fakty. Jeśli wciąż by się nie zgadzali, to przynajmniej zaczną się zastanawiać nad sprawa. Powodzenia i na pewno do zobaczenia.
11-04-2011 [10:55] - AS (niezweryfikowany) | Link: A jak było w Warszawie?
Co się działo na lotnisku w Warszawie? Tu nie ma co spekulować!
Pytać:
Kto był na wieży kontroli lotów w Warszawie?
Jak przebiegała procedura startu samolotów rano z Warszawy?
Ile ich wystartowało?
Czy w Warszawie też się samo zrobiło zwarcie i niema zapisów rozmów z załogami?
A może nie ma kogo pytać - bo szympansy opanowały ...
11-04-2011 [12:03] - synergia 2010 (niezweryfikowany) | Link: A świstak...
Każdą kolejną mainstreamową publikację, człowiek ma ochotę zakończyć słowami " a świstak siedzi i zawija...".Czy każdy z dziennikarzy ma dzisiaj obowiązek spłodzić tekst o chronologii zdarzeń z 10 kwietnia? Niektórzy koniecznie powinni zgłosić się do Prokuratury z wiedzą płynącą z wizji, przeczuć i snów, o co prokuratorzy swego czasu apelowali. Jednak niech piszą, może w ten sposób niektórzy, budzący się z umysłowego paraliżu, próbują przemycić w potoku informacji, domysłów i powtórzeń, tylko im dostępną, tajemną wiedzę? Może nie mogą uczynić tego wprost...
11-04-2011 [19:46] - szara_komórka (niezweryfikowany) | Link: Co goście przez te dwie godziny robili?
Czekali na informację od oficera łącznikowego rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa czy wszystko poszło zgodnie z planem.