Mój dziadek rezerwista rozpoczął i zakończył wojnę w 1939 roku rowerową wycieczką do Lwowa. Tam miało się odbyć zgrupowanie wiarusów armii generała Bułaka-Bułachowicza, do których przynależał.
No i odbyło się, z tym że jego gospodarzami całkiem nieoczekiwanie zostali sowieci.
Ci przejęli całe zgrupowanie i zatrzymali je razem z rowerem dziadka.
Jego wraz z kolegami zbawiennym trafem, w ramach jakiejś tam wymiany , przekazali Niemcom, a rower zniknął na wieki w przepaścistej Rosji.
- Pewnie, że szkoda, ale lepiej, że to on przepadł a nie ja – uściślał zawsze dziadek.
Przekazanych sobie jeńców Niemcy internowali w nowo założonym obozie na Majdanku. Ta nazwa dzisiaj brzmi niezwykle groźnie, ale wtedy z niczym się nie kojarzyła. Była jeszcze świeża jak i cały obóz składający się z paru baraków, prowizorycznej bramy ze służbówką i drucianych zasieków. Tak to już bywa z nazwami, że znaczenie nadaje im historia, ale nie będziemy się tu nad tym rozwodzić; jeśli jednak już o nich mowa, to dziadek do końca życia dziękował Bogu, że nie otarł się o inne, które także mało wówczas znaczyły. O takie jak choćby Bykownia, Ostaszków, czy Katyń, a przecież tak niewiele brakowało.
Moja babka Katarzyna, zwana wtedy jeszcze tyko Kasią, dowiedziawszy się skądś o losie męża postanowiła go „z tego tam Majdanka”, jak mawiała, wyciągnąć. A babka kiedy coś postanowiła, to nie sposób jej było od tego odwieść.
Tak więc klamka zapadła : trzeba oczywiście Pietrka wyciągnąć ! Tylko jak?
I tu w sukurs przyszła babce prawdziwie polska fantazja. Postanowiła osiągnąć to w sposób prosty, acz pozornie nieprawdopodobny. Jednak by wykonać zamierzenie trzeba było być moją babką Katarzyną, a nie kimkolwiek innym.
Wynalazła najpierw gdzieś za pomocą swoich towarzyskich „kanałów” kompletny mundur niemieckiego feldfebla i tym samym „kanałem” przekazała go dziadkowi wraz z zaleceniem, by dnia takiego a takiego o oznaczonej godzinie podszedł w nim pod bramę obozu.
Sama przyszła tam także, tyle że z pozornie wolnej, przeciwnej strony.
Dzieliła ich więc już tylko brama.
Babka ostentacyjnie beztroska , roześmiana wiosennie i lekko zażenowana, z pełnym koszykiem jabłek w ręce, stanęła przed tą bramą i rozpoczęła wyczekiwanie.
Ładna dziewczyna, ubrana w kwiecistą sukienkę, bo dzień był ciepły, choć późnowrześniowy, , z włosami na tę okazję upiętymi w niemiecką gretkę zainteresowała rozmarzonych babim latem strażników. Tak, że zamiast indagować: kto zacz i po co, woleli sobie poflirtować.
I to był ich błąd, na który babka od początku liczyła.
Odwdzięczyła się za niego soczystymi jabłkami.
Lody prysły zupełnie, gdy babka mówiąc czystą niemczyzną, podała się za osiadłą w Polsce Niemkę, która właśnie przyszła na randkę z narzeczonym. Niestety jej chłopcu nie chcą dać urlopu i może wychodzić tylko na przepustki – wzdychała żałośnie.
- Ach zo…ja, ja…Dieses Unglück – potakiwali ze zrozumieniem nowomianowani koledzy dziadka i zaczęli razem z nią niecierpliwie wypatrywać oczekiwanego. Ten jednak nie nadchodził, choć mijały minuty dłużące się jak godziny.
Jabłka przestały całkiem smakować i coraz trudniej było je przełykać, a dłonie ściskające pałąk koszyka zaczynały się coraz obficiej pocić.
Okazało się później, że masz domowy skrupulat pożyczył komuś tam swoją brzytwę i czekał na jej oddanie; czego mu potem babka długo nie mogła wybaczyć.
- Ciężki idioto – warczała niekiedy niczym mucha plujka, kręcąc się po kuchni – ja bym ci była dziesięć takich kupiła w zamian!
- No ale jak ja Kasiu mogłem wyjść nie całkiem ogolony…? – pytał retorycznie dziadek.
- Ot, do dzisiaj durny ! – prychała babka wymownie znacząc kółko na czole.
W końcu, czego dowodem jest moje istnienie – dziadek nadszedł wreszcie, witany zaskakującym aplauzem strażników. Nie tylko nieligitymowany a wręcz poklepywany kordialnie, przeszedł bramę i żegnany znaczącymi uśmieszkami z cmoknięciem najzwyczajniej w świecie poszedł sobie do domu. Z Kasią przytuloną do swego ramienia i szepczącą mu do ucha z wściekłością , choć serdecznie niewyszukane obelżywości.
Oddalając się babka przesłała jeszcze zalotnie kilka pocałunków płowowłosym chłopakom oraz mężowi parę dotkliwych kuksańców i tak skończyła się ta, poniekąd rajska, historia.
Bez żadnych dalszych konsekwencji, nie licząc oczywiście kosmyka siwych włosów, który pojawił się nazajutrz nad czołem babki.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3807
Starsze ( to jest : wiersze, Wypominki historyczne, Księga lampy naftowej,Księga piasku i Księga wiatru ) ukazały się w dwu pozycjach wydawniczych zatytułowanych : "Księgi zamyśleń" i "Myśli na marginesach". Można je ( oraz ponad 70 różnych książek z moimi ilustracjami :) ) nabyć zamawiając bezpośrednio w wydawnictwie " Miniatura", 30-307 Kraków, ul. Barska 13. Tel. 12-267-10-39.
Pozdrawiam serdecznie :)